Tekst ten oraz zawarte w nim wnioski są wynikiem wieloletniej obserwacji,
która nie musi mieć pojmowanego obiektywnie znaczenia. Z jakiejś przyczyny
jednak jestem i szanując każdy pogląd na Sprzedaż zostawiam sobie przestrzeń do
oceny własnej. Można się zastanawiać co jest najlepszym wynalazkiem
ludzkości. Mój faworyt to koło, które dzięki "prostocie" i
genialności w przypisany sobie prosty sposób stwarza oksymoron "prostota
koła". Koło jest doskonałe, o czym świadczy jego niezauważalna obecność w
codziennym życiu od 6 tysięcy lat. Zataczam dzisiaj (nomen omen) koło i wracam
do początków jego powstania, by podkreślić ludzki geniusz zrodzony z potrzeby
i/ lub przypadku. Mam potrzebę również zadać kilka pytań nie oczekując
odpowiedzi.
Muzyka ma tajemnicę. By wykazać jej wartość
potrzebujemy technologii i jakości wykonania instrumentów oraz sal koncertowych
jednocześnie pamiętając, że wystarczy scyzoryk i kawałek drewna, by stworzyć
flet i przeszyć serce prostotą wygranych nut. Muzyka współpracuje z talentem i
wrażliwością twórcy oraz słuchających, będąc obecna w idealnym wykonaniu
etiudy, ale również w prostocie szumu liści i górskiego potoku. Wyrafinowana
prostota to nie oksymoron. To piękno. Jego tajemnicy dotyka perfekcyjnie natura
oraz tak jak potrafi człowiek. Na pięciolinii, płótnie malarskim, filmowej
kliszy oraz w ludzkich gestach. Sprzedaż również ma tajemnicę. Dotyka
wszystkich niezależnie od tego, czy mamy tego świadomość. Sprzedaż dotyczy
większej ilości spraw, niż na pozór się wydaje. Z dużym
prawdopodobieństwem zakładam, że dotyka ona wszystkich będąc wyczuwalna
smakiem, węchem, słuchem, choć nie wyłącznie tymi zmysłami i ma swój
pierwiastek zarówno w sytuacjach sporadycznych, okazjonalnych, jak i tych codziennych,
na które przez ich spowszechnienie oraz oczywistość nie zwracamy uwagi.
Pachnący chlebem chleb oraz inne chrupiące wytwory
ręki piekarza kupują ludzie kierowani węchem, smakiem, nawet słuchem. Mamy w
tym pierwotną potrzebą głodu, ale i zachcianką sytego już człowieka. To
sprzedaż w najczystszej formie, a ta nie byłaby możliwa bez mąki, którą
dostarczył piekarzowi młyn. To także sprzedaż w najczystszej formie. Młynarz
korzysta z przekazanej pokoleniami wiedzy (dziś powiemy know-how) dotyczącej
wypieku pieczywa, ale i użytkuje młyn, do wybudowania którego zakupiono w
cegielni cegły. To sprzedaż w najczystszej formie. Cegły zostały wypalone w
piecach postawionych wykwalifikowaną ręką, a w konstrukcji młyna wykorzystano
koło z drewna dębowego wytworzonego przez cieślę, któremu oś koła młyńskiego
dostarczył kowal, który to z kolei do tego
celu użył [...]. Utnę w tym miejscu rozpoczęty ciąg, którym
mniej lub bardziej udolnie staram się nakreślić procesy powiązane wspólnym
mianownikiem. Sprzedażą w najczystszej formie.
Wszystkie z wymienionych powyżej postaci są elementem
zależnych od siebie powiązań sprzedażowych. Są też częścią własnych rodzin i
społeczeństw, które korzystają z wiedzy lekarza oraz trudnej do określenia
liczby usługodawców, nie zapominając o piekarzu, od którego zaczynam historię
celowo zataczając jej koło. Koło alegorycznie do koła młyńskiego, mającego
swoją pierworodną funkcję, do której to przypisane jest jej własne tempo
dyktowane nurtem rzeki. Choć to uproszczony fragment całości zależnych od
siebie relacji międzyludzkich posiada wg mnie zdolność ukazania obrazu
Sprzedaży. Obrazu, którego jesteśmy częścią wszyscy, ponieważ na którymś
etapie wielu podobnych, przenikających się i działających symultanicznie
schematów zależności funkcjonujemy.
Sprzedaje również piszący te słowa i obserwując świat
handlu trochę już lat myślę, że nie da się nie zauważyć, a tym bardziej ukryć,
że króluje obecnie swoisty fetysz efektywności. Wszystko zmaksymalizować, by
potem uznać, że to jeszcze nie był "max". Czy ktoś zagwarantuje, że
sprzedawca A nieco mniej skuteczny dzisiaj, albo w krótkim przedziale czasowym
od sprzedawcy B, w perspektywie lat "nastu", czy "sięciu"
nie przyniesie swoim działaniem większej korzyści, choćby w utrzymaniu, czy
podtrzymaniu wieloletnich relacji i zaufania do marki? Marki,
która może powinna istnieć, wzrastać, rozwijać się dziesięciolecia.
Czy zagwarantujemy, że sprzedający dzisiaj nieco więcej będzie robił to
i tak nadal za lat "n" i czy w ogóle będzie wciąż się tą
czynnością zajmował? Czy sprzedaż jest sprintem na 100 m,
czy może umiejętnością biegu przez całe zawodowe życie? Czy
tempo pracy koła młyńskiego wciąż jeszcze dyktuje nurt rzeki? Nie
oczekując odpowiedzi celowo rozsypuję te pytania trochę jak
puzzle, do których pasuje jak ulał jeden specyficzny, z napisem "kto jest
bez winy niech pierwszy […]".
Nawet jeśli zabrzmi to niemodnie, nie na czasie,
a może wręcz romantycznie, uważam że Sprzedaż istnieje również poza i
pomimo ilości i liczb zamieszkujących komórki excela. Czasem liczby, na które
patrzymy i analizujemy dzisiaj zostają wchłonięte paradoksem
Jevonsa. Wydaje mi się jednak, że Sprzedaż trwa i ma swoje tempo, podobnie
jak swoje tempo ma koło młyńskie, proces wypieku cegły oraz dobrego chleba,
który bez konserwantów przez wiele dni nadaje się do spożycia. Historia
nienachalnie pokazuje, że piękne i solidne mury w architekturze niekoniecznie stawiają
tzw. stachanowcy, ale ludzie, których pasja broni ich w tej pasji przez lata.
Może nie wyłącznie, ale to właśnie zamiłowanie jest tym,
co utrzymuje i podtrzymuje wspomnianą Sprzedaż.
Mamy trochę dzisiaj tendencję do maksymalizowania.
Kucharz gotujący wyborne potrawy musi wybornie gotować na czas, więc smak,
węch, kunszt i talent mistrza kuchni idą w szranki z narzuconym pośpiechem i
parabożkiem o nazwie "efektywność". Tymczasem potrawa kucharza
smakuje wybornie niezależnie od biegnącego czasu stając wręcz okoniem trendom
pośpiechu i sprawiając, że bigos niczym wino zyskuje na smaku z każdą godziną,
a na dobry chleb wciąż trzeba poczekać. Niech tak zostanie. Najlepszym
piekarzem niekoniecznie musi być ten, który sprzedaje dzisiaj więcej, a dobry
chleb, z pozoru tylko prosty owoc ręki piekarza jest dobry niezależnie od tego
ile bochenków się piecze w piecu jednocześnie, a tym bardziej ile się ich
sprzeda. Dlatego mimo niezaprzeczalnie ważnych liczb i pomiędzy ważnymi
liczbami, których znaczenia nie deprecjonuję, a wskazuję znaczenie istnienia
szerszej perspektywy myślę i uważam, że SPRZEDAŻ NIE JEST
WYŁĄCZNIE LICZBĄ. Gdyby tak było, poza tym, że byłoby to na swój sposób
smutne, łatwo można by ją było zdławić lub wręcz zabić, a ona się broni od
niepamiętnych czasów i wciąż istnieje będąc podtrzymywana pomimo, między innymi
pasją, ale i rozsądkiem ludzkim. Niech tak zostanie.
Wracając do początku i zawartej w tytule tego tekstu
tezy, tak właśnie uważam. Sprzedaż dotyka wszystkich, a zdarza się,
że trafia na ludzi, którzy zechcą ją na swój sposób pokochać. Zażyłość ta jest
szczególna i wymagająca zamiłowania. Pomimo trudności w Sprzedaży, a może
dlatego właśnie jest ona fascynująca i w tej swojej niemożności odkrycia do
końca niesamowita. Szanując każdy pogląd na Sprzedaż również ja mam prawo
do oceny własnej. Chcemy czy nie, nie do końca z naszego wpływu, co
pokazują ostatnie miesiące i lata, jutro, za tydzień, za miesiąc, za
rok, za dekadę i wiek Sprzedaż będzie trwać dalej, ponieważ ona
odbywa się zawsze. Pójdzie jak zwykle po swojemu, trochę po trawie, omijając
wytyczone dla niej przez człowieka ścieżki i tory. Nie nazwę jej
"nowa" lub "inna". Ona nie musi trzymać się nazw, bo i bez
nich istnieje, a nazewnictwa są poza nią mimo doklejanych do niej typów i
ram. To jest istotą Sprzedaży, która istniała zanim wynaleziono papier i
ołówek, nie wspominając o komputerze. Istotą Sprzedaży w najczystszej
formie. Niech tak zostanie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
dziękuję za komentarz