telewizja śniadaniowa

Telewizja śniadaniowa, fragment - obserwacja własna.

[...]
1. Materiał sponsorowany.
2. Spot - sponsor prognozy pogody.
3. Prognoza pogoda sponsorowana - przekaz połączony z reklamą miejsca przekazania prognozy.
4. Powtórny spot - sponsor prognozy pogody.
5. Przerwa reklamowa.
6. Materiał sponsorowany.
[...]

Smacznej reklamy :)

człowiek lubi Historię powtarzać

Historia lubi się powtarzać sama z siebie, ale i człowiek celowo lubi Historię powtarzać, gdyż z reguły łatwiej jest kopiować, niż wymyślić coś od podstaw. Powtarzać Historię w rozumieniu tego, co już się wydarzyło, co już ktoś wymyślił, wypróbował i wziął na siebie ryzyko nieznanego, niebezpieczeństwa, a także niepowodzenia. Łatwiej przychodzi branie przykładu i uczenie się na czyimś i oczywiście też swoim przypadku. Na przypadku, który już miał miejsce, bo już się coś zdarzyło i jest wspomnianą Historią. W tym kontekście i świetle upominam się dla nich o szacunek i uznanie, bo się należą i są zasłużone. O szacunek dla tych, którzy Historii nie powtarzali i nie robią tego również dzisiaj. Dla pionierów, prekursorów, naukowców, wynalazców i pasjonatów różnych branż, eksplorujących nieznane w swoich czasach obszary i nieprzebyte chaszcze ludzkiego intelektu oraz nauki, czy sztuki. Pasjonatów, takich jak Grigorij Jakowlewicz Perelman, współczesny wirtuoz, by nie powiedzieć Michał Anioł matematyki, nie zawsze dbający o przyziemność, jak choćby własny wygląd i odżywianie, mając natomiast przed oczami cel wyższy, czasem tylko dla siebie, a może również dla innych.


Nieraz słyszeliśmy stwierdzenie, a może nawet sami je wypowiadaliśmy, że artysta wyprzedził swoje czasy, swoje pokolenie, gdyż był pionierem i robił coś inaczej niż pozostali w branży, a czas ocenił nie inaczej jak po swojemu, więc po czasie, że było to genialne i ponadczasowe. Takie wrażenia mamy oglądając twórczość Otto Müller’a, wielkiego malarza i mentora swoich uczniów, który wprowadził do obrazu element znany z naszego komiksu i kreskówek, czyli kontur. Niby takie proste i oczywiste, ale jakże odważne w jego czasach, by malować inaczej i tak, jak w rysunku dla dzieci, dopiero właśnie w taki niejako sposób ujarzmiając sztukę pod swoje nowatorskie spojrzenie, narzucające nawet kolorom przedmiotów i postaci ich niestandardowe oblicze. Tego uczył też swoich uczniów, którzy mimo zdolności niemal fotograficznego odwzorowywania ołówkiem i pędzlem rzeczywistości świadomie wybierali coś innego, oryginalnego, coś własnego, co po latach byłoby ich niepisanym zastrzeżonym znakiem towarowym, choć o to ostatnie być może niekoniecznie dbali. Dbali natomiast o bycie artystą zgodnym ze swoją drogą, wydeptaną przez własne buty. Dbali o wybór świadomy "czego chcę i jak chcę" TO robić oraz dbali o wytrwanie w obranym kierunku. A iść swoją, niezrozumiałą być może dla innych drogą nie zawsze jest łatwe cytując samego Jezusa, że „żaden prorok nie jest mile widziany w swojej ojczyźnie”. Wspomniany Otto Müller wprowadza niepowszechne wówczas równouprawnienie ucząc malarstwa kobiety oraz Żydów, co nie było w jego czasach popularne, mimo że dzisiaj to oczywistość. 


Historia lubi się powtarzać sama z siebie, ale i człowiek celowo lubi Historię powtarzać, co pokazałem roboczą ilustracją do tego tekstu. Skądś chyba to znamy. Z reguły łatwiej jest kopiować, niż wymyślić od podstaw. Łatwiej natomiast nie zawsze znaczy lepiej, choć jednocześnie nie znaczy, że gorzej. Mimo że w kopiowaniu od dobrych przykładów nic zdrożnego niezaprzeczalnie pionierom i prekursorom różnych dziedzin, widocznych czasem, choć nieczęsto, bo tworzą w cichości i w osamotnieniu również dzisiaj należy się szacunek i uznanie. Zasłużone uznanie za podjęte ryzyko, za konsekwencję, za odwagę, za misję, za wizję i za pozostanie na obranej przez siebie, być może niewydeptanej przez poprzedników drodze. Dobrze też, że ludzie mają potrzebę tworzenia pomimo mierzenia się z krytyką. Tadeusz Boy-Żeleński niczym Robin Hood trafił w środek strzały wbitej wcześniej w „dziesiątkę” na tarczy swoim słynnym stwierdzeniem „krytyk i eunuch z jednej są parafii, obaj wiedzą jak, żaden nie potrafi”.

Notes "rozbrajacz"



Napompowana stresem atmosfera podczas spotkania pęka i ulatuje, ustępując miejsca spokojnej rozmowie, gdy wyciągam swój różowy notes do spisywania ustaleń.

Pamiętam pewien żart: "Było nas trzynastu. Ja i moja dwunastnica". Chcąc nie chcąc, na spotkaniu zawsze jest nas trzech. Klient, ja i mój Notes "rozbrajacz".

dobre może "trącić myszką"

Wraca w muzyce brzmienie elektroniki i podkładów rodem z lat 90. XX w., układając w mojej głowie nieodparte i przechodzące w pewność wrażenie „jakbym to już gdzieś słyszał…". Nowa wersja kultowego obrazu "Król lew" w 25 lat po swoim pierwowzorze, stała się potwierdzeniem obserwacji, iż rzeczy sprawdzone, dobre i genialne są celowo powtarzane. Wielka wytwórnia filmowa wraca do sprawdzonego, dobrego i genialnego projektu, biorąc z tzw. dobrodziejstwem inwentarza ryzyko związane z tym, że całość może się nie udać. Może, ponieważ przeskoczyć poziom "wersji matki" przez "wersję kopię", mając nadzieję, że da się przynajmniej utrzymać ten sam lub porównywalny, nie jest łatwo. Nie o technologię i efekty specjalne wyłącznie chodzi, gdyż można wręcz "zabić" film przesyceniem nimi, co pokazuje co najmniej kilka przykładów produkcji oraz to, iż powstało wiele filmów zupełnie bez komputerowych wspomagaczy, a cieszą się aktualnością obrazu i przekazu przez dziesięciolecia, bez wrażenia zwietrzenia i spłowienia wspomnianych wizualnych efektów, które to ani specjalne, ani efektowne po latach już nie są. Bez wrażenia tzw. trącenia myszką.

 

Nawiasem mówiąc (choć nie piszę tego w nawiasie), wytwórnia Disneya zawsze będzie "trąciła myszką", dzięki sympatycznej Mickey. Życzę wytwórni, by tak zostało. Remake "Króla lwa" po ćwierćwieczu, w nowej odsłonie i odmiennej technologii pokazuje, że jeśli dziś mamy w kinematografii coś nowatorskiego, jakiś przełom, jak choćby przed laty "Avatar", czy wcześniej "Matrix", możemy za kilkanaście, kilkadziesiąt lat być świadkami powstania "wersji kopii" ich "wersji matki", w jeszcze odmiennej technologii, o której dziś nie wiemy, albo wiedzą o niej nieliczni wizjonerzy, pracujący w przysłowiowym garażu, czy w tzw. samotni, w ukryciu przed konkurencją, po to by po latach wyjść, zadziwić świat i zostawić widza z otwartymi z wrażenia ustami, rozbijając przy okazji tzw. box office. Bo wyobrazić sobie wspomniany "Avatar" w opcji "level wyżej" wymaga bez wątpienia wizjonerskiego spojrzenia nielicznych jednostek. Na marginesie (choć nie piszę tego na marginesie), gdyby wrócić do czegoś, co już było, jest sprawdzone, dobre i genialne, mógłby narodzić się "Avatar" (dobry, sprawdzony i genialny) w wersji kina niemego (dobrego, sprawdzonego i genialnego), z orkiestrą "na żywo". Skromnym jestem pomysłodawcą, ale czyż damy sobie uciąć głowę, że by się widzom taki właśnie nie spodobał, a inwestycja okazałaby się trafiona również z punktu widzenia portfela producenta?

 

Podobną sytuację mamy nie tylko w świecie filmu, bo rzeczy sprawdzone, dobre i genialne istnieją w różnych sferach życia i można je po latach powtarzać w tych samych właśnie dziedzinach, ale nie wyłącznie. Zasady Sun Tzu zawarte w "Sztuce wojny" są do dziś po części aktualne w kontekście stosunków międzynarodowych, czy choćby w prowadzeniu przedsiębiorstwa, negocjacjach i Sprzedaży. Zauważyć trzeba, że teksty spisane przez Sun Tzu są bez wątpienia "leciwe", by nie powiedzieć "trącą myszką", co nie przeszkadza bynajmniej po dziś dzień się do nich odnosić. Są sprawdzone, proste (bynajmniej proste, raczej przekazane w prosty sposób) i oczywiście genialne. Inspiracja tym, co było, jest dobre, sprawdzone i genialne dotyka także przestrzeni Muzyki. Ci, którzy usypiają dzieci piosenką z gatunku "na dobranoc" wiedzą, że są to melodie najczęściej wyszperane z zakamarków własnej pamięci. Mam i ja takich kilka, a w mojej głowie mieszkają, w tych samych pokojach z wyblakłą tapetą już znacznie ponad 40 lat. Niestety dzisiaj na próżno, a co najmniej bardzo trudno szukać tego typu lub podobnych, ponadczasowych utworów dziecięcych. Zauważyć można coś na kształt "czarnej dziury" twórczej. Nie wykluczone jest, że "dzisiejsze" dzieci, swoim już pociechom będą śpiewały, nuciły piosenki z dzieciństwa własnych rodziców, które wpojono im podczas codziennego usypiania. A i dziś jest czas na tworzenie oraz możliwość, miejsce, jak i potencjał teraźniejszego talentu. Pozwólmy mu wzrastać i niekoniecznie, a przynajmniej nie zawsze kłaść na szali ważności trendu, popularności, klikalności, mody, czy tzw. lokowania produktu. Bo nie ma znaczenia, co ma większą wartość, dorobek naukowy Isaaca Newtona, czy przepis na pierogi, którymi być może karmiła go jego babcia, gdyż nikt nie określi, co jest w ostatecznym rozrachunku, przy ostatnim tchnieniu człowieka wartością, a co marnością. Być może są równoważne. Zauważam natomiast mianownik wspólny, trochę jak warunek konieczny, który musi zaistnieć, zaprzęgając talent, pokonując lenistwo, wygodę i chwilową lub dłuższą popularność. Jest to chęć tworzenia "pomimo". Często pomimo braku zapłaty.

 

Kto wie, może nie jest tak bardzo istotne, czy robimy dzisiaj coś wielkiego, jak niegdyś Sun Tzu, czy jesteśmy częścią tzw. dużej sprawy z ogromnym budżetem, jak wielka wytwórnia filmowa, czy może wykonujemy coś zwyczajnego, niespecjalnie spektakularnego, będąc tym samym przysłowiową "szara myszką" (myszka chyba zostanie patronem tego tekstu). Może kiedyś, za lat ileś ktoś będzie "trącił myszką" biorąc przykład z "myszki" o naszym imieniu, w dziedzinie pokrewnej nam, choć niekoniecznie, bo może takiej, której świat jeszcze nie nazwał, której się nie spodziewamy, nie planowaliśmy jej lub zwyczajnie o niej nie wiemy. Tworząc dzisiaj coś dobrego, w jakiejkolwiek formie/ branży/ dziedzinie, prowadząc może jakiś odważny projekt, albo po prostu wykonując zgodnie ze sztuką czynności pracownika/ członka społeczności/ rodziny, miejmy świadomość, że jeśli jest to dobre, to mimo że jeszcze nie jest sprawdzone, czas i historia dokona oceny. Oczywiście nie musimy o tym myśleć, ponieważ to nie jest w codzienności potrzebne. Podobnie jednak jak Sun Tzu nie spodziewał się prawdopodobnie, że będą "go" czytać, cytować i stosować 2500 lat po jego śmierci, tak zapewne również wynalazca, twórca przepisu na pierogi, czy pachnącego chlebem chleba, które to są "kopiowane" po dziś dzień. Ciężko też jest, a może i niestosownie oceniać wagę/ ważność tych "dzieł" i ich wkładu, czy pozytywnych skutków na przestrzeni lat, w tak odmiennych kategoriach. Bo dobre może być futurystyczną innowacją, ale może też "trącić myszką", gdyż dobre jest wówczas, kiedy jest dobre i w ograniczonym tylko stopniu zależy od czasu. Współczesna konstrukcja nożyczek wygląda niemal tak samo, jak przed 2000 laty, buty mają lat 5500, nie wspominając (choć celowo je rzecz jasna wspominam) o kole, które ma już tzw. wiosen 6000, pozostając niemal w nienaruszonej formie.

 

Kończąc tekst mam świadomość, że dzisiaj wciąż człowiek tworzy, w granicach aktualnej i zapewne ułomnej jak powiedzą za kilka, kilkadziesiąt, kilkaset lat wiedzy. Być może ktoś, kto się tego nie spodziewa i tego nie planuje, będzie kiedyś brany jako "dzieło matka" danej dziedziny, czy branży, wg którego powstawać będzie "dzieło kopia", jak "Król lew' 2019" od "Króla lwa" wcześniejszego o 25 lat. W nowej technologii i odsłonie, ale wg "duszy" i "kręgosłupa" zaczerpniętego z pierwowzoru. Rzeczy sprawdzone, dobre i genialne są celowo powtarzane. Oczywiście nie musimy o tym myśleć, ponieważ nie jest to w codzienności potrzebne.