Rok temu napisałem tekst pt. "wagony", do czego impulsem był jak się można domyślić przejeżdżający pociąg. Starałem się całości nadać charakter sunącego po szynach kolejowego taboru. Mam potrzebę wrócić do tej myśli i mimo że jest to lektura nieobowiązkowa będzie mi miło jeśli zajmie chwilę uwagi (zainteresowanych kieruję do źródła na tym blogu). Ponad 20 lat stoję i obserwuję przejazd swoistego pociągu, bo w taki sposób postrzegam funkcję zmieniających się w czasie trendów, które mimo zmieniającej się mody wracają. To co dobre się nie deaktualizuje i czerpiemy z dotychczasowych i często bezcennych śladów poprzedników. Jeśli mowa o pociągu, to Sprzedaż i Marketing są lokomotywami, z których jedna ciągnie, a druga pcha cały tabor, bez znaczenia "która jest którą". Można się zastanawiać jaka w dotarciu do Klienta/ do Odbiorcy/ do czytających oraz do piszącego te słowa jest rola Sprzedaży, jaką ma Marketing i gdzie tutaj przysłowiowa kura, a gdzie jajko, choć wg mnie się wzajemnie przenikają przejmując na jakiś czas od siebie funkcję "pierwszych skrzypiec". Spaja je natomiast nieodzowny (póki co) "czynnik ludzki", bo jeśli nawet fragment procesu za człowieka wykona Ona/ On/ Ono jako sztuczna inteligencja, czy Algorytm, to w pierwszym kroku ktoś Ją/ Go/ To wynalazł i mniej lub bardziej celowo w danym miejscu umieścił. Mam oczywiście świadomość, że to jedynie uproszczenie, bo z reguły jedynie wydaje nam się, że wiemy wszystko, gdy staramy się to co wiemy nazwać lub opisać. PS. proszę nie szukać mnie w czwartym wagonie.
Janusz Zacharewicz - blog o Sprzedaży, reklamie, ludzkim potencjale, tworzeniu i nie tylko. Nie wszystko MOŻNA mówić wprost, ale i nie wszystko TRZEBA. Obserwacje przynosi codzienność, która jak się przyjrzeć jest niecodzienna. Wszystkie treści na blogu © Janusz Zacharewicz
spersonalizowane światło
Sól jest dobra, często niezbędna, jeśli jest używana w odpowiedniej ilości,
a sednem smaku potrawy złożonej nawet z najprostszych składników jest wyważenie
ich proporcji. Nie jestem lepidopterologiem (znawcą od motyli), ale dzięki
percepcji laika coś mi „świta”, że nie powinno się pomagać w procesie
przepoczwarzania w motyla, nawet jeśli ciężko jest stworzeniu wydostać się na
zewnątrz. Właśnie w tym ważnym czasie następuje ćwiczenie mięśni potrzebnych
motylowi do latania, zatem niezbędnych do przetrwania. Podobnie dzieje się
podczas nauki jazdy na rowerze, gdy trzymamy go cały czas, nie pozwalamy
uczącemu się złapać równowagi i zrozumieć zasad samodzielnej jazdy. Nie jestem
znawcą piosenki polskiej (chociaż swoje o niej wiem), ale zapadły mi w pamięć
słowa śpiewane przez Natalię Kukulską „im więcej ciebie, tym mniej”. Choć
kontekst tej frazy jest inny, słowa są nad wyraz prawdziwe dzisiaj, choćby w
przepływie i kierowaniu do odbiorcy informacji, w tym tej reklamowej oraz w
działaniu niektórych internetowych algorytmów. Im więcej pomagamy motylowi, tym
gorzej dla niego. Im bardziej wyręczamy młodego adepta jazdy na jednośladzie,
tym mniej się uczy. Im częściej atakujemy słuchacza/ widza/ internautę „hitem”,
informacją sprzedażową, tym szybciej powodujemy spowszechnienie przekazu,
rykoszetem wytracając jego pierworodną rolę oraz potencjalną wartość nawet
najbardziej kunsztownego i oryginalnego owocu ludzkiej kreatywności. Nieco
zaczerwienić się powinny w tym miejscu niektóre odmiany algorytmów, choć roboty
(póki co) są uczuć pozbawione. Chyba że zakłada się z góry, że adresat
informacji jest motylem nocnym, czyli ćmą i musimy go prowadzić i kierować
na spersonalizowane światło. Oby nie skończyło się to sparzeniem,
jak ma to miejsce często w naturze. Sól jest dobra, często niezbędna, jeśli
jest używana w odpowiedniej ilości, a sednem smaku potrawy złożonej nawet z
najprostszych składników jest wyważenie ich proporcji. Można pewnie napisać na
ten temat więcej, ale całkiem możliwe, że i tym razem „im więcej, tym mniej”.
Kończąc wypuszczę powietrze z balonu powagi wracając pamięcią kilka lat wstecz,
kiedy powstały poniższe wersy. Żadna to liryka, czy nawet jej namiastka, a ciąg
słów wybranych spośród innych "na ochotnika". Kupuję, kupujesz,
kupujemy wszyscy. Ale kupują i nas, choć zapewne nie wszyscy. Gdyby ktoś
tęsknił za odrobiną prywatności, opisywany bohater zachował ją dla siebie w
całości, nie potrzebując do tego klatki Faradaya.
Namierzali go po GPS-ie,
ale dobrze czuł się w lesie,
w polu, gdzie się pasą krowy.
Pozostawał anonimowy.
Namierzali po IP,
chcąc dostarczać aż "pod drzwi",
ale nie miał domu z drzwiami,
obrał sen między drzewami.
Chcieli cookies" wykorzystać,
gdyby z sieci chciał korzystać,
ale sieci się wystrzegał,
wróg śmiertelny po niej biegał.
Planowali face-2-face spotkanie,
z zaskoczenia się to stanie,
lecz minęły trzy tygodnie
i zszedł ze świata motyl godnie.
|Anonimowy| © Janusz Zacharewicz
PS: Czasem mam potrzebę w lekkim tonie o czymś ważnym powiedzieć, nie umniejszając znaczenia istoty przekazu. Tak jest i tym razem.