Jeśli zdarza się coś
nieplanowane, niekoniecznie namacalne i spotyka laika, bywa że ma kształt
poniższego. To moja osobista "droga na Księżyc", której nie
planowałem, a stała się faktem. Znalazła swoją przestrzeń na moim skromnym
blogu.
Samotnie
się bielił na 
smolistoczarnym
niebie, 
szedł
krok w krok ze mną,
jakby
czuł, żem dziś w potrzebie.
Mijaliśmy
się z codziennie 
mijanymi
miejscami, 
parking,
most, pod nim Ślęza 
z
nierozłącznymi braćmi wałami. 
Koniec
drogi i lampy przerwały
intymnej
relacji ciszę. 
Niech
się bieli tam dalej, 
ja
o nim napiszę. 
|droga
na Księżyc| © Janusz Zacharewicz
PS. W świecie ścisłych specjalizacji i szeroko dostępnej wiedzy, wciąż w wielu aspektach jesteśmy laikami, nawet jeśli trudno się do tego przyznać. Obserwując przy tym motyla, który nie zastanawia się, czy umie latać, jest w tym niekoniecznie najlepszy i do tego w znacznym stopniu bezbronny, nie mam śmiałości, a z pewnością kompetencji odebrać mu dobra, piękna i nieodkrytego chyba do końca wkładu jaki wnosi w przyrodę, której jesteśmy częścią.
