droga na Księżyc

Jeśli zdarza się coś nieplanowane, niekoniecznie namacalne i spotyka laika, ma kształt poniższego. To moja osobista "droga na Księżyc", której nie planowałem, a stała się faktem. Niech ma swoją przestrzeń.

 

Samotnie się bielił na 

smolisto-czarnym niebie, 

szedł krok w krok ze mną,

jakby czuł, żem dziś w potrzebie.

Mijaliśmy się z codziennie 

mijanymi miejscami, 

parking, most, pod nim Ślęza 

z nierozłącznymi braćmi wałami. 

Koniec drogi i lampy przerwały

intymnej relacji ciszę. 

Niech się bieli tam dalej, 

ja o nim napiszę. 

 

|droga na Księżyc| © Janusz Zacharewicz

 

PS. W świecie ścisłych specjalizacji i szeroko dostępnej wiedzy, wciąż w wielu aspektach jesteśmy laikami, nawet jeśli trudno do tego się przyznać. Obserwując jednak motyla, który nie zastanawia się, czy umie latać, jest w tym niekoniecznie najlepszy i do tego w znacznym stopniu bezbronny, nie mam śmiałości i kompetencji odebrać mu całego dobra, w tym piękna, jakie wnosi w przyrodę.

ferie zimowe

Jak byłem podrostkiem, czyli wystarczająco dużo lat temu podczas ferii zimowych korzystało się z górki na podwórku, którą przysypał śnieg. Ponieważ ilość chętnych do korzystania z dobrodziejstw wspomnianej atrakcji była nadmiarowa, a Atari wynaleziono w dalekiej przyszłości, po jakimś czasie ten kilkumetrowy "stok" obfitował w rdzawe rysy przebijającej się spod śniegu ziemi. Żeby zjazd trwał kilkanaście sekund, a nie kilka korzystało się ze świecy, którą smarowało się metalowe płozy w drewnianych sankach. Dzisiaj niby świat poszedł do przodu, a wciąż korzystamy ze świecy, tym razem szukając śniegu. Czasem przychodzi chwila na refleksję, a korzystając z okazji wracam do wspomnień jedynych w swoim rodzaju kolekcji (tekst pt. kolekcja dostępny na blogu).