dobre może "trącić myszką"

Wraca w muzyce brzmienie elektroniki i podkładów rodem z lat 90. XX w., układając w mojej głowie nieodparte i przechodzące w pewność wrażenie „jakbym to już gdzieś słyszał…". Nowa wersja kultowego obrazu "Król lew" w 25 lat po swoim pierwowzorze, stała się potwierdzeniem obserwacji, iż rzeczy sprawdzone, dobre i genialne są celowo powtarzane. Wielka wytwórnia filmowa wraca do sprawdzonego, dobrego i genialnego projektu, biorąc z tzw. dobrodziejstwem inwentarza ryzyko związane z tym, że całość może się nie udać. Może, ponieważ przeskoczyć poziom "wersji matki" przez "wersję kopię", mając nadzieję, że da się przynajmniej utrzymać ten sam lub porównywalny, nie jest łatwo. Nie o technologię i efekty specjalne wyłącznie chodzi, gdyż można wręcz "zabić" film przesyceniem nimi, co pokazuje co najmniej kilka przykładów produkcji oraz to, iż powstało wiele filmów zupełnie bez komputerowych wspomagaczy, a cieszą się aktualnością obrazu i przekazu przez dziesięciolecia, bez wrażenia zwietrzenia i spłowienia wspomnianych wizualnych efektów, które to ani specjalne, ani efektowne po latach już nie są. Bez wrażenia tzw. trącenia myszką.

 

Nawiasem mówiąc (choć nie piszę tego w nawiasie), wytwórnia Disneya zawsze będzie "trąciła myszką", dzięki sympatycznej Mickey. Życzę wytwórni, by tak zostało. Remake "Króla lwa" po ćwierćwieczu, w nowej odsłonie i odmiennej technologii pokazuje, że jeśli dziś mamy w kinematografii coś nowatorskiego, jakiś przełom, jak choćby przed laty "Avatar", czy wcześniej "Matrix", możemy za kilkanaście, kilkadziesiąt lat być świadkami powstania "wersji kopii" ich "wersji matki", w jeszcze odmiennej technologii, o której dziś nie wiemy, albo wiedzą o niej nieliczni wizjonerzy, pracujący w przysłowiowym garażu, czy w tzw. samotni, w ukryciu przed konkurencją, po to by po latach wyjść, zadziwić świat i zostawić widza z otwartymi z wrażenia ustami, rozbijając przy okazji tzw. box office. Bo wyobrazić sobie wspomniany "Avatar" w opcji "level wyżej" wymaga bez wątpienia wizjonerskiego spojrzenia nielicznych jednostek. Na marginesie (choć nie piszę tego na marginesie), gdyby wrócić do czegoś, co już było, jest sprawdzone, dobre i genialne, mógłby narodzić się "Avatar" (dobry, sprawdzony i genialny) w wersji kina niemego (dobrego, sprawdzonego i genialnego), z orkiestrą "na żywo". Skromnym jestem pomysłodawcą, ale czyż damy sobie uciąć głowę, że by się widzom taki właśnie nie spodobał, a inwestycja okazałaby się trafiona również z punktu widzenia portfela producenta?

 

Podobną sytuację mamy nie tylko w świecie filmu, bo rzeczy sprawdzone, dobre i genialne istnieją w różnych sferach życia i można je po latach powtarzać w tych samych właśnie dziedzinach, ale nie wyłącznie. Zasady Sun Tzu zawarte w "Sztuce wojny" są do dziś po części aktualne w kontekście stosunków międzynarodowych, czy choćby w prowadzeniu przedsiębiorstwa, negocjacjach i Sprzedaży. Zauważyć trzeba, że teksty spisane przez Sun Tzu są bez wątpienia "leciwe", by nie powiedzieć "trącą myszką", co nie przeszkadza bynajmniej po dziś dzień się do nich odnosić. Są sprawdzone, proste (bynajmniej proste, raczej przekazane w prosty sposób) i oczywiście genialne. Inspiracja tym, co było, jest dobre, sprawdzone i genialne dotyka także przestrzeni Muzyki. Ci, którzy usypiają dzieci piosenką z gatunku "na dobranoc" wiedzą, że są to melodie najczęściej wyszperane z zakamarków własnej pamięci. Mam i ja takich kilka, a w mojej głowie mieszkają, w tych samych pokojach z wyblakłą tapetą już znacznie ponad 40 lat. Niestety dzisiaj na próżno, a co najmniej bardzo trudno szukać tego typu lub podobnych, ponadczasowych utworów dziecięcych. Zauważyć można coś na kształt "czarnej dziury" twórczej. Nie wykluczone jest, że "dzisiejsze" dzieci, swoim już pociechom będą śpiewały, nuciły piosenki z dzieciństwa własnych rodziców, które wpojono im podczas codziennego usypiania. A i dziś jest czas na tworzenie oraz możliwość, miejsce, jak i potencjał teraźniejszego talentu. Pozwólmy mu wzrastać i niekoniecznie, a przynajmniej nie zawsze kłaść na szali ważności trendu, popularności, klikalności, mody, czy tzw. lokowania produktu. Bo nie ma znaczenia, co ma większą wartość, dorobek naukowy Isaaca Newtona, czy przepis na pierogi, którymi być może karmiła go jego babcia, gdyż nikt nie określi, co jest w ostatecznym rozrachunku, przy ostatnim tchnieniu człowieka wartością, a co marnością. Być może są równoważne. Zauważam natomiast mianownik wspólny, trochę jak warunek konieczny, który musi zaistnieć, zaprzęgając talent, pokonując lenistwo, wygodę i chwilową lub dłuższą popularność. Jest to chęć tworzenia "pomimo". Często pomimo braku zapłaty.

 

Kto wie, może nie jest tak bardzo istotne, czy robimy dzisiaj coś wielkiego, jak niegdyś Sun Tzu, czy jesteśmy częścią tzw. dużej sprawy z ogromnym budżetem, jak wielka wytwórnia filmowa, czy może wykonujemy coś zwyczajnego, niespecjalnie spektakularnego, będąc tym samym przysłowiową "szara myszką" (myszka chyba zostanie patronem tego tekstu). Może kiedyś, za lat ileś ktoś będzie "trącił myszką" biorąc przykład z "myszki" o naszym imieniu, w dziedzinie pokrewnej nam, choć niekoniecznie, bo może takiej, której świat jeszcze nie nazwał, której się nie spodziewamy, nie planowaliśmy jej lub zwyczajnie o niej nie wiemy. Tworząc dzisiaj coś dobrego, w jakiejkolwiek formie/ branży/ dziedzinie, prowadząc może jakiś odważny projekt, albo po prostu wykonując zgodnie ze sztuką czynności pracownika/ członka społeczności/ rodziny, miejmy świadomość, że jeśli jest to dobre, to mimo że jeszcze nie jest sprawdzone, czas i historia dokona oceny. Oczywiście nie musimy o tym myśleć, ponieważ to nie jest w codzienności potrzebne. Podobnie jednak jak Sun Tzu nie spodziewał się prawdopodobnie, że będą "go" czytać, cytować i stosować 2500 lat po jego śmierci, tak zapewne również wynalazca, twórca przepisu na pierogi, czy pachnącego chlebem chleba, które to są "kopiowane" po dziś dzień. Ciężko też jest, a może i niestosownie oceniać wagę/ ważność tych "dzieł" i ich wkładu, czy pozytywnych skutków na przestrzeni lat, w tak odmiennych kategoriach. Bo dobre może być futurystyczną innowacją, ale może też "trącić myszką", gdyż dobre jest wówczas, kiedy jest dobre i w ograniczonym tylko stopniu zależy od czasu. Współczesna konstrukcja nożyczek wygląda niemal tak samo, jak przed 2000 laty, buty mają lat 5500, nie wspominając (choć celowo je rzecz jasna wspominam) o kole, które ma już tzw. wiosen 6000, pozostając niemal w nienaruszonej formie.

 

Kończąc tekst mam świadomość, że dzisiaj wciąż człowiek tworzy, w granicach aktualnej i zapewne ułomnej jak powiedzą za kilka, kilkadziesiąt, kilkaset lat wiedzy. Być może ktoś, kto się tego nie spodziewa i tego nie planuje, będzie kiedyś brany jako "dzieło matka" danej dziedziny, czy branży, wg którego powstawać będzie "dzieło kopia", jak "Król lew' 2019" od "Króla lwa" wcześniejszego o 25 lat. W nowej technologii i odsłonie, ale wg "duszy" i "kręgosłupa" zaczerpniętego z pierwowzoru. Rzeczy sprawdzone, dobre i genialne są celowo powtarzane. Oczywiście nie musimy o tym myśleć, ponieważ nie jest to w codzienności potrzebne.

2 komentarze:

  1. Znów dobry, kolisty tekst. Bez napinania się, po prostu swobodnie płynące przemyślenia. Przy okazji bardzo krzepiące. Dziękuję Panu w imieniu wszystkich zwykłych ludzi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za dobre słowo. Tekst ten wypłynął na wierzch samoczynnie, trochę jak olej w wodzie. Chcemy czy nie, naprawdę tak jest, przelatują dziesiątki, setki lat, a po tym czasie plewy ulatują, a zostają ziarna, jak koło, nożyczki, buty, pierogi i zwykły ludzki uśmiech.

      Usuń

dziękuję za komentarz