Motorem napędowym Sprzedaży
jest tzw. potrzeba zakupowa Klienta. Jeśli Klient potrzebuje jest szansa, że
kupi. W tej szansie natomiast jest szansa, że kupi od nas. Musimy jednak coś
dla tej szansy zrobić, a może nawet ową szansę stworzyć/ wykreować. Musimy
być może coś jeszcze, ale o tym za chwilę.
Z
potrzebą zakupową jest jak z ogniem, który czasem pojawia się sam w sposób
niekontrolowany i nieprzewidywalny. Czasem. Piorun trafia w drzewo, które staje
w ogniu. Płonie drzewo, płonie las. Widzimy zakup/ sprzedaż/ potrzebę zakupu
środków codziennego użytku, więc ubrań, pożywienia. Każdy wg wspomnianej
potrzeby. Widzimy chcącego naprawić uszkodzone auto i kompletującego piórnik
dla swojej pociechy. Klient potrzebuje produktu/ usługi nagle i szuka tego
niezbędnego. Szuka od razu, bo chce, bo musi i najważniejsze TERAZ. Ale bywa,
że ogień wzniecany jest w przeciwieństwie do tego samoistnego wywołanego
piorunem świadomie i celowo. Mamy tak organizując z przyjaciółmi pieczenie
kiełbasek, już w samych planach okraszając atmosferę pieśnią harcerską
wygrzebaną z zasobów własnej kory mózgowej. Ognisko, jako ogień „celowy” i
świadomy możemy wzniecić bez trudu z użyciem zapałek, ale może się zdarzyć, że
trzeba się będzie przy tym napracować niczym na wyprawie survivalowej ocierając
drewno jedno o drugie, by cieszyć się płomieniem, jego światłem, ciepłem i
bezpieczeństwem (czytaj imitacją przewagi nad naturą) krzycząc w radości i
dumie z „własnoręcznego” sukcesu jak bohater filmu "Cast Away" „jestem
królem świata!”. Trochę podobnie dzieje się w Sprzedaży.
kalendarz
i głód
Bywa,
że Klient zostaje naprowadzony na potrzebę posiadania czegoś celowo, z
zaplanowaniem, analogicznie do ognia wzniecanego „specjalnie”. Nie miał
potrzeby i już ma. Nie był świadomy braku czegoś, a jest. Zaobserwujemy pewne
zjawisko sięgając pamięcią kilkanaście, kilkadziesiąt lat wstecz. Czyż mieliśmy
wówczas potrzebę posiadania tabletu, albo smartwatcha? Żyliśmy bez tych rzeczy
i było dobrze, by nie wchodzić w indywidualną ocenę, czy było lepiej, bądź
gorzej. Było "w miarę" dobrze. Czy myśleliśmy wówczas o prezencie
przed 14 lutego (ups...) dla swojej "walentynki"? Czy planowaliśmy
okazalsze niż zwykle zakupy na black friday, cyber monday i „[...]day” z
wszelkimi jego mutacjami? Żyliśmy bez tych rzeczy i było wg indywidualnej oceny
„w miarę” dobrze. Czyż nie stworzono trochę w nas, w Klientach, ale i w
kulturze i odbiorze przekazu reklamowego te oraz więcej innych wydarzeń i
okazji? Chyba trochę tak. Wklejono daty handlowe w puste miejsca w kalendarzu
niehandlowym i przerobiono nieaktywne sprzedażowo czasookresy w pachnące
wydawaniem pieniędzy okazje zakupowe. Mocno może zabrzmi, ale wygląda
na to, że jesteśmy pacynkami w teatrze handlowym.
Mimo
że motor sprzedaży, czyli potrzeba zakupowa może być jak najbardziej naturalna,
jak głód, to głód naturalny ma przyszywane rodzeństwo, czasem trudne do
odróżnienia. Oprócz tego naturalnego istnieje głód wykreowany nawet u
najedzonego człowieka. Głodny Klient chce zaspokoić głód, natomiast
najedzony teoretycznie już nie musi go zaspokajać, ale można mu wmówić/
wykazać/ udowodnić bardzo inteligentną, dopasowaną/ wpasowaną idealnie i
indywidualnie, czytaj spersonalizowaną argumentacją, że wciąż jest głodny.
Stworzyć w nim wrażenie niedosytu po to, by po obfitym posiłku przy uginającymi
się od wykwintnych dań stole zamówił coś jeszcze. Więc wjeżdża deser. Ale
to nie koniec bynajmniej, bo przed wyjściem Klient może (musi?) zamówić coś do
domu lub na wynos. Z tym że to nadal (znów bynajmniej) nie koniec, bo przecież
kontakt się nie urywa i zacierając ręce mamy już plan na przyszłość Klienta,
bez znaczenia, czy ten ostatni jest tego świadomy. Przecież jutro znowu
będzie głodny.
podtrzymywanie
ognia
Wracam
do "gorącej analogii” ognia. Okazuje się, że ogień jest dobry, nie ma z
tym dyskusji, a wszystkie rodzaje ognia, zarówno te nagłe/ niekontrolowane jak
i te specjalnie wzniecone/ pod kontrolą mają wspólny mianownik. Oprócz
możliwości ugaszenia można je podtrzymywać. Podtrzymywanie
ognia, czytaj podtrzymywanie potrzeby zakupu, to główne zadanie handlu, w
tym sił Sprzedaży, marketingu, public relations i reszty handlowego
zaprzęgu. To zadanie tak ważne, jak paliwo w silniku gospodarki. Ale poza
tym, że jest ważne ciąży na nim (nie)obligatoryjna odpowiedzialność, gdyż
podtrzymywanie potrzeby zakupu powinno być nazwijmy to etyczne. Po to by
Klient, jeśli oczywiście jest/ ma być traktowany jak człowiek, który ma prawo
być wolny, w każdym momencie miał możliwość zgaszenia/ zdławienia ognia, a tym
samym ucięcia, a może wyeliminowania wykreowanej u siebie potrzeby. Jeśli
Klient to wciąż podmiot. Jest to ważne dlatego, żeby jak najmniej obserwować
przesycenia/ przejedzenia/ wymiany sprawnych w 100% rzeczy na nowe, wciąż
nowsze, choć niewiele nowego wnoszące, a oczywiście mające swoją cenę (w tym
miejscu proszę Czytających o zanucenie w myślach "Money, money,
money", Abby).
A że ogień jest dobry nie ma z tym dyskusji, również ten „sprzedażowy”. Ściślej jednak mówiąc jest jednocześnie dobry i niebezpieczny, a precyzując, to dobry i bezpieczny jest tylko i wyłącznie ogień ujarzmiony. Najskuteczniejszym natomiast sprawcą jego ujarzmienia jest człowiek. Taki dobry ogień mamy w latarni oświetlającej mrok. Latarni przywodzącej, a niejednokrotnie ratującej zagubione na morzu statki. Nie inaczej jest z potrzebą zakupową, która jest jednocześnie dobra i niebezpieczna, a precyzując, to dobra i bezpieczna jest tylko i wyłącznie potrzeba zakupowa ujarzmiona. Najskuteczniejszym natomiast sprawcą jej ujarzmienia jest człowiek, a w przełożeniu na rynek - Klient/ Odbiorca/ Konsument. Ze względu na powyższe od czasu do czasu przynajmniej być może zasadne okazałoby się zapytanie samego siebie przed zakupem „czy ja naprawdę tego potrzebuję?”. To jest to drugie, co musimy, o którym wspominałem na wstępie tekstu, ale ponieważ określenie „musimy” to zbyt wiele zastąpię je słowami „może czasem warto". Może czasem warto w granicach własnej woli, wolnego wyboru na tym wolnym rynku mieć z tyłu głowy te kilka słów. Pytanie "czy ja naprawdę tego potrzebuję?" nie wymaga odpowiedzi, jednak czasem niczym kubeł zimnej wody gasi ogień.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
dziękuję za komentarz