Czasem przychodzi refleksja nieplanowana. Bywa zbiorem pojedynczych myśli, które pojawiały się na przestrzeni lat, choć innym razem przypomina akt strzelisty, w postaci samodzielnego samorodka. Poniższa jest czymś pomiędzy, zawierając cechy ich obu. Wyciągam z szuflady zapomniany przez 40 lat ołówek. Działa, jakbym kupił go wczoraj, choć patrząc na dostępne dzisiaj w sklepach, nie wiem czy taki bym kupił. Podobnie jest z młotkiem i większością narzędzi z mojej narzędziowej skrzyni. Działają. W piwnicy w domu dziadka jest imadło, które pół wieku istnienia obchodziło szmat czasu temu. Działa. Otwieram laptopa sprzed 10 lat, by zaobserwować brak oznak życia. Płyt z grami na CD sprzed kilku zaledwie lat nie mam gdzie włożyć. Nie będę udawał, że układają się w tym kontekście dość wyraźne pytania, nawet jeśli ktoś bardzo stara się je ukryć. Czy konieczne jest palenie mostów w pędzie za zmianą. Zapewne nie wszystkich, ale aż tylu. Czy rozwój musi zostawiać za sobą aż tyle alegorycznego gruzu i odpadu, którego ostatnią destynacją jest półka w muzeum. Dziadka nie mam możliwości zapytać, planuję zrobić to po tamtej stronie. Po tej zostało imadło, które poza tym że wciąż działa, mam wrażenie swoim milczeniem daje odpowiedź wyraźną, nawet jeśli miała być w zamierzeniu ukryta. Jeśli istnieją wynalazki ludzkiej myśli i potrzeby, być może istnieje potrzeba myśli o wynalazkach. Myśli dalekowzrocznej i uwzględniającej coś więcej, niż doraźną wygodę, czy zysk. Dzisiaj także mamy przypisane naszym czasom mosty. Myślenie człowieka wciąż działa.
A potem idzie człek na spacer do lasu, za rękę ze swym Ktosiem. I trafia na stację. Tam kawiarnia. W kawiarni dwie dziewczynki wczesnoszkolne na maszynę do pisania patrzą. Taką starą, czarną z klawiszami okrągłymi. Jedna drugiej pokazuje "tu klikasz, a tu ci się wyświetla"
OdpowiedzUsuńDobrze że są stacje i kawiarnie :)
OdpowiedzUsuń