"niewidoczny"

Kiedy Carlos Gardel komponuje w roku 1935 przeszywające serce tango "Por una cabeza" nie może mieć wiedzy, że 34 lata później (1969) Giovanni Arpino wyda powieść "Parfum de Femme". Nie jest w stanie też przewidzieć, że za 5 lat (1940) przyjdzie na świat Al Pacino, a za 57 lat (1992) wszystkie wymienione osoby połączy dzięki swojej pracy i wizji Martin Brest słynną sceną tańca w filmie "Zapach kobiety", by eksplodować w umysłach widzów synergią ludzkich talentów. Nie da się nie zauważyć, że wszyscy przytoczeni są jak ogniwa łańcucha, który dał się dostrzec dopiero po czasie. Był niewidoczny, a teraz go widać "jak na dłoni". Warto zwrócić uwagę, że wszystkie jego ogniwa okazały się potrzebne w jednakowym stopniu. Są równoważne i nie ma alegorycznego najsłabszego. Nie jest to też łańcuch w całości, a jego fragment o wielkości raczej trudnej do określenia, bo mamy rok 2020 i pisząc te słowa nie mogę mieć wiedzy co będzie kolejnym jego ogniwem za lat x i daleko później.  

 

Przytoczyłem fragment łańcucha, który połączył muzykę, książkę i film, a mam świadomość podobnych temu przykładów, biorąc pod uwagę różne, a nawet wszystkie dziedziny życia. Jest ich jak zakładam nieskończenie wiele i ciężko, a może wręcz niemożliwe jest dostrzec je w czasie rzeczywistym, a tym bardziej z wyprzedzeniem. Mimo jednak, że ich nie widać dobrze że są, nawet jako „niewidoczne”. Niech łączą ogniwa przeróżnych, a może wszystkich dziedzin życia pomiędzy nieskończoną ilością wydarzeń ważnych bardziej lub mniej, poprzez te mało znaczące oraz zupełnie nieistotne, inspirując i ubogacając dzisiaj nas, a po nas kolejne pokolenia. Bo dobrze, że Robert Moog stworzył syntezator. Dzięki temu na drzewie Muzyki wyrosła nowa gałąź. Syntezator zakorzenił się w Muzyce na dobre, a wspomniana gałąź obecnie przeżywa kolejny renesans. Dobrze, że Gershon Kinsley odkrywając po swojemu syntezator Roberta Mooga pewnego dnia roku 1969 pomyślał "zrobię sobie popcorn". Wątek główny utworu "popcorn" przeskakuje przez lata i różnych wykonawców legitymizując jakby przed światem swą nazwę, pozostając w ruchu niczym ziarno prażonej kukurydzy. Dobrze, że ludzie są twórczy i że tworzą. Dobrze, że tworzą dobrze.

 

PS. Myśl ta dotyka tematu trywialnego tylko pozornie. Chcemy czy nie, funkcjonujemy w sieci „niewidocznych”. Wszystkim twórcom różnorakich dziedzin życzę wytrwałości z nadzieją, że co dobre będzie płodne nieco bardziej od przeciwległej konkurencji. 

Teoria i Praktyka

Teoria i Praktyka to siostry bliźniaczki, rozdzielone tuż po porodzie, wzrastające najczęściej w różnych, niezależnych, nieporównywalnych warunkach. A że bliźniaczki, jednocześnie trudno je rozróżnić, jak i nietrudno o pomyłkę. Nikt nie wie, czy istnieje branża, dziedzina, obszar życia, których sprawa bliźniaczo podobnych sióstr nie dotyczy. Praktycznie i teoretycznie. 

drugi biegun zdarzeń

Sporo mówi się o sukcesach, a w życiu układa się różnie. Wszystko jest możliwe, bo scenariusz bardzo dobry, mniej korzystny, ale też "najczarniejszy", a przewidywać przyszłość można z wykresów/ statystyk/ stymulacji typu U, V, a także innych wzorów/ wzorców, których (póki co) nie znamy z racji naszych ograniczeń. Można. Jednak nie ma nigdzie gwarancji/ pewności wydarzeń, gdyż fakty są znane tylko i wyłącznie z perspektywy historycznej, więc patrząc na osi czasu wstecz. Oscary zbiera co jakiś czas film zupełnie spoza przewidywań i bywa, że czarno-biały i prosty w konstrukcji obraz wygrywa z nafaszerowanym efektami specjalnymi potencjalnym faworytem. Takich przykładów "łamania scenariuszy” można przytoczyć dużo więcej. Przykładów bardzo indywidualnych, tzw. "z życia", co potwierdzi (być może) w myślach czytający te słowa. I ktokolwiek będzie próbował obwieścić coś w stylu "trzeba zrobić tak i tak" niech choć przez chwilę skonsultuje się z własną pokorą oraz poszuka i posłucha tego, co mówiono przed wyruszeniem w rejs gigantycznego, okazałego, zaawansowanego w swoich czasach i jakże "dumnego" Titanica. Przed wyruszeniem w rejs ostatni.

Nie wiem więcej od kogokolwiek, a mam świadomość, że wiem raczej mniej, niż więcej. Jestem tak samo, jak wielu z czytających te słowa w centrum obecnej sytuacji rynkowej, zdrowotnej, gospodarczej, sprzedażowej i tej, o której nie napiszę z mojej niewiedzy. Patrzę i widzę czas szczególny i niełatwy na wielu płaszczyznach mając świadomość jednocześnie, że w wielu miejscach na świecie był czas ciężki od lat, a nawet dziesięcioleci, z powodu wojen, czy głodu. I gdy w tym samym dokładnie czasie przeżywano w jednych krajach/ branżach/ gospodarkach czas wzrostu, rozkwitu i radości, dla wielu ludzi i miejsc na ziemi trwał czas upadania, upadlania, a może i umierania. I dość łatwo było wszystkim ludziom, a z pewnością większości (z nas?) tego nie widzieć, nie słyszeć, o tym nie wiedzieć. Biorąc wdech sarkazmu w płuca i świadomie używając efektu przerysowania, choć nie tak bardzo, jak się wydaje, zarazem słono i gorzko w tym miejscu opiszę przepis na wyrafinowane danie główne, zgodne z trendem kuchni fusion z domieszką molekularnej. Danie jest często serwowane w krajach afrykańskich w dowolnej porze dnia:

szarpane i pikantne nic, marynowane niczym, faszerowane wędzonym niczym i polewane sosem z niczego, z piklowanym niczym i kandyzowaną skórką z niczego. Dla wprawnej ręki w zasięgu nagroda Mistrza Kuchni (z małą podpowiedzią): koniecznie podać na lekko podgrzanym, ekskluzywnym talerzu.

Przepis powinien wzbudzić refleksję.

kiedyś

Poniżej przytoczę krótką zbitkę słów mając świadomość, że nie są szczytem lirycznych możliwości, za to stawiając na ich przesłanie.

Jak już cię kimś/ czymś zastąpią, jak w drzwi stukanie domofony, choćby świat twierdził inaczej, zostaniesz niezastąpiony. W niespodziewanej godzinie, gdy domu przyjdzie szukać, pomimo braku prądu, w drzwi można będzie zastukać.

|Niezastąpiony| © Janusz Zacharewicz

W życiu układa się różnie i choć wszyscy chcą, by im się powiodło w planach, często te plany otrzymują od losu inne. Wszystkim ludziom z tego drugiego bieguna zdarzeń życzę niewyczerpanych pokładów siły, przywołując fragment utworu z pewnego albumu pt. "Kiedyś", który to utwór, oprawą muzyczną i wykonaniem, zasługuje na więcej, niż otrzymał. Jego przesłanie nie zwietrzało, a "kiedyś" jest dla każdego z nas terminem indywidualnym.

[...] Wszystko, co mam, co oczy otwiera, co daje mi znak na rozdrożach, co wiarę w cud daje nam. Nadzieja. Choćbyś został sam. Choćbyś nie umiał żyć dobrze co dnia. Wierzę, że odmieni mnie (że odmieni Cię). Nadzieja. [...] [Mieczysław Szcześniak/ album: Kiedyś/ 2002]

jak dorosnę, będę latać

Upominam się o szacunek dla tych, którzy Historii nie powtarzali i nie robią tego i dzisiaj. Dla pionierów, prekursorów, pasjonatów i marzycieli różnych branż eksplorujących nieznane obszary i nieprzebyte chaszcze ludzkiego intelektu, z jednym jedynym być może alegorycznym planem jak dorosnę, będę latać.

To jest niesamowite, ponieważ wiemy, że wiele nie wiemy albo za wiele nie wiemy co aktualnie się tworzy nowego na świecie, nie tylko w technologii, ale i w medycynie, kulturze, sztuce i w zasadzie skończę już wymieniać, by sprowadzić to wymienianie do wspólnego mianownika - w ludzkim mózgu. Świat z ciekawością obserwuje losy Cybertrucka o kształcie jakby ciosanym siekierą na pniaku (bo czemu nie). Wiemy też o projekcie ludzi w firmie z nadgryzionym jabłkiem tworzących futurystyczne auto bez kierownicy (bo czemu nie). Prace nad kodem origami, tzw. kodem wszystkiego pokazują, że możliwy jest być może algorytm/ wzór, dzięki któremu złożymy dowolny przedmiot z odpowiedniej wielkości kartki papieru, bez cięć i doklejeń, a jedynie za pomocą zgięć (bo czemu nie). To fascynujące, bo obserwujemy tym samym połączenie prostoty papieru z geniuszem ludzkim i wieloletnim poszukiwaniem przez człowieka rozwiązania. A poniżej pokazuję nic innego, jak bardzo przyziemną możliwość wykorzystania origami do zabawy. Do powszechnego wśród dzieci, ale i wśród czytających te słowa puszczania statków na wodzie. Któż z nas tego kiedyś nie robił. 

„czemu nie”, czyli wiedza, niewiedza, potencjał i marzenia

Dlaczego podczas odliczania po "dwadzieścia dziewięć" jest "trzydzieści", a nie "dwadzieścia dziesięć". Tak się umówiono, tak to ktoś wymyślił i kropka. Czasem jednak ktoś przychodzi i robi inaczej pomimo ustalonych zasad. I mamy świat Minecrafta bez grawitacji, w którym usuniemy pień drzewa, a korona zostanie sama, zawieszona niejako w powietrzu i nie robiąca sobie nic z grawitacji, więc mająca się w tej pozycji bardzo dobrze. Albert Einstein miał rację mówiąc, że "wszyscy wiedzą, że czegoś nie da się zrobić i przychodzi taki jeden, który nie wie że się nie da i on to właśnie robi”. A żeby spuścić powietrze z „balonu powagi” ale nie za bardzo, bo temat jest jednak ważny podam przykład gołębia z obręczą z kromki chleba na szyi, który obala na moich oczach stwierdzenie, że "nie da się jednocześnie zjeść ciastka i go mieć". Można jednocześnie, bo chleb znajduje się zarówno w żołądku gołębia, ale wciąż pozostał na szyi i to w wersji dwa w jednym, stanowiąc posiłek przygotowany "na później" oraz ozdobę dla gołębia "gangsta", gdyby akurat gołąb zajmował się tzw. brudną robotą. Z całą pewnością zakładam jednak, że przywołany gołąb "gangsta" nie wie, co Albert Einstein kiedyś sobie stwierdził wypowiadając wspomniane wyżej słowa, ale i mało się tym przejmuje. A samo to, że „mało się przejmuje” ma znaczenie, bo jak potocznie się mawia "niewiedza jest błogosławieństwem", choć powstało to powiedzenie w innym kontekście. Bo wydaje się, że w świecie nauki, wynalazków, postępu, ale i świecie przedsiębiorczości niewiedza może być zgubna, ale może też na odwrót, prowadzić do nowatorskich i twórczych rozwiązań. Niewiedza może okazać się również ważna, podobnie jak wiedza, bo niewiedza nie hamuje umysłu i nie mówi "stop, tutaj nie można". Niewiedza daje pole do popisu pytaniom niezaprzeczalnie potrzebnym w rozwoju różnych dziedzin, w tym rozwoju firm. Bo czym są innowacje, jak nie pytaniem "czemu nie" i szukaniem odpowiedzi.

Nieraz słyszeliśmy stwierdzenie, a może nawet je wypowiadaliśmy, że artysta/ geniusz wyprzedził swoje czasy, swoje pokolenie, gdyż był pionierem i robił coś inaczej niż pozostali w branży, a czas ocenił dopiero, że było to genialne i ponadczasowe. Takie wrażenia mamy oglądając twórczość Otto Müller’a, wielkiego malarza i mentora swoich uczniów, który wprowadził do obrazu element znany z naszego komiksu i kreskówek, czyli kontur. Niby takie proste i oczywiste, ale jakże odważne w jego czasach, by malować inaczej i jak w rysunku dla dzieci, dopiero właśnie w taki sposób niejako ujarzmiając sztukę pod swoje nowatorskie spojrzenie, narzucające nawet kolorom przedmiotów i postaci ich niestandardowe oblicze. Tego uczył swoich uczniów, którzy mimo niebywałych zdolności niemal fotograficznego odwzorowywania ołówkiem i pędzlem rzeczywistości świadomie wybierali coś innego, oryginalnego, własnego, co po latach byłoby ich niepisanym „zastrzeżonym znakiem towarowym”, choć o to być może niekoniecznie dbali. Dbali natomiast o bycie artystą zgodnym ze „swoją drogą”, o wybór świadomy tego „czego chcę i jak chcę” oraz o wytrwanie w obranym kierunku, bo jest jeszcze sprawa chęci i nie poddawania się niepowodzeniom i nieprzychylności otoczenia. W tym miejscu notuję na marginesie przykład Nicka Vujicica, by pokazać, że można nie mieć „łatwo” i się nie poddać. Wspomnę też Grigorija Jakowlewicz Perelmana, współczesnego wirtuoza, by nie powiedzieć Michała Anioła matematyki, nie zawsze dbającego o przyziemność, jak choćby własny wygląd i odżywianie, mającego natomiast przed oczami cel wyższy, czasem tylko dla siebie, a może (nie)świadomie również dla innych.

to be continued

Dzisiaj mamy dzisiaj, więc w wieku XXI., zgodnie z zasadą Alberta Einsteina, ale także w myśl idei kodu origami (bo czemu nie) przychodzę "taki jeden" i mówię, że można liczyć "dwadzieścia dziesięć" zaraz po "dwadzieścia dziewięć", a wiem to, bo tak liczą dopiero uczące się małe dzieci. Przychodzę dziś "taki jeden" i mówię, że można "jednocześnie zjeść ciastko i je mieć", bo nic innego jak to właśnie pokazał mi gołąb "gangsta". Przychodzę "taki jeden" i mówię, że grawitacja i odwzorowanie rzeczywistości nie są najważniejsze w grach, podobnie jak i najwyższej próby grafika, bo liczy się bardziej tzw. grywalność i pomysł na "świat", który "chwyci". Przychodzę "taki jeden" i mówię, że powiedzieć "niewiedza jest błogosławieństwem" można w różnych kontekstach i konfiguracjach, nie tylko w tym jednym, dla którego owo powiedzenie powstało. Wreszcie by spuścić powietrze z "balonu powagi", ale nie za bardzo, bo temat jest jednak ważny przychodzę dziś "taki jeden" i mówię, że można spróbować zrealizować pomysł, który kiełkuje w tajemnicy, możliwe że czytającego te słowa. Kto wie, może jutro, za rok, w bliżej nieokreślonym „kiedyś” przyjdzie i zadziwi świat „taki jeden”. Czemu nie.

Nie wiemy co powstaje obecnie, a z całą pewnością tak jest w wielu miejscach na ziemi, nie tylko w krajach zaawansowanych technologicznie. Nie wiemy wszystkiego co od lat, od roku, od wczoraj, od dzisiaj kiełkuje w ludzkich umysłach uruchamiających pokłady śpiącej być może kreatywności, by wzorem Małego Księcia w kapeluszu dostrzec "boa zamkniętego". Niezależnie bowiem od tego, czy mamy tego świadomość właśnie dzisiaj ktoś tworzy. I byle to były nowości dobre.

ciąg (nie)unikniony

Nauka jazdy na deskorolce to też upadki i pojawia się pytanie, czy bez nich można dobrze posiąść umiejętność utrzymania równowagi. Pewnego dnia po zmroku, podczas spaceru z żoną zauważyliśmy młodego człowieka, który ćwiczył na podwórku przed domem coś na kształt kombinacji tańca pomieszanego ze sztukami walki, z drewnianym kijem w ręce, którym zręcznie władał. Rzadko widzi się młodych ludzi zaangażowanych w takie zajęcia, mających taką nietypową/ specyficzną jak się mówi zajawkę. Widać było w tym pasję. Podeszliśmy i zapytaliśmy co właściwie robi. Okazało się, że był to sztukmistrz, który ćwiczył mieszane sztuki walki do autorskiego przedstawienia (dzisiaj mówi się performance). Wyglądało to efektownie i jakbyśmy zamienili w jego ręku drewniany kij na prawdziwy miecz samurajski, nie byłoby szansy podejścia na bliższą odległość bez szwanku na własnym zdrowiu. Pogratulowaliśmy talentu i takiego właśnie zainteresowania, które to wygrało z alternatywą siedzenia na kanapie z padem lub smartfonem w ręku.

Istotą tego nieplanowanego spotkania z ćwiczącym, poza wspomnieniem w mojej pamięci filmów VHS z młodych lat z kultowym „Shaolin Temple” na czele, na którym jako nastolatek byłem kilka razy w kinie było to, że podczas ćwiczeń drewniany kij co jakiś czas upadał na ziemię, niosąc głuche echo między budynkami. Właśnie to głuche echo przypominało, a może niektórym z otoczenia uświadamiało, że talent to nie wszystko bez pracy i konsekwencji. 

ciąg (nie)unikniony 

Zawsze aktualne wydaje się powiedzenie „powtarzanie matką nauki”, bo ciężko osiągnąć mistrzostwo w jakiejkolwiek profesji bez konsekwentnej pracy i nauce na własnych błędach. Może być też tak, że niektóre z błędów są konieczne. Dotyczy to również Sprzedaży i negocjacji, bo tzw. cienka, czerwona linia może zostać przekroczona na etapie rozmowy, w którym normalnie jeszcze negocjujemy. Wspomnę w tym miejscu kultową kwestię „myślisz, że oddychasz powietrzem?” (Morfeusz do nieświadomego niczego Neo/ Matrix), który obrazuje po części, że nie nad wszystkim się panuje, a z pewnością jedynie nad częścią czynników negocjacji i Sprzedaży. Nie na wszystko ma się wpływ, choć na większość owszem i bywa, że Klient zrywa rozmowę z różnych przyczyn. Ma do tego prawo i jest to raczej pewna oraz konieczna część pracy w Sprzedaży. Świadomy tego Handlowiec strzepuje kurz ze spodni i idzie sprzedawać dalej, biorąc (oby) dla siebie z tego lekcję oraz zakreślając odpowiednie słowo w ciągu zdarzeń: błąd, korekta/ poprawka, powtórka […]. Ciągu (nie)uniknionym z pewnością nie tylko w Sprzedaży, za to prowadzącym w perspektywie upływającego czasu do częściowego przynajmniej wymazania zawartego w nawias przedrostka "nie".

popularny vs. pożądany

Wydaje się, że ta krótka refleksja może dotyczyć wszystkich, nie wyłącznie grzybiarzy. Ponieważ dzisiaj celem dla wielu ludzi jest popularność mająca koniec końców doprowadzić poprzez kliknięcia do pieniędzy, a także wnioskując z obserwacji, że dużo łatwiej o tak rozumianą popularność dzisiaj, niż jeszcze "n" lat temu, zasadne wydaje się przyjrzenie przykładowi Muchomora czerwonego (Amanita muscaria), grzyba niezaprzeczalnie w lasach popularnego, a równie niezaprzeczalnie przez grzybiarzy omijanego. Mimo że dużo ich czasem wysypie w lesie, można by rzec "jak grzybów po deszczu", popularnym (dzisiaj słowo bożek) składnikiem w potrawach przyrządzanych przez grzybiarzy nie są i prawdopodobnie nie będą. Czyżby te piękne bądź co bądź grzyby nieświadomie dowodziły tezy, że popularny nie zawsze znaczy pożądany? Tak by było, gdyby kliknięcie w "coś" tzw. efektem stada, bo jest modne, zgodne z trendem, coś co się (dzisiaj) opłaca powoli zatruwało „potrawę wnętrza" i zubażało funkcjonalność percepcji odbiorcy doprowadzając stopniowo do jej erozji. Nie da się zaprzeczyć, że mamy co chcemy na listach przebojów i nie tylko tam, a składniki przywołanej "potrawy duszy" dochodzą do człowieka podobne jak palenie papierosów czynne i bierne z różnych źródeł w sposób świadomy i ten drugi. Zatrucie to nie jest na szczęście śmiertelne dając szansę przeżycia, jak w przypadku pięknego bądź co bądź Muchomora czerwonego, którego można świadomie wzorem rozsądku grzybiarza ominąć. 

szkolenia i ich "ale"

Kwalifikacje są ważne, jak i potrzeba udziału w szkoleniach jest niepodważalna. To szansa aktualizacji wiedzy, poznania nowych trendów. Fryzjer, który nie uczestniczy w szkoleniach, cofa się, gnuśnieje w swoich wyuczonych metodach. Podobnie jak stojąc w ruchomych piaskach, poczujemy zapadanie się gruntu pod nogami, a idąc mamy szansę dotrzeć na ubity grunt. 

Istnieją jednak tzw. „ale”, które zauważam:
  • szkoleniowiec musi wejść w „buty”, więc w środowisko osób szkolonych. W przeciwnym razie, pokazuje kolory niewidomym
  • obowiązkowe sytuacje typu wideotrening, gaszą naturalność i spontaniczność, które to składają się na rzeczywiste spotkanie z Klientem, nacechowane optymalną właśnie naturalnością. Również komentowanie scenek odegranych w sytuacji sztucznej jest głęboko dyskusyjne, choć oczywiście to doskonały element sprzedaży samego... szkolenia
  • i najważniejsze: jeśli szkolenie odbywa się na parterze, a „ego” szkolącego grupę jest na 2-gim piętrze, może trzeba rozważyć przeniesienie grupy właśnie tam
Z całą pewnością poradzę Trenerom, by nie rezygnowali z wideotreningu i na każdym szkoleniu stosowali kamery. Kamery skierowane na prowadzącego szkolenie. Nie każdy nadaje się na nauczyciela, jakim jest Szkoleniowiec. Są dobrzy trenerzy i ci pozostali. Nie ze wszystkich cegieł buduje się pałace, bo trzeba też stawiać budynki gospodarcze. I zarówno pałac jak stajnia są równie potrzebne, bo służą ludzkości przez stulecia. 

na "starych śmieciach"

Treść/ Fonia/ Forma (pisane celowo wielką literą), współdziałające w oryginalnej dla tego Artysty harmonii to zjawisko w dzisiejszym świecie Muzyki trochę jak na lekarstwo. Dobrze czasem złapać oddech na "starych śmieciach". Starych i dobrych. Dziękuję Panie Grzegorzu [Liryka, 2001, Grzegorz Turnau].

(źródło: youtube. pl)

"TURURURU"

Można tańczyć z fasonem i "ramą", bez wrażenia "połknięcia kija". Dobra kampania.


/kampania Żywiec 2020/ źródło: youtube. pl/

jednoslajdowa prezentacja sprzedażowa

Niektórzy uważają, że hasło podtrzymujące przy życiu Sprzedaż w wielu branżach, to „wyróżnij się, albo zgiń”, które przypomina do złudzenia zwrot używany w Legii Cudzoziemskiej „maszeruj, albo giń”. Wyróżnić się można jednak na różne sposoby i choć w powszechnym odbiorze mamy na myśli dostrzegalne dla ludzkiego oka działanie lub zjawisko zewnętrzne, wciąż istnieje kategoria wyróżnienia się jakością produktu/ usługi/ obsługi na pierwszy rzut oka niewidoczna, czy dostrzegalna po czasie jak trwałość, żywotność, etc. Obserwujemy swoistą walkę stałości/ przewidywalności ze zmiennością/ nieprzewidywalnością jaką serwują dzisiejsze czasy. Całkiem możliwe jednak, że ten model był aktualny od początków naszych dziejów, bo dzisiaj jest jedynie punktem na osi czasu. Możliwe też, że nie jest to walka, a obaj zawodnicy żyją tak naprawdę w symbiozie, odgrywając jedynie na ringu udawany spektakl niczym amerykańscy wrestlerzy. Bez wątpienia stałość natomiast jest jak najbardziej tym, co może wyróżniać. Jest wyróżnikiem pozytywnym i pożądanym. Wyróżnić się można nie wyróżnianiem się, brakiem zmiany, stanem constans w tzw. świecie VUCA, który był zmienny i nieprzewidywalny nawet gdy o tym nie mówiono.

 

Zaufanie w Sprzedaży to pewność nieoszukania, którą firma/ marka/ Handlowiec powinien w Kliencie wypracować i na nią zapracować, podobnie jak powinna zrobić to firma/ marka producenta liny wspinaczkowej. Porównanie nie jest przypadkowe, bo z zaufaniem jest jak z liną wspinaczkową. Zerwiesz - spadasz. Clint Eastwood, jako Walt Kowalski w filmie Gran Torino [2008] w jednej ze scen mówi, że "większość domowych napraw można dokonać za pomocą zwykłej taśmy i WD-40". Mimo że to film, obrazuje schemat zaufania do marki, a wypowiedziane przez Kowalskiego zdanie właściwie mogłoby być bohaterem jednoslajdowej prezentacji sprzedażowej, która w takiej surowej formie nadaje się do omawiania i wdrażania. To krótkie zdanie zawiera w sobie pochwałę marki, jej niezawodności, przewidywalności i bezpieczeństwa, jakich szuka na rynku Klient. Ktoś może powiedzieć, że niezawodność, przewidywalność i bezpieczeństwo, to odwrócenie tego, czym handlują branże bazujące na buzowaniu ludzką adrenaliną, bo tam potrzeba zaskoczenia i wrażeń. Potrzeba, ale wciąż w granicach wspomnianych wartości, jak niezawodność, przewidywalność i bezpieczeństwo. Do ilustracji tego tekstu użyłem zdjęcia torów nie bez przyczyny. Wymagamy od nich właśnie tego, o czym piszę.

 

Bezpieczeństwo i zaufanie w Sprzedaży, to nie tylko zadbanie o zdrowie, obsługa posprzedażowa i gwarancyjna, ale i również działanie/ myślenie/ nastawienie idące daleko dalej w kalendarzu i cyklu życia produktu/ usługi niż moment transakcji. Ze względu na interes i dobro Klienta, ale także na interes i dobro sprzedawanego produktu/ usługi oraz samej firmy. Sprzedawca drobiazgów w egipskim kurorcie może pominąć to zagadnienie, bo w jego pracy uczciwość w stosunku do Klienta nie jest aż tak istotna. Tutaj liczy się zysk na końcu dnia. Jednak w pracy z Klientem na zasadach partnerstwa i doradztwa, jeśli Klient ma wrócić po drugie zamówienie, trzecie, kolejne oraz n-te po 5, 10, 20 latach współpracy, a nawet polecać usługi/ produkty innym ludziom, jest to kwestia kardynalna. Bez zaufania nie sprzeda się długofalowo i wielokrotnie, ponieważ w sprzedaży zaufanie jest jak powietrze, którego nie widać, a jest do życia niezbędne. Przekłada się ono również na tajemnicę powierzonych informacji podczas rozmowy z Klientem, gdyż wypływ często poufnych szczegółów np. o planach w firmie powinien być zatrzymany na Handlowcu wzorem zaworu zwrotnego, który przepuszcza wodę tylko w jedną stronę. Spotykamy się przecież również z konkurencją Klienta. Zaufanie to też kwestia przysłowiowego „drobnym drukiem na dole”, czyli treści, których nie czytamy z pełną uwagą. Skoro coś jest fair, niech wszystko leży oficjalnie na stole. Czy piszemy małą czcionką na dole, bo mamy powód?

 

Dla Klienta/ Odbiorcy, do którego dedykowany jest produkt ma znaczenie czasem rzecz pozornie niepozorna, a ważne okazuje się to coś teoretycznie mało ważne, jak dźwięk/ odgłos mechanizmu [włącz/ wyłącz] na swój sposób tak wyjątkowo charakterystyczny w długopisie. Żaden to futurystyczny gadżet, bo chodzi o długopis Zenith, który miałem 40 lat temu i mam nadal, choć nie ten sam, natomiast w tym dzisiejszym kształt, wspomniany odgłos mechanizmu oraz więcej, niż dobra jakość wykonania pozostały, za co dziękuję producentowi. Nie jest to reklama produktu, czy producenta, bynajmniej, natomiast samej jakości owszem oraz ukazanie, być może dowód tego, że w dobie powszechnego update’u/ zmian/ liftingu/ rebrandingu/ dopasowywania się i niekończącej się aktualizacji warto pamiętać, że dla Klienta/ Odbiorcy może okazać się ważne coś teoretycznie mało ważne oraz pozornie niepozorne, za co jest w stanie płacić na przestrzeni lat odpowiednią do jakości cenę. Przewidywalność nawiązuje również do tematyki motoryzacji, ponieważ mamy przykłady starych i niezaprzeczalnie pięknych aut, które spełniały przed laty i spełniają dalej swoją definicyjną funkcję, z wartością dodaną niezwykłego gustu ich projektanta. Oczywiście to auta bez elektroniki i systemów wspomagających (a może ułomniających) kierowcę, jednak przez dziesięciolecia spełniające swoje zadanie. Jest to sytuacja autentyczna, którą zaobserwowałem, gdy w sznurze nowoczesnych, niemal bliźniaczych samochodów w korku przykuwało uwagę i zachwyt przechodniów tylko jedno, gustowne auto sprzed kilkudziesięciu lat. Potomstwo innowacyjności przemija i tak będzie z prawie wszystkim, co jest szczytem techniki i technologii również dzisiaj, będących pochodną ludzkiej mądrości, ale i wygody.

 

Myśląc o technologii i jej potomstwie, czyli nowościach, by celowo nie powiedzieć wynalazkach liche bywają niektóre (bo nie wszystkie) wynalazki skoro trzeba je poprawiać/ unowocześniać/ uatrakcyjniać/ uaktualniać/ aktualizować/ wymieniać na wyższy model, czy jak się mawia update'ować. Choć może nie zawsze trzeba to robić, jednak tak się dzieje. Przecież jak coś jest dobre, to po co poprawiać. Współczesna konstrukcja nożyczek wygląda niemal tak samo jak przed 2000 laty, buty mają lat 5500, nie wspominając (a celowo je wspominam) o kole, które ma już "wiosen" 6000 pozostając niemal w nienaruszonej formie. Tym samym wyjaśniam mam nadzieję skąd sformułowanie "by celowo nie powiedzieć" przy słowie "wynalazkach" kilka zdań wcześniej. Wynalazek może być genialny i ta genialność z reguły rzadko wymaga ulepszenia. Nie jest to bynajmniej uogólnienie, bo wyjątki istnieją zawsze, ale być może chwaląc się innowacjami i poprawiając wcześniejsze, często własne pomysły/ produkty firmy "wylewają dziecko z kąpielą" podważając deklarowaną wyjątkowość i genialność własnego pomysłu. Przecież jak coś jest dobre, to po co poprawiać. Z tą myślą, zapewne różną od opinii wielu, zostawiam czytających te słowa. Może nie mieć znaczenia, choć wydaje mi się, że ma.

 

Trzymam kciuki za siły marketingu i Sprzedaży nie ustające w marszu po zamieszkujące excelowskie komórki liczby i wzrosty, powtarzając za Legią Cudzoziemską „maszeruj, albo giń”. Warto jednak pamiętać, że stałość i przywiązanie do wartości, których Klient szuka i oczekuje, takich jak niezawodność, przewidywalność i bezpieczeństwo są także wyróżnikiem wpasowującym się z hasło „wyróżnij się, albo zgiń”. Wszystkim Handlowcom życzę satysfakcji i spełnienia w tym wyjątkowym zawodzie, a co nowego w Sprzedaży mnie dzisiaj spotka nie wiem. Nie wiem też co przyniesie jutro, ale przyniesie. „Show must go on”.

niepisana zasada

Wyobraźmy sobie świat kina, w którym Quentin Tarantino, Neill Blomkamp, Luc Besson, Woody Allen i wielu niewymienionych "oryginałów", nie działa "po swojemu", jak dzisiaj, a w zamian kręci/ produkuje na tzw. jedną modłę. A ta "niepisana zasada oryginalności" wychodzi daleko poza świat filmu i choć nie dotyczy może wszystkich branż, stawiam tezę, że tłumacząc przyszłemu malarzowi/ muzykowi, ale i sprzedawcy, jak TO się powinno robić, być może zubażamy coś, co zadziwiłoby świat. Czasem czuję, że więcej bym kupił od naturszczyka, nieprzeszkolonego i "dziewiczego", wrzuconego w basen bez sprawdzenia, czy jest w nim woda. Od sprzedającego w sposób nieskażony "odgórnie", kierowanego przez siebie samego "oddolnie", bez stygmatu wyuczonych sytuacji sprzedażowych, handlującego "kluczem unikalnym", w sposób niepowtarzalny/ prawdziwy/ oryginalny, tylko i aż swój. Stwierdzenie "aż" nie jest bez przyczyny, bo to wyróżnik "AŻ" tak cenny, że właściwie chyba bezcenny. Pozdrawiam wszystkich ludzi sprzedaży. 

drugie miejsce

Większość Klientów/ Konsumentów obserwuje rynek i idzie "kluczem stada", które to stwierdzenie zastąpię eufemistycznie zbitkiem słów "za społecznym dowodem słuszności", czytaj: tam gdzie większość. Stąd łatwiej jest sprzedać produkt/ usługę będąc liderem w branży na rynku. Niemniej, nie będąc na pierwszym miejscu, również możemy/ musimy sprzedawać, wykazując się pomysłowością, samozaparciem, a przede wszystkim sprytem, podobnie jak robi to sarna, odskakując w ostatniej chwili w bok przed goniącym ją drapieżnikiem. A kreatywności w uwypuklaniu wyjątkowości własnego produktu nic nie zatrzyma, poza nami samymi, bo zapał w sprzedaży może zdławić tylko i wyłącznie sam sprzedający. Osobiście uważam,  że lider na rynku nie ma wcale łatwo, ale bywa, że jest zbyt pewny lub, jak twierdzi młodzież, zblazowany, pozostając dłużej w sytuacji "nic nie muszę", przez co łatwo usypia czujność, podobnie jak dzieje się to podczas gry w tenisa ze słabszym zawodnikiem, który to wynosi najwięcej z gry korzyści, czytaj: rozwoju.
Być może jest tak, że aby być (paradoksalnie) lepszym w niektórych miejscach/ dziedzinach/ funkcjach od konkurencji, warto być na drugim miejscu. Serdecznie pozdrawiam.

osobisty ranking teleturniejów w Polsce

To niesamowite jak bardzo pojemny jest ludzki język, a właściwie jego koniec, co może potwierdzić widz (i uczestnik) teleturnieju "Jeden z dziesięciu", ponieważ jakże często to właśnie tam (koniec języka) znajduje się odpowiedź na pytanie, niestety po sygnale końcowym czasu przewidzianego na odpowiedź. Kończąc "półżart", już całkiem poważnie, stawiam wspomniany, 27-letni już program z niezastąpionym Tadeuszem Sznukiem, na pierwszym miejscu w osobistym rankingu teleturniejów w Polsce. Serdecznie pozdrawiam.

dobra książka


W Światowym Dniu Książki (23.04.2020) przypominam swoją mikrorecenzję sprzed dwóch lat.

Dobra książka.

Recenzja:
Nigdy bym nie kupił tej książki. Gdybym jej nie wygrał i otrzymał osobiście od Autora, nie sięgnąłbym po nią. I nie wiedziałbym, że coś tracę.

Przeczytałem. Uderzyła mnie jej przejrzystość i prostota. I że jest dla mnie, człowieka bez przygotowania tematycznego. Praktyczne wskazówki nie tylko dla wielkiego mówcy, ale jak już wspomniałem - dla każdego.

Książkę nazwę po swojemu jako:
"szczegółową etykietę osoby publicznej”,
wyłożoną w sposób niezwykle,
wręcz literalnie przystępny. I widać, że pisał to człowiek, który "zjadł zęby" na tym, nie boi się pisać o tym co się udało, ale też o tych rzeczach, które były małymi potknięciami. Bo te ostatnie po latach wydają się niezbędne. Stanowią potężną naukę - naukę też dla czytelnika.
I nie tylko to jest w książce, bo jest potraktowana szeroko. Zostawiam niedosyt informacji.

Jeśli chciałbym zdobyć kilkutysięcznik, zasięgnąłbym porady taternika – pasjonaty, ale przede wszystkim - praktyka. Jeśli przyszłoby mi występować publicznie, prowadzić event, czy konferencję, zasięgnąłbym rady praktyka właśnie w tej dziedzinie. Osoby, która stale jest w branży, wciąż poszukuje i z pokorą chłonie nowe tematy.

Po lekturze tej książki wiem, że Maciej Orłoś jest w swoim fachu ekspertem.
Pozdrawiam wszystkich.

muśnięta muzyką i humorem

Bardzo dobra jest ta, muśnięta muzyką i humorem, kampania "źródło lechend".

Duże brawa dla twórców.

źródło: youtube. pl

gdy już "po wszystkim" będzie

Proszę sobie wyobrazić, z jaką satysfakcją, gdy już "po wszystkim" będzie, "wygłodniali" wyjścia z domu ludzie, zamknięci w 4. ścianach na m-ce, będą rozglądać się, szukając twarzy ludzkich, budynków znajomych, by "chłonąć" przy tym znacznie skuteczniej, niż do tej pory outdoor. Z jakim pietyzmem wezmą do ręki papierową gazetę (oby jeszcze istniała), bo niektórzy sprawdzą przy tym zapach papieru, mając dość Internetu 24h od miesięcy. Z jakim "smakiem" zasmakują seans w kinie, sztukę w teatrze, operze, czy kolację w restauracji, a możliwe, że z "Nocy muzeów" zrobią "tydzień muzeów", z racji kolejek. A kto z nas nie będzie marzył o wyjeździe na urlop...
I jeśli istnieje lista zatytułowana "nie wiadomo jak to będzie ", pod numerem 1. znajdzie się moje nazwisko. Dlatego, uważam, że scenariusze, choć potrzebne, nie mają żadnych gwarancji, o czym "luźno" traktuję dwa posty wcześniej, w tekście pt. scenariusz (gdyby ktoś z Państwa Czytajacych miał czas, zapraszam).
Serdecznie pozdrawiam.
04.03.2020/ Polska/ kwarantanna/ koronawirus

plan wykonany

Okazał się mieć żyłkę handlową miesiąc marzec, gdy w ostatnim dniu miesiąca, dzięki śniegowi w niektórych miejscach w kraju, wykonał plan zawarty w słowach "w marcu jak w garncu". Zobaczymy, czy powtórzy wynik w roku 2021 :)
Kończąc w tym punkcie "półżart", całkiem serio życzę wszystkim owocnej pracy.

scenariusz



Scenariusz życia jest znany tylko wstecz, a jego karty, które dotyczą jutra i dni przyszłych, choćby przeczytane i zapamiętane, nie mają gwarancji realizacji, mimo planów i różnych zakładanych przez „scenarzystów” alternatyw wydarzeń. Nie sądzę, że ktokolwiek/ cokolwiek/ komukolwiek, mógłby i powinien radzić w obecnej sytuacji, jaka spotkała świat/ gospodarkę/ handel/ sprzedaż i wiele innych dziedzin, bo okazało się, że bajka o "trzech świnkach", to tylko bajka, a jej scenariusz nie zdołał ochronić żadnej z jej bohaterek, w tym tej, jakby się mogło wydawać, najbardziej starannej/ rozsądnej/ zapobiegliwej/ przewidującej i dbającej o własną przyszłość. Takiego obrotu spraw, jak mamy obecnie, prawdopodobnie nie spodziewał się nikt, a i to nie koniec z tego płynących wniosków, a raczej początek. Wniosków, które przyjdą. I będąc przy analogii scenariusza wspomnianej bajki o "trzech świnkach", stwierdzam że jest to scenariusz do tego stopnia nieaktualny, że nawet wilk prawdopodobnie rykoszetem "oberwał", gdyż nie ma chyba ludzi/ obszarów, których sytuacja dzisiejsza nie dotyczy. Scenariusz wymknął się „scenarzystom” z rąk i uleciał jak liść na wietrze, by pokazać ni mniej ni więcej jak to, że scenariuszy można mnożyć bez końca, za to bez gwarancji ich realizacji. Bo nie ma żadnych gwarancji, żadnego przebiegu zdarzeń. 

Gwarancji żadnego scenariusza nie ma, a jeśli do tej pory myśleliśmy inaczej, oznacza że nie "doczytaliśmy" prawdopodobnie w stosownym do tego czasie czegoś ważnego "drobnym drukiem na dole".

„Naj”, czyli w sumie „nie wiadomo”

Wybierając najbardziej bezpieczny samochód świata, przygotowując podróż z największym pietyzmem, nie zapominając o najwyższych kwalifikacjach i najoptymalniejszej (sporo tych „naj”) ilości snu kierowcy, nie mamy gwarancji, że nie wyjedzie nam ktoś znienacka na drodze, z naprzeciwka, na tzw. "czołówkę". Nie mamy też pewności zwycięstwa, jak pokazuje walka Dawida z Goliatem, ani nie ma gwarancji pomyślności, czy sensowności przeprowadzanej bitwy, co potwierdziłby prawdopodobnie Pyrrus. Ucząc się od najmłodszych lat, nawet całymi dniami gry na instrumencie muzycznym, nie mamy gwarancji ilości sprzedanych w przyszłości płyt, a stawiając w wyścigu konnym pieniądze na najszybszego (znów „naj”) konia świata, nie mamy pewności, że wygra, gdyż kilka metrów przed metą, koń może zwyczajnie, choć bardzo nieszczęśliwie, złamać nogę. Nie ma też pewności, że za kolejne sto lat ludzkość wciąż będzie jadać wytwarzany ze zboża i pachnący chlebem chleb, który to wchodzi w skład diety człowieka od tysiącleci (dlatego wybrałem zboże, jako ilustrację niniejszego artykułu). 

A przewidywać przyszłość można z wykresów, statystyk, stymulacji typu U, V, a także innych wzorów/ wzorców, których "póki co" nie znamy z racji naszych ograniczeń. Można. Jednak nie ma nigdzie gwarancji/ pewności wydarzeń, gdyż fakty są znane tylko i wyłącznie z perspektywy historycznej, więc patrząc na osi czasu wstecz.  Oscary jak wiemy zbiera co jakiś czas film zupełnie spoza przewidywań i czarno-biały, prosty w konstrukcji obraz wygrywa z nafaszerowanym efektami specjalnymi, potencjalnym faworytem. Takich przykładów "łamania" scenariuszy możnaby przytoczyć dużo więcej, przykładów bardzo indywidualnych, tzw. "z życia", co potwierdzi być może w myślach nawet czytający w tej chwili te słowa. I ktokolwiek dzisiaj będzie stawał przed tłumem ludzi, by obwieścić coś w stylu "a nie mówiłem", czy "trzeba było tak i tak, to by...", niech najpierw poszuka i posłucha tego, co mówiono przed wyruszeniem w rejs gigantycznego, okazałego, zaawansowanego w swoich czasach i jakże "dumnego" Titanica. Przed wyruszeniem w rejs ostatni.

A czas szczególny i czas niełatwy, jaki mamy dzisiaj, ma kilka możliwości, bo może trwać przejściowo, co może być rozciągnięte w czasie mniej lub bardziej, a może się też utrwalić. Nie wiemy tego, bo scenariusza nie ma. Może też stan obecny przejść w stan lepszy, ustępując miejsca naprawie/ uzdrowieniu/ uleczeniu, a może też los potoczyć się inaczej, dokładnie odwrotnie, w przeciwną stronę. Nie może przecież dać nikt gwarancji, że jednocześnie z trwającym właśnie oddziaływaniem wirusa, nie nastanie (oby nie) czas wirusa "prim", uderzający z innej, równie niespodziewanej strony, bo ten obecnie, jak widzimy, "zaszedł" człowieka z zaskoczenia. Zupełnie znienacka. Zgodnie z tym zresztą, że scenariusz życia jest znany, ale tylko wstecz, a jego karty, które dotyczą jutra i dni przyszłych, choć przeczytane, nie mają gwarancji, mimo planów i różnych zakładanych przez scenarzystów alternatyw wydarzeń. 

Pewna gwarancja

Istnieje jednak pewna gwarancja. Gwarancja tego, że jako ludzkość "po ludzku" jesteśmy, że "po ludzku" wiemy, ale i też "po ludzku" nie wiemy. Istnieje gwarancja, że "po ludzku" przypuszczamy, że "po ludzku" planujemy, że "po ludzku" obserwujemy, "po ludzku" uczymy się i może zbyt rzadko, ale "po ludzku" wyciągamy wnioski. Istnieje gwarancja tego, że pomimo może braku czasu obecnie na "doczytanie" tego "drobnym drukiem na dole" w życiowym scenariuszu, wierzymy "po ludzku", "po ludzku" próbujemy, "po ludzku" tworzymy i "po ludzku" działamy, także w tej właśnie, dzisiejszej, a nie innej rzeczywistości. A działamy między innymi po to, by móc również "po ludzku", mimo świadomości braku gwarancji, celowo usunąć znak zapytania na końcu niniejszego zwrotu: będzie dobrze.

to jest bardzo dobre

Duże uznanie za prostotę przekazu i pomysł. To jest bardzo dobre.
"Mieszko pierwszy oszczędzał"
(kampania Lidl, Polska, 2020)

mała nadzieja


Myślała, że jej nie zauważę, a trwała jakieś 5. minut. Taka mała nadzieja.
Kto potrzebuje, niech adaptuje. Pozdrawiam serdecznie.
/Polska,  13.03.2020, kwarantanna koronawirus/

Down the road. Zespół w trasie


Prostota. Klimat. Humor. Powaga. Prawda. Polecam wszystkim spróbować znaleźć na to czas.
Niesamowity Przemek Kossakowski i niesamowici bohaterowie. Genialny tytuł i genialny serial "Down the road. Zespół w trasie".
Duże uznanie dla produkcji polskiej wersji (TTV). Zdjecie poniżej: TTV.

dobra sprawa

Prawda / fałsz (niepotrzebne skreślić). Pół żartem, ale tylko pół.
________________
Zdarzyła się raz komuś dobra sprawa,
pochwalił się i usłyszał niecodzienne brawa.
Gdy za drugim razem już milczenie obrał,
sprawa tak jak była, tak została dobra.
________________
| dobra sprawa | (c) Janusz Zacharewicz

Grzegorz Turnau w reklamie

Grzegorz Turnau w nowej reklamie Škoda Polska, to nieczęsty dzisiaj schemat wyboru jakości, nie ilości. Chciałbym pogratulować pomysłodawcom wyboru. Dziękuję.


źródło: youtube.pl

WOW!

Mimo upływającego czasu wciąż porusza przekaz, który wyśpiewał 55 lat temu w swoim muzycznym pomniku Czesław Niemen. Od pierwszego słowa po wstępie zagranym na organach Hammonda po słowo ostatnie, wszystkie ważne i trafne. "Dziwny jest ten świat [...]". Do tego żywego wciąż przesłania odniosę się w kontekście lansowanego w świecie Sprzedaży tzw. efektu WOW.

 

N lat temu o zawiedzionym oczekiwaniu człowieka wiedział sam zainteresowany oraz osoby, z którymi się spotykał, więc jego najbliżsi, rodzina, znajomi w pracy, ale też np. nieznajomi stojący przed i/lub za nim w kolejce po coś lub za czymś, często kolejce wielogodzinnej, w której budował się zalążek i podwaliny ludzkich relacji stanowiących namiastkę "naszej klasy", facebooka i innych mutacji pararelacji, a może powinniśmy nazwać e-relacji. Nawiasem mówiąc może jest dokładnie odwrotnie i tzw. e-relacje są namiastką relacji budowanych niegdyś w kolejce po coś lub za czymś. Dziś natomiast jest inaczej, bo bardzo szybko i w większym zasięgu rozprzestrzenia się informacja z jednej strony przyklepywana/ poklepywana lajkami, a z drugiej opiniująca, a czasem obciążająca tę drugą szalę wagi oceny człowieka. I z jednej strony ciężko ocenić wartość człowieka bez poznania go bliżej, a  jednocześnie łatwo go ocenić (nieważne czy uczciwie/ słusznie) zostawiając o nim choćby opinię w internecie. Zarówno "ciężko" i "łatwo" dotyczy tej samej oceny/ opinii i odnosi się do tego samego człowieka. 

 

Zastosowałem wstęp nieco historyczny celowo, ponieważ tzw. efekt WOW nie jest wynalazkiem naszych czasów, a obowiązywał od początków ludzkości. Bardziej więc pasowałby wstęp prehistoryczny, bo od samego początku jeden człowiek miał z drugim bardziej lub mniej celowy kontakt, wzajemnie od siebie czegoś potrzebowali i kontaktując się zostawiali po spotkaniu ze sobą/ po wzajemnym obcowaniu/ po sobie różnorakie wrażenie. Wrażenie, które trwało. Tzw. efekt WOW to określenie czegoś co istniało i będzie dalej mieć miejsce niezależnie od tego, czy nazwiemy to dzisiaj "efektem", a za dwieście lat być może inaczej lub zostawimy bez nazwy, jak przez tysiąclecia. 

 

Pozytywne zaskoczenie nie musi być i nie jest wyłącznie wrażeniem chwilowym, czy zachwytem na pierwszy kontakt z człowiekiem/ ofertą/ rozwiązaniem/ produktem. Wszystko ocenia czas nie inaczej jak po swojemu, więc po czasie. Być może w procesie oceniania czas jest jedynym uprawnionym Jurorem. Po czasie okazuje się, czy zachwyt i pozytywne wrażenie były i nadal są zasłużone. WOW! mówię sam do siebie używając tej samej patelni przez 20 lat, bo jej przestrzeń robocza jest wciąż idealna (nazwy firmy nie wymienię, choć wciąż istnieje i mam nadzieję, że długo będzie mieć się dobrze). WOW! myślę uświadamiając sobie, że współczesna konstrukcja nożyczek wygląda niemal tak samo jak przed 2000 laty, buty mają lat 5500, nie wspominając (choć celowo je wspominam) o kole, które ma już 6000 "wiosen" pozostając niemal w nienaruszonej formie. WOW! się ciśnie na usta, gdy wspominam programy Adama Słodowego, profesora Wiktora Zina, czy Tony'ego Halika, które miały cechę wspólną, bo osobowość w nich była najważniejsza, nie product placement i produkcja powstawała wokół wielkiego talentu i pasji bohatera/ prowadzącego/ twórcy/ autora. Człowieka. Człowiek i narzędzia. Człowiek, węgiel i papier. Człowiek, kamera i mapa. Jedyne "lokowanie" to Człowiek i pokazanie wprost jego zamiłowania do majsterkowania, do rysunku, do podróży, do [...] oraz zasianie zalążka tej pasji w sercach widzów, w tym mnie. Mogę należeć do wymierającej już niszy, ale tak to pamiętam, więc nie na wstępie i nie na kredyt, ale po czasie, po wielu latach wypowiadam temu co wyżej wymieniłem zasłużone WOW!

 

Nie inaczej jak na końcu spektaklu Statler i Waldorf komentowali z balkonu w "Muppet Show" w sobie przypisany sposób to, co przed chwilą ujrzeli. Robert Zemeckis w "Back to the future" uzyskiwał ten efekt napisem TO BE CONTINUED nie inaczej, jak na końcu filmu, zostawiając oglądającego z otwartymi ustami i chęcią pójścia do wypożyczalni VHS natychmiast. Czyż nie robi również podobnie wytwórnia Marvel zaszywając w kolejnych produkcjach smakowite mikrosceny nie inaczej jak po literach końcowych? Mimo że to różne światy/ universa/ historie oraz mimo że dzielą je dziesięciolecia odwracają patrzenie na tzw. efekt WOW kultywujący sprzedaż tzw. pierwszym wrażeniem. Dawid Kubacki i wielu innych sportowców również nikomu niczego nie obiecywało na wejściu, by pokazać swoją wartość. Wartość ukazała się po fakcie, bo poznaje się ją po owocach, nie po pozorach. Pierwsze wrażenie w kontakcie z człowiekiem/ rozwiązaniem/ produktem oraz przygotowanie merytoryczne do spotkania, czy do rozmowy (w tym handlowej) jest bardzo ważne, czego bynajmniej nie deprecjonuję, niemniej tzw. efekt WOW powinien być także, a może w pierwszej kolejności wrażeniem „na wyjście” (po wykonaniu usługi), nie przed (czytaj „na wejście"), jak się dzisiaj lansuje. Nie inaczej jak na koniec powinny powstać podwaliny/ powody kontynuowania kontaktu/ relacji, bo finał zrealizowania usługi jako jej uwieńczenie ma szansę stać się początkiem współpracy długoterminowej, a może zażyłości i wieloletniego przywiązania do marki. Klient powtarza zakup po raz n-ty właśnie ze względu na to co otrzymał w całości realizacji usługi, nie w pierwszej obietnicy, czy pozytywnym zaskoczeniu "na wejściu".

 

Pozytywne zaskoczenie nie musi być i nie jest wyłącznie wrażeniem chwilowym, czy zachwytem na pierwszy kontakt z człowiekiem/ ofertą/ rozwiązaniem/ produktem. Wszystko ocenia czas nie inaczej jak po swojemu, więc po czasie. Może na przekór powszechnemu rozumieniu „efektu WOW" warto w rozmowie z Klientem uważać z koloryzowaniem/ zachwalaniem/ idealizowaniem już na wstępie własnych umiejętności/ rozwiązań/ usług/ ofert/ produktów. Najgorszą możliwością będzie, gdy Klient w pięknym opakowaniu otrzyma zatęchłe powietrze i po otwarciu pudełka zostanie mu w rękach jedynie zniszczone opakowanie oraz uczucie oszukania. Można zrobić dokładnie odwrotnie nie obiecując „złotych gór" i "fajerwerków", bo nie inaczej jak post factum Klient przekona się o kompetencjach obsługi oraz o wartości rozwiązania, które wybrał. Jeśli wciąż będzie zadowolony jest szansa, że powie lub pomyśli WOW! 

 

Kończąc tę myśl może ją w pewnym sensie rozpoczynam. Dziękuję czytającym za poświęcony czas. Widać dokładnie jak i od której strony dzisiejszy świat odczytuje/ rozumuje/ odbiera stwierdzenie „WOW” wraz z przypisaną mu pochodną, zwaną "efektem". Liczy się sprzedaż DZISIAJ. Być może będę miał swój wpływ na częściową w tym zakresie korektę. Wiem od której strony odczytuje/ rozumuje/ odbiera ów „efekt” Klient, zwłaszcza ten, który chce i może kupić więcej niż jeden raz. Również jednak dlatego, że liczy się sprzedaż DZISIAJ I W PRZYSZŁOŚCI. Życzę Handlowcom nie pomijając siebie, by nie początek obsługi, a koniec zostawiał Klienta z wrażeniem spełnienia połączonego z niedosytem. Życzę stałej, a nie wyłącznie na wstępie umiejętności wzbudzania uczucia oczekiwania na kolejny krok, na kontynuację, a być może wieloletnią relację handlową (oby takich jak najwięcej). Dbając o tzw. efekt WOW kładźmy nacisk na koniec. WOW czytane od końca brzmi dokładnie tak samo. Przede wszystkim jednak dlatego, że istnieje wrażenie pierwsze oraz to ważniejsze.

genialna prostota


Nie o lokowanie produktu tu idzie i abstrahując od Marki zwracam uwagę na zastosowaną genialną prostotę ludzkiego pomysłu.

Dżem Babci. 
Dżem Dobry!

Co jeszcze drzemie w tym dżemie?
(zdanie ostatnie, gratis ode mnie)