Podobno twórca techniki sztuki walki Aikido, Sensei Morihei Ueshiba miał tylko jednego ucznia. Ten ostatni (zarazem pierwszy) osiągnął najwyższy poziom wtajemniczenia, 10. stopień dan. Próba znalezienia w dzisiejszej rzeczywistości schematu/ sytuacji skupienia na jednym człowieku całości własnej uwagi nie jest może jak Aikido sztuką walki, ale z pewnością sztuką. W świecie fikcyjnym, np. w filmie jest łatwiej, przykładowo Mistrz Jedi (Star Wars) może jednocześnie uczyć tylko jednego adepta, właściwie pozostając w konwencji i nomenklaturze tego wspaniałego uniwersum - padawana. Wychodząc w rzeczywistość, nie jest to już takie proste. Sporo poświęca się uwagi, by czyjąś, w tym naszą uwagę zająć, jeśli nie w całości, to w jej znaczącej części. Swój tzw. kamyczek do ogródka dorzuca niestety i Sprzedaż. Sensem reklamy bezpośredniej, jak outdoor, druk, radio, TV, czy reklama display online oraz pośredniej, jak np. content marketing jest zwrócenie uwagi Klienta i skierowanie jej na usługę/ produkt/ markę. Reklama kosztuje, co najmniej czas przez co domaga się efektu, skuteczności dotarcia, przełożenia się na kliknięcia, telefony, zamówienia. Takie są prawa rynku. Patrząc na drugą stronę medalu natomiast pojawia się pytanie, ile w człowieku/ Kliencie zostanie jego przydzielonej naturą i niezagłuszonej przekazem zewnętrznym przestrzeni. Tej ostatniej nie da się (póki co) precyzyjnie określić żadnym wzorem z błahego i najważniejszego zarazem powodu (sporo w codzienności rzeczy powszechnie uważanych za błahe, które są jednocześnie ważne). Mimo że komunikat reklamowy/ sprzedażowy można z większym lub mniejszym powodzeniem kierować/ targetować do grup odbiorców wprost lub podprogowo, człowiek to wciąż podmiot. Zostaje indywidualnością i jednostką unikalną, którą nie jest łatwo zaszufladkować w 100% poprawnie. Oby nigdy to nie uległo zmianie. Taki stan jest pożądany dla Klienta i paradoksalnie, dla samej Sprzedaży. Choć o tę ostatnią się nie obawiam, bo istniała niemal od początków dziejów człowieka (odsyłam do tekstu „genesis” skromnego autorstwa piszącego te słowa) i poradzi sobie bez „psucia” jej ludzkim wsparciem, zostaje w tej handlowej relacji wciąż człowiek i jego autonomiczna przestrzeń. Pytam więc w imieniu swoim, Klienta i czytających te słowa, czy istnieje recepta na zachowanie jak największej części swojej uwagi dla własnych upodobań, zainteresowań, czy myśli. Wg mnie tak, choć nie mam jej spisanej w formie fizycznej. Łatwa do zastosowania nie jest, choć niech wystarczy, że jest możliwa. Być może i ona należy do gatunku błahych i jednocześnie ważnych? Nie mam możliwości zapytać o tę sprawę Senseia Moriheia Ueshiby, choć całkiem możliwe, że odpowiedź zostawił po sobie dość czytelną, w świecie rzeczywistym, kilka lat przed narodzinami sagi Star Wars. Nie zadbał jedynie, by trafić z tym subtelnym przekazem do ludzi, bezpośrednio lub przynajmniej nie wprost. Chociaż?
Chętnie bym poznała tę receptę. I to nie tę filmową, tylko Pańską. Poproszę.
OdpowiedzUsuńCzytając często Pani blog wiem, że znajduje Pani sporo czasu na książkę i pisanie własnej poezji. Być może ja powinienem pytać o receptę Panią. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńTo już chyba zależy od tego, co komu w duszy gra. I bynajmniej nie o ilość chodzi. Choć oczywiście ilość też ważna, bo jak inaczej dowiedzieć się, co nam spełnienie przynosi. I w jakich dawkach.
OdpowiedzUsuń