do wyczerpania zapasów

Czytając sprzedażowe hasło "do wyczerpania zapasów" wiem, że dotyczy również rozsądku jego odbiorcy.

co wyrośnie

Całkiem możliwe że moje to tylko wnioski, ale dostrzegam dzisiaj pewną konieczność na tle leciwej już wagi (ma lat tyle, co dzieje człowieka na ziemi). Konieczność zbudowania zainteresowania/ wyrzucenia gotowej odpowiedzi od ręki, powodująca we wspomnianej wadze przeciążenie szali z napisem ILOŚĆ kosztem tej opisanej słowem JAKOŚĆ. Pobieżność zbierania informacji przez odbiorcę i powierzchowność informacji dostarczanych to dwie odnogi tego samego organizmu, a może zjawiska. Są jak naczynia połączone i w 100% współzależne, w których niestety jakkolwiek mocno to zabrzmi, jedno warte jest drugiego. Wymagania tworzą impulsy, podobnie jak dokładnie odwrotnie. W każdej chwili jednak, nawet jeśli nie przykładamy do tego tym razem innej już wagi ma to swoje konsekwencje. Podobnie jak zauważając w lesie grzyba z prawej strony mijamy tego po lewej, to co zajmuje uwagę w danej chwili odciąga ją od czegoś innego. Czy mamy na to wpływ i czy zawsze szybciej znaczy lepiej? Czy w walce podmiotowość vs. przedmiotowość ta pierwsza się jeszcze podniesie zanim doliczą do 10? Łatwo by było uznać, że doliczono nokaut już dawno, ale tak łatwo nie jest. Walki są indywidualne, więc jest ich tyle ile ludzi. W świecie pędu za wygodą i klikalnością/ monetyzacją myślę o inwestycji czasu, która może okazać się dobrą lub przeciwnie. Żołądź go potrzebuje, by stać się dębem i nie staje się to od ręki. Jeśli ktokolwiek chce jeszcze zobaczyć co z niego wyrośnie. 

nawet jeśli


Choć nie zawsze to widać w repertuarze, wciąż istnieje rzeczywistość, w której widzowie/ pieniądze szukają filmu, a nie odwrotnie. Podobnie jest w przypadku Muzyki, nawet jeśli trudno o takie wrażenie na co dzień. Dotyczy to także literatury i innych możliwości realizacji ludzkiej pasji oraz specyficznego rodzaju przekazu, często intymnego, indywidualnego, przez to unikalnego kontaktu twórca - odbiorca. W tym wszystkim jest człowiek, po jednej i drugiej stronie "transakcji" i podczas gdy miliony tworzą dla jednostek, a jednostki dla milionów warto nie zapominać o niezmiennej prawdzie. Co piękne i wartościowe takim zostaje, nawet jeśli za to piękno i tę wartość nie otrzyma zapłaty.

czy, kiedy, co i ile

Matematyka jest matką nie tylko nauki. Niezależnie od zasobności portfela proces zakupu zawiera się w przedziale od 0 do +∞. Nie da się nabyć wszystkiego, jednocześnie zawsze możemy nie kupić nic i odejść. Sprzedaż jest funkcją uzależnioną od sytuacji, której pochodną (znów matematyka) są potrzeby, choć raczej, a może przede wszystkim zależy od woli kupującego. Bynajmniej nie tylko, a co najwyżej również, o czym nie zawsze mamy świadomość. Jeśli więc miałbym wymienić to, co uważam za fascynujące w Sprzedaży znalazłoby się sporo punktów/ podpunktów, choć dzisiaj chcę zwrócić uwagę na jedną, szczególną właściwość procesu/ zjawiska przenikającego codzienność człowieka, nawet jeśli odbywa się bezwiednie. W dobie automatyzacji i wyręczania ludzi w różnych aspektach, z pewnością nie we wszystkich przypadkach, jednak z reguły to wciąż człowiek ma (powinien mieć?) władzę i kontrolę nad tym czy, kiedy, co i ile kupić. Nie jest to właściwość zagrożona wyginięciem, nawet jeśli przyzwyczajenie, wygoda oraz komunikat sprzedażowy mają za cel wybrzmiewać inaczej.

 

PS. Na zdjęciu człowiek i alegoria mnogości komunikatów sprzedażowych.

części pierwsze

Trzymając w rękach produkt (odnosi się to także do usług) obcuję z całością i jednocześnie z każdym detalem z osobna. Jako konsument/ Klient często bardziej lub mniej świadomie biorę pod uwagę historię, która doprowadziła wspomniany produkt/ usługę do aktualnej wersji. Czy stan ulegał/ uległ w drodze modyfikacji do systematycznego polepszenia walorów oraz części składowych produktu/ usługi, czy może przeciwnie. Biorę pod uwagę obsługę reklamacyjną, bo nigdy nie wiadomo co przyniesie użytkowanie. Sporo elementów wpływa na decyzję kupić, czy odłożyć na półkę. Oprócz ceny, która jest najgłośniejszym pisklęciem w gnieździe. Czasem uda się przywiązać Klienta do marki na lata i choć nie jest to łatwe, warto. Trochę podobnie jest z Muzyką, która ma zdolność ubogacania potrzebnej człowiekowi przestrzeni. Ja jej potrzebuję. Rozbierając na części pierwsze utwór "You" (Ten Sharp) słyszę ludzki głos ubarwiony kamerą pogłosową, organy Hammonda, syntezator, pianino, gitarę basową, ksylofon oraz perkusję. Wszystko doskonałe i zespolone w około 3-minutową całość, która pokonała 33 lata istnienia, a to myślę dopiero początek tej historii. Historii, której jako słuchający jestem częścią. Wymienione części składowe utworu uważam za równoważne i dopełniające się, bo nie jestem w stanie powiedzieć z której mógłbym zrezygnować. Każdy element ma niezbędny wkład, ma też swoją historię związaną z konkretnym człowiekiem, być może od obserwacji innych, poprzez wzrastanie zainteresowania i żmudne szlifowanie muzycznej umiejętności. Zespół Ten Sharp nie komponował "You" z myślą o mnie, choć jednocześnie dla mnie. W całości i przez wszystkie jego części pierwsze.

wciąż tam jestem

Wiem, że wciąż tam jestem. Ja w wersji saute. Bez „must have” docierającego wzrokiem, słuchem i węchem od kiedy pamiętam. Przez marki, zwyczaje, nowinki techniczne, gadżety, przez to co i jak wypada względem otoczenia. Myślę o tym co wypada dla mnie. Otoczony kablami i mnożącymi się ładowarkami patrzę na góry. Gołe, piękne, doskonałe. Doskonałości nic nie trzeba dodawać, nawet jeśli znajdziemy powód i nazwiemy go koniecznym. Czy pokuszę się we własnych wymaganiach oraz filtracji bodźców docierających do mnie wzrokiem, słuchem i węchem uruchomienia przycisku „ustawienia fabryczne”, nie wiem. Wiem, że wciąż tam jestem. Ja w wersji saute.