również mój kamień

Wracam do tej myśli, chociaż raczej ona wraca do mnie. Być może dlatego, że w stercie alegorycznych kamieni jest jeden mój. Nazywam go również moim kamieniem. Dzisiejszy świat kultywuje "wyrzucenie" gotowego rozwiązania w kilka milisekund, choć w tym samym czasie przywiązaną do każdego człowieka unikalność myśli i wniosków przygaszono jak żar w ognisku wiadrem wody. Świat XXI wieku płaci za coś innego i chcemy czy nie, coś tracimy rykoszetem. Smutne to gdy o tym pomyśleć jednak wciąż aktualne wydają się słowa "kto jest bez winy, niech pierwszy [...]". Dzisiaj zdecydowana większość z nas byłaby zmuszona upuścić kamień z ręki na ziemię i bez słowa odejść. Ponieważ jednak tworzenie jest nadzieją istnienia oraz dalszego rozwoju Muzyki i wielu dziedzin życia, w człowieku nadzieja i w jego chęci tworzenia "pomimo". Również pomimo braku zapłaty. Skoro wciąż człowiek tworzy, niech tak zostanie. Tworzenie jest nadzieją, ta wg powiedzenia umiera ostatnia. W świecie, w którym królują wszechobecne ułatwienia wciąż produkują skrzypce. 

PS. refleksja pochodzi z tekstu "czy umarło już tworzenie?" dostępnego na tym blogu.

po swojemu

Gdy słucham Muzyki nie wiem co w niej ważniejsze, główny temat, pochód basu, perkusja, mniej lub bardziej rozbudowana sekcja instrumentów, wybijające się przez moment solo czy współgrający ze wszystkim śpiew. Wymienione elementy są wg mnie równoważne, wbrew pozorom również pauzy, które również tworzą Muzykę. Wszystkie wypełniają się i uzupełniają, a każde z nich traktowane odrębnie ma ślad ułomności i tęsknoty za pozostałymi. Tak postrzegam przestrzeń, którą poprzez różnorodność spisywanych myśli gospodaruję na blogu, a że Muzyka nie dobiegła jeszcze końca niech trwa. Usłyszę i po swojemu opiszę.

Influencer

Długo przed tym zanim wyprowadzono do potocznego użytku słowo i instytucję influencera mieli pozytywny wpływ na ludzi. Mają go do dzisiaj choć tych „zasięgów” nikt nie zmierzy. Wspominam programy Adama Słodowego, profesora Wiktora Zina, czy Tony'ego Halika, które miały cechę wspólną, bo osobowość w nich była najważniejsza, nie "product placement", a produkcja powstawała wokół wielkiego talentu i pasji bohatera/ prowadzącego/ twórcy/ autora. Człowieka. Człowiek i narzędzia. Człowiek, węgiel i papier. Człowiek, kamera i mapa. Jedyne "lokowanie" to Człowiek i pokazanie wprost jego zamiłowania do majsterkowania, do rysunku, do podróży, do [...] oraz zasianie zalążka tej pasji w sercach widzów, w tym mnie. Mieli pozytywny wpływ na ludzi i po latach wciąż mają. Mogę należeć do wymierającej już niszy, ale tak to pamiętam i pisząc dzisiaj o każdej ze wspomnianych Postaci celowo używam wielkiej litery w określeniu Influencer.  


PS. Myśl pochodzi z tekstu „WOW!” (zainteresowanych odsyłam do jego źródła na tym blogu).

Godny Zamiennik

Mimo że poniższa myśl nie należy do gatunku łatwych i przyjemnych, bo raczej słodko-gorzkich, wracam czasem do niej. Istnieje powiedzenie "niezastąpionych całe cmentarze" i jest ono w dużej mierze prawdziwe, jednak każdy z nas zamykając oczy wspomni Tę/ Tego/ To, którą/ którego/ które nie dało się w żadnym stopniu zastąpić. Nie wynaleziono Godnego Zamiennika. Nawiążę do tego w innym kontekście, a czy ważnym zostawiam subiektywnej ocenie.  

 

Pojawia się wg mnie pytanie ile wartościowych, oryginalnych, potencjalnie cennych dla ludzkości projektów/ wizji/ koncepcji ulatuje/ ginie w świecie/ internecie za przyczyną celowego dostosowywania/ katalogowania i odsiewania tematów mniej ważnych/ ciekawych/ wartościowych od tych uznanych za ważne/ ciekawe/ wartościowe decyzją bezpośrednią lub pośrednią poprzez algorytmy sterowane wg (nie?)określonego klucza mody/ uniwersalizacji/ unifikacji oraz popularności (słowo bożek) i najważniejszej dzisiaj, więc wytłuszczę i napiszę wielką literą Monetyzacji. O pomyłkę nietrudno, jak to w życiu i po czasie dopiero widać, że nieomylnych założeń jest niewiele. I odrzuci (być może) biblijny budujący tzw. kamień węgielny przypadkiem lub nie przypadkiem. A może nie. Żyjemy jednak dzisiaj w świecie kilku najpopularniejszych (słowo bożek) gatunków jabłek, których w rzeczywistości jest 7-8 tysięcy (niesamowita jest przyroda!), co stało się po części z "wolnego wyboru" Klienta/ Konsumenta/ Odbiorcy sięgającego/ wybierającego/ klikającego po usługę/ produkt i wpływającego tym (nie)chcący pozytywnie/ negatywnie (niepotrzebne skreślić) na znaczący obszar własnego życia. Wydaje się jednak, że wyjątkowo pasuje do tego puzzla drugi ze specyficznym napisem "kto jest bez winy, niech pierwszy [...]". Dzisiaj zakładam większość z nas byłaby zmuszona upuścić kamień na ziemię i bez słowa odejść. Uwagę mamy tylko jedną, a rozdysponowanie jej należy lub powinno należeć do nas jako jej właścicieli, chyba że po drodze sprzedaliśmy lub oddaliśmy za darmo jej udziały. Upomnieć się o nie nie jest przymusem, ale z pewnością możliwością. Stąd mój „głos na pustyni”. 

 

PS. refleksja pochodzi z tekstu "clickbajt u lekarza” znajdującego się na tym blogu.

pewna gwarancja

Kilka poniższych zdań ilustruję zdjęciem szczęśliwej pary ludzi rozpatrywanych całościowo, więc z ich zaletami oraz nieodzownymi wadami. Ludzi „po ludzku” doskonałych.

 

Mimo że „naj” poprawia statystyki, nie daje gwarancji. Rzadko która gwarancja jest pewna, choć pewna gwarancja istnieje. Wybierając najbardziej bezpieczny samochód świata, przygotowując podróż z największym pietyzmem, nie zapominając o najwyższych kwalifikacjach i najoptymalniejszej ilości snu kierowcy nie mamy gwarancji, że nie wyjedzie ktoś znienacka na drodze z naprzeciwka na tzw. czołówkę. Nie mamy pewności zwycięstwa, jak pokazuje walka Dawida z Goliatem, ani pomyślności, czy sensowności przeprowadzanej bitwy, co potwierdziłby Pyrrus. Ucząc się od najmłodszych lat całymi dniami gry na instrumencie muzycznym nie mamy pewności, że przekuje się to w ilość sprzedanych w przyszłości płyt, a stawiając w wyścigu konnym pieniądze na najszybszego konia świata nie mamy gwarancji, że wygra, gdyż kilka metrów przed metą koń może zwyczajnie, choć bardzo nieszczęśliwie złamać nogę. Nie ma pewności, że za kolejne sto lat ludzkość wciąż będzie jadać wytwarzany ze zboża i pachnący chlebem chleb, który wchodzi w skład diety człowieka od tysiącleci. Można próbować przewidywać przyszłość z wykresów, statystyk, stymulacji typu U, V, a także innych wzorów i wzorców, których póki co nie znamy z racji ludzkich ograniczeń. Można. Nie ma jednak pewności wydarzeń, gdyż fakty są znane tylko i wyłącznie z perspektywy historycznej, więc patrząc na osi czasu wstecz. Oscary zbiera co jakiś czas ktoś zupełnie spoza przewidywań i czarno-biały, prosty w konstrukcji obraz wygrywa z nafaszerowanym efektami specjalnymi faworytem. Takich przykładów "łamania" scenariuszy można przytoczyć dużo więcej. Przykładów bardzo indywidualnych, co potwierdzi być może w myślach czytający te słowa. Ktokolwiek jednak będzie próbował obwieścić coś w stylu "a nie mówiłem", czy "trzebaby było tak i tak" niech najpierw poszuka i posłucha tego, co mówiono przed wyruszeniem w rejs gigantycznego, okazałego, zaawansowanego w swoich czasach i jakże przez to "dumnego" Titanica. Przed wyruszeniem w rejs ostatni. Istnieje jednak pewna gwarancja. Gwarancja tego, że jako ludzkość "po ludzku" jesteśmy, że "po ludzku" wiemy, ale i też "po ludzku" nie wiemy. Istnieje gwarancja, że "po ludzku" przypuszczamy, że "po ludzku" planujemy, że "po ludzku" obserwujemy, uczymy się "po ludzku" i może zbyt rzadko, ale "po ludzku" wyciągamy wnioski. Istnieje gwarancja tego, że pomimo braku czasu na doczytanie tego "drobnym drukiem na dole" w życiowym scenariuszu wierzymy "po ludzku", próbujemy "po ludzku", "po ludzku" tworzymy i "po ludzku" działamy także w dzisiejszej, a nie innej rzeczywistości. A działamy między innymi po to, by móc również "po ludzku", mimo świadomości braku gwarancji celowo usunąć znak zapytania na końcu zwrotu: będzie dobrze.

 

PS. refleksja zaczerpnięta z tekstu "scenariusz" znajdującego się od kilku lat na tym blogu.