Istnieją historie, które lepiej, by się nigdy nie powtórzyły. Zdarzają się
jednak pożądane, wśród których niektóre potwierdzają własnym przykładem
długowieczność, a może bezterminowość.
Historia tej piosenki trwa już 39 lat. Piosenki wyjątkowej jak
świat Fantazji, której jest częścią. Niech trwa zgodnie z jej
tytułem ["Never ending story" / 1984]. Fantazja i
wyobraźnia niewątpliwie dokładają się do wspólnego worka z napisem „ludzka twórczość”.
Poniżej refleksja dotycząca tej ostatniej.
czy umarło już tworzenie?
Gdy ktoś zada mi pytanie "czy umarło już
tworzenie" odpowiedź mam gotową, a ta powstała stuprocentowo w mojej
głowie i zapewniam nie jest odtwórcza. Bynajmniej. Tworzenie ma
się dobrze, jedynie w wielu przypadkach zapadło w „śpiączkę”
kontrolowaną, podtrzymywaną trochę na wzór farmakologicznej. Można zastanawiać
się tylko przez kogo lub przez co i w jakim celu podtrzymywaną, z pewnością za
przyzwoleniem i tzw. wolnym wyborem człowieka.
Skutkiem "śpiączki tworzenia" mnoży się na
świecie kopii i coverów. Słuchałem swego czasu radia dość popularnego
i na kilka utworów z rzędu około połowę stanowiły przeróbki starych hitów lub
opierały się na stworzonym przed wielu laty muzycznym temacie. Nie wiem, czy
Twórczość kiedyś była aż tak mocna, że inspiruje i dominuje teraźniejszą, czy
może ta dzisiejsza jest niedostatecznie silna w stanowieniu swojej autorskiej i
"nieskopiowanej" historii. Bardzo to smutne i niesprawiedliwe, bo
autorska muzyka powstaje i dzisiaj, a być może uszy nadstawiłem
nieuważnie. Przyjmijmy do wiadomości z tzw. „dobrodziejstwem inwentarza”,
że ten kij ma dwa końce, jak każdy. Oby listy przebojów w eterze przyszłości
nie były zdominowane coverami coverów, bo szkoda by trochę było mimo
ponadczasowości i genialności niektórych utworów nie poszerzać dorobku
człowieka z Muzyce chodząc głównie po udeptanych ścieżkach.
czas poświęcony ≠ zmarnowany
Ci, którzy usypiają dzieci piosenką z gatunku "na
dobranoc" wiedzą, że są to melodie najczęściej wyszperane z
zakamarków własnej pamięci. Mam i ja takich kilka, a w mojej głowie mieszkają w
pokojach z wyblakłą tapetą już ponad 40 lat. Niestety dzisiaj na próżno, a co
najmniej bardzo trudno szukać tego typu lub podobnych nowych, ponadczasowych
dziecięcych utworów. Zauważyć można coś na kształt "czarnej dziury"
twórczej. Nie wykluczone więc, że "dzisiejsze" dzieci swoim już
pociechom będą śpiewały/ nuciły piosenki z dzieciństwa własnych rodziców, które
wpojono im podczas codziennego usypiania. A i dziś jest czas na tworzenie oraz
możliwość, miejsce, jak i potencjał "teraźniejszego" talentu.
Pozwólmy mu wzrastać niekoniecznie/ nie zawsze kładąc na szali bożka
popularności, mody, czy może lokowania produktu. Bo nie ma znaczenia co ma
większą wartość, dorobek naukowy Isaaca Newtona, czy przepis na pierogi,
którymi być może żywiła go jego babcia, gdyż nikt nie określi, co jest w
ostatecznym rozrachunku i przy ostatnim tchnieniu człowieka wartością, a co
marnością. Być może są równoważne. Istnieje natomiast mianownik wspólny/
warunek konieczny, który musi zaistnieć, zaprzęgając talent, pokonując
lenistwo/ wygodę i chwilową lub dłuższą popularność. Jest to chęć
tworzenia "pomimo". Świat XXI wieku wydaje
się jednak płaci za coś innego.
Dublowanie, kopiowanie i pójście „na skróty" nie
dotyczy wyłącznie Muzyki i rodzi się w innych miejscach. Występowałoby z
pewnością rzadziej, gdyby praca pisemna w szkole powstawała równolegle ze
zużyciem butów w drodze do poszczególnych bibliotek (niektórzy z czytających te
słowa wiedzą, co mam na myśli). Nie chodzi oczywiście o czas poświęcony
(dzisiaj powiemy zmarnowany) na bieganie między budynkami, a
o różnorodność myśli i wniosków podczas obcowania z materiałem, do którego
dotarło się samodzielnie. Materiałem, o który trzeba się postarać, nie tym
dostępnym w tzw. wynikach wyszukiwania. Dzisiaj natomiast czas poświęcony
nazywa się zmarnowanym, więc liczy się "wyrzucenie" gotowego
rozwiązania w kilka milisekund, a przywiązaną do każdego człowieka unikalność
myśli i wniosków przygaszono jak żar w ognisku wiadrem wody. Świat XXI wieku
płaci za coś innego, a ponieważ płaci, rodzi się „popularność”.
bożek popularności
Wydaje się, że ta krótka refleksja może dotyczyć
wszystkich, nie wyłącznie grzybiarzy. Ponieważ dzisiaj celem dla wielu ludzi
jest popularność mająca koniec końców doprowadzić poprzez kliknięcia do
pieniędzy, a także wnioskując z obserwacji, że dużo łatwiej o tak rozumianą
popularność dzisiaj, niż jeszcze "n" lat temu, zasadne wydaje się
przyjrzenie przykładowi Muchomora czerwonego (Amanita muscaria), grzyba
niezaprzeczalnie w lasach popularnego, a równie niezaprzeczalnie przez
grzybiarzy omijanego. Mimo że dużo ich czasem wysypie w lesie, można by rzec
"jak grzybów po deszczu", popularnym (dzisiaj słowo bożek)
składnikiem w potrawach przyrządzanych przez grzybiarzy nie są i prawdopodobnie
nie będą. Czyżby te piękne bądź co bądź grzyby nieświadomie dowodziły tezy,
że popularny nie zawsze znaczy pożądany? Tak by było, gdyby
kliknięcie w "coś" tzw. efektem stada, bo jest modne, zgodne z
trendem, coś co się (dzisiaj) opłaca powoli zatruwało „potrawę wnętrza" i
zubażało funkcjonalność percepcji odbiorcy doprowadzając stopniowo do jej
erozji. Nie da się zaprzeczyć, że mamy co chcemy na listach przebojów i nie
tylko tam, a składniki przywołanej "potrawy duszy" dochodzą do
człowieka podobne jak palenie papierosów czynne i bierne z różnych źródeł w
sposób świadomy i ten drugi. Zatrucie to nie jest na szczęście śmiertelne dając
szansę przeżycia, jak w przypadku pięknego bądź co bądź Muchomora czerwonego,
którego można świadomie wzorem rozsądku grzybiarza ominąć.
również mój kamień oraz co tracimy „rykoszetem”
Czy oraz kiedy zastanawiamy się nad tym, że kupując/
odbierając choćby "kliknięciami" czyjąś twórczość, nagradzamy
tym trud wielu lat żmudnych ćwiczeń, a odwrotnie - brakiem tego
zainteresowania/ zauważenia właśnie ją (nie)chcący zabijamy? Wiara w
to, że nadejdzie dzień, w którym warsztat i talent ludzki na powrót zatriumfują
w starciu z hołdowanymi dzisiaj powszechnie kliknięciami/ odwiedzinami/
odsłonami wydawać się może na tę chwilę utopią. Mam jednak do Państwa
prośbę, nieobligatoryjną/ obligatoryjną (niepotrzebne skreślić). Nie mówmy o
tym ludziom ćwiczącym i szlifującym latami, z zamiłowania (powołania) własny
warsztat wg różnych odmian talentu i pasji. Nie mówmy, że osiągając po latach/
dziesięcioleciach ćwiczenia na instrumencie muzycznym poziom perfekcji, będą
musieli mierzyć się w "rankingu odsłon" być może z kimś spoza
kategorii muzycznej. I częściej spróbujmy kliknąć/ odsłuchać/ zobaczyć
"to", co na to zasługuje, gdyż "bańka" ma jedną, podstawową,
pierworodną właściwość. Pęka.
Patrząc na lustrzane odbicie relacji Twórca - Odbiorca
pojawia się jeszcze pytanie o to, co tracimy "rykoszetem" po stronie
Twórcy. Bo czy Artysta tworzy dlatego "to" i właśnie
"tak", bo taki efekt finalny chętniej przyjmuje Odbiorca, czy to
Odbiorca dlatego właśnie "to" i "tak" właśnie odbiera, bo
tak tworzy Artysta. Jeśli to próba sił i mocowanie się ambicji i
możliwości z kompromisem i pragmatyzmem, rykoszetem spłaszczana jest amplituda
potencjału talentu twórcy oraz wyrażonej efektem finalnym twórczości. A być
może szkoda tego, czego nie ma, a być by mogło, gdyby nie (przy)mus sytuacji
(prawda/ fałsz: niepotrzebne skreślić). Świat XXI wieku płaci za coś
innego i chcemy czy nie, coś tracimy rykoszetem. Smutne to gdy o tym pomyśleć
jednak wciąż aktualne wydają się słowa "kto jest bez winy, niech pierwszy
[...]". Dzisiaj zdecydowana większość z nas byłaby zmuszona upuścić kamień
z ręki na ziemię i bez słowa odejść.
Poniżej amatorskie wersy, w których sam nie wiem, czy
więcej jest Sprzedaży, czy Muzyki i o nią troski, ale z pewnością najmniej
liryki. Niech na pierwszy plan wyjdzie przesłanie.
Zwykle o Sprzedaży piszę,
jednak dzisiaj zarymuję,
bo jak w życiu lubię ciszę,
też w Muzyce się lubuję.
Utwór, z którym dzisiaj rano
w radia graniu się budziłem,
nie wiem, czy mi go SPRZEDANO,
czy go właśnie ja KUPIŁEM.
Bo podobnie jak sprzedaję,
bywa, że i ja kupuję,
rytm i bas na podium daję,
wokal czasem wytypuję.
Ale co jest najważniejsze,
żeby utwór "wpadł" do głowy
i by z próbą czasu w boju,
wciąż zostawał - przebojowy?
Bo nim wejdzie wokalista,
pochód basu i bit cyka,
wątek główny, gitarzysta
- są jak nity Titanica.
Choć wciąż nowe nuty kują,
to niestety, będę szczery,
bardzo często dziś królują,
mixy, drille i covery.
A co dla Muzyki lepsze,
co jest lepsze dla Artysty,
Owoc i samo Tworzenie,
Sprzedaż, czy przebojów listy?
Trudna dzisiaj jest ocena,
którą kto chce niech ocenia,
dobra jest w Muzyce zmiana,
lecz dobrego czas nie zmienia.
Jak szeroki świat z impetem
ciosa rynku wciąż siekiera,
tylko przy tym, rykoszetem,
nam Muzyka nie umiera?
|Muzyka na Sprzedaż| © Janusz Zacharewicz
PS. Kończąc wracam do początku refleksji. Gdy
ktoś zada mi pytanie "czy umarło już tworzenie" odpowiedź mam gotową,
a ta powstała stuprocentowo w mojej głowie i zapewniam nie jest odtwórcza. Bynajmniej. Tworzenie ma się dobrze, jedynie w wielu przypadkach zapadło w „śpiączkę” kontrolowaną, podtrzymywaną
trochę na wzór farmakologicznej. Ponieważ tworzenie jest nadzieją
istnienia oraz dalszego rozwoju Muzyki i innych dziedzin życia, w człowieku
nadzieja i w jego chęci tworzenia "pomimo". Również pomimo braku
zapłaty. Skoro wciąż człowiek tworzy, niech tak zostanie. Tworzenie jest
nadzieją, a ta podobno umiera ostatnia. W świecie, w którym królują
wszechobecne ułatwienia wciąż produkują skrzypce.