Łowił rybak ryby z zamiłowania przez lata i co złowił przeznaczał na
wyżywienie rodziny, a co pozostało sprzedawał na targowisku. Nie zawsze dużo
udało się wyciągnąć z wody, jak to w przyrodzie, więc bywały dni, w
których spławik drgnął jedynie trącany kroplami deszczu, a sieci wyciągnięte z
wody ociekały prawie puste. Zdarzały się jednak i dni obfite, dzięki czemu
rybak i jego rodzina nigdy nie czuli głodu. Mijał czas w rybackiej rodzinie
spokojnie i dość przewidywalnie, podobnie jak u ich rybackich sąsiadów
mieszkających tu od pokoleń. Mieszkańców miasta łączyła pasja do rybołówstwa
oraz wszechobecny zapach ryb, który nie tyle spowszechniał w okolicy, czy nawet
przestał przeszkadzać, co dało się go wręcz na swój sposób pokochać.
Wprowadził rybak pewnego roku Księgę Rybaka,
którą wypatrzył i zakupił na targach rybołówstwa. Księga była nadzwyczaj prosta
w obsłudze, z jedną zaledwie tabelą zawierającą ilość złowionych ryb, dzień,
miesiąc, rok. "Niech tam, co szkodzi spróbować", pomyślał
rybak i postanowił zastosować Księgę na próbę na jeden rok, z którego zrobiło
się pięć lat, w czasie których wypełniał tabelę sumiennie, oczywiście nie
nazbyt, bo zużył na ten cel zaledwie dwa wkłady do długopisu. Podsumowując po
raz kolejny tzw. połów roczny zaobserwował rybak pewną zależność, bo
porównywane liczby okazywały się zbliżone do siebie wartością, oczywiście z
małymi wahnięciami, jak to w przyrodzie. Rodzina natomiast oraz
sąsiedzi rybaka dostrzegli coś, czego on sam nie widział, albo nie chciał się
do tego przyznać. Z czasem pojawiło się zjawisko nerwowości, bezsenności i
martwienia się o jutrzejszy połów, czego wcześniej u rybaka nie
obserwowano. Przecież przez lata zarówno on, jak i jego rodzina, nigdy nie
czuli głodu. Schowała się też w cień, mimo że była wyjątkowo silna,
dotychczasowa pasja rybaka do ryb i zamiłowanie do zwyczajnego patrzenia na
wodę. To natomiast już od najmłodszych lat życia rybaka wydawało się mało
prawdopodobne.
Łowił rybak ryby dalej przez lata i co złowił
przeznaczał na wyżywienie rodziny, a co pozostało sprzedawał na targowisku. Nie
zawsze dużo udało się wyciągnąć z wody, jak to w przyrodzie, więc bywały
dni, w których spławik drgnął jedynie trącany kroplami deszczu, a sieci
wyciągnięte z wody ociekały prawie puste. Zdarzały się jednak i dni obfite,
dzięki temu rybak i jego rodzina nigdy nie czuli głodu. Z czasem Księga Rybaka
została wypełniona do ostatniej strony, skutkiem czego nie było gdzie kontynuować
uzupełniania efektów codziennego połowu. Po pewnym czasie wrócił spokojny sen
oraz chęć milczącego patrzenia na wodę. Równie milcząca, bo niewypowiedziana
była wdzięczność małżonki rybaka, że Księgę wypełniono niezmazywalnym
długopisem, a nie ołówkiem. Bezpowrotnie?
Mijał czas w rybackiej rodzinie spokojnie i dość przewidywalnie, podobnie jak u ich rybackich sąsiadów mieszkających tu od pokoleń. Mieszkańców miasta łączyła pasja do rybołówstwa oraz wszechobecny zapach ryb, który nie tyle spowszechniał w okolicy, czy nawet przestał przeszkadzać, co dało się go wręcz na swój sposób pokochać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
dziękuję za komentarz