reklamowa przerwa

 

Jedna z najdłuższych nazw miejscowości na świecie ma 58 liter i należy do miasta w północno-zachodniej Walii. Jest to Llanfairpwllgwyngyllgogerychwyrndrobwllllantysiliogogogoch, co tłumacząc na język polski znaczy Kościół Świętej Marii nad stawem wśród białych leszczyn niedaleko wodnego wiru pod Czerwoną pieczarą przy kościele św. Tysilia. Najkrótsza nazwa natomiast (a jest ich więcej), to wioska Y, miejscowość i gmina we Francji leżąca w regionie Pikardia w departamencie Somma. Ale dlaczego o tym?

W okresie przedświątecznym, choć nie tylko, w telewizji/ internecie pojawiają się inspirujące, idące „w minuty” niemalże filmowe produkcje reklamowe z historią rozkwitającą w przekaz zwaną dzisiaj storytellingiem. Produkcje te są mocne, chwytliwe, a nawet (zwłaszcza przy pierwszym obejrzeniu) powodują symboliczne sięgnięcie po chusteczkę. Taką mają rolę, nikt im jej bynajmniej nie odbiera i ujmuje znaczenia, bo mają „złapać i nie puścić”, a najlepiej, to złapać, wycisnąć i nie puścić. A nie puścić po to, by znów wycisnąć. Reklamową twórczość zawdzięczamy producentom i ich markom. Jakość produkcji, wykonanie i pomysł natomiast wynajmowanym agencjom, sztabowi specjalistów i pomysłodawców. I sztuką wielką i talentem jest zrobić taką reklamę chwytającą za serce. Istnieje natomiast jeszcze większa sztuka, zwana przed laty "majstersztykiem", aby uzyskać podobny efekt reklamowy co przy długim wideo w czasie dużo krótszym niż wspomniane kilka minut, a dokładniej to w czasie możliwie najkrótszym. To ma znaczenie kolosalne nie tylko ze względu na budżet reklamowy, koszty emisji w TV, w której każda sekunda jest bardzo wysoko wyceniana. Ma to znaczenie także dlatego, że Odbiorcy przekazu/ Konsumenci/ Klienci dysponują ograniczoną ilością czasu na oglądanie/ słuchanie przekazu, w tym reklam do nich kierowanych, a długość spotów skutkuje jak wiemy długością bloków reklamowych podczas nadawania programów. Koniec końców, nie o to chodzi przecież, by podprogowo sugerować Odbiorcy, by wyszedł podczas przerwy reklamowej zrobić kawę. Reklamodawca płaci za dotarcie. I tą myślą kieruję uwagę Czytających te słowa na możliwość dotarcia przez prostotę. Taka możliwość istnieje.

dotarcie przez prostotę

Krótki przekaz dotrze do tych co mają czasu w nadmiarze, jak i do pozostałych. A wydaje się, że sensem istnienia reklamy, samego powołania jej do życia umysłem i czynem jest Odbiorca, a ściślej - jej odbiór przez Odbiorcę. Aktualne jest powiedzenie "mniej znaczy więcej", jak i jego rodzeństwo "małe jest piękne" i "im mniej, tym lepiej". Puka do drzwi również ich przyszywany brat "w prostocie siła". A o sile prostoty dowiemy się, gdy rozłożymy na nuty refren piosenki Roksany Węgiel, która wygrała przed laty Eurowizję dziecięcą. Ów refren to kilka dźwięków umieszczonych między pionowymi kreskami oddzielającymi takty, umiejętnie rozstrzelonych "góra/ dół", czyli z wykorzystaniem skoków po oktawach. Kto nie wierzy, niech wykorzysta kartkę z pięciolinią. Przechodząc w branżę kulinarną znajdziemy na świecie wiele restauracji wykwintnych z bardzo „drogim menu”, które to menu składa się z prostych, by nie powiedzieć najprostszych składników.

Według Św. Augustyna, cała nauka Kościoła i sedno wiary zamyka w skrócie w jednym zdaniu: "Kochaj i rób co chcesz". Sam Jezus to potwierdza w rozmowie z biorącym Go "pod szpic" Faryzeuszem, że na dwóch przykazaniach (miłość Boga i bliźniego) opiera się całe prawo i prorocy. To jest tak proste, jak mocne oraz tak mocne, jak proste. Komiks także może mieć kilkaset stron, a może też zmieścić się na kartce papieru 3x4cm, o czym zaświadczy każdy amator gum do żucia "Donald" z ubiegłego stulecia, a przy okazji kolekcjoner niezapomnianych dla niektórych "historyjek" z sepleniącym bohaterem. To oczywiste, że mniejszą ilość przygód zmieścimy na małej kartce, niż stu całych stronach komiksu. To oczywiste. Jednak przesłanie komiksu, humor i morał, czyli "serce", albo "tchnienie" - te mogą się na małym kawałku papieru znaleźć jak najbardziej. A to "tchnienie" jest tym, co będzie mówiło do Odbiorcy, przebijało się w jego wnętrzu, myślach, nawet po odłożeniu komiksu. Podobnie można rozmawiać z oponentem kilkadziesiąt minut, całym potokiem rozsądnych argumentów, bezskutecznie spierając się z niemądrymi odpowiedziami rozmówcy. Można też z minimalną ilością słów, za to z wyważoną, kulturalną ripostą, przy wysokim poziomie kultury rozmowy, w kilku słowach uciąć nieuczciwą argumentację. Znów podobnie - można wygłosić homilię składającą się z pięciu zdań, uzyskując efekt skuteczniejszy, niż przy półgodzinnej mowie, a dla przełamania tonu i dla "półżartu" wtrącę, że na konia można mówić 12-literowo "wierzchowiec", a można też określić go 2-literowo, jako QŃ (to wspomniany "półżart").  

potencjał prostoty

Ponieważ nie da się wykluczyć, że nie wszystko, co proste i genialne, zostało do tej pory odkryte, mimo (albo dlatego) że jest proste i genialne, jest w twórczości nadzieja. Samo tworzenie jednak oraz wspieranie talentów jest tym, za co są odpowiedzialni wszyscy jego odbiorcy, czyli również piszący i czytający te słowa. W roku 1971 pierwszy odcinek serii "La Linea Balum Balum" zakończył dywagacje na temat tego, że doskonałe i genialne jest poza "powszechnym" zasięgiem. Osvaldo Cavandoli, Franco Godi i Carlo Bonomi oraz na pozór prosty pomysł. Pomysł z kategorii tych, których część do dzisiaj czeka na przypisane im "eureka!". A w tworzeniu i jego owocach jest fascynujące to, że wszystko co człowiek do tej pory osiągnął na płótnie malarskim, na kliszy filmowej, na pięciolinii i w innych obszarach realizacji ludzkiej pasji nie ma granicy i raczej jej nie będzie miało. Paradoksem talentu i pójścia jego drogą jest to, że oprócz zaangażowania nic nie musi kosztować, a jest bezcenny. Zawsze będzie tak, że przyjdzie ktoś i zagra tę samą melodię na szklankach z różną ilością wody lepiej, niż ktoś inny na profesjonalnym fortepianie. A tworzenie "nie musi" mieć wielu rzeczy, w zasadzie niczego "nie musi" mieć, poza lepiącym ów "garnek". Tworzenie jedyne co "musi", to mieć swojego Twórcę, zgodnie zresztą z przyjętym powiedzeniem "mało sprzętu, dużo talentu" i jego mutacjami. Prawdą jest też, że podstawowe, proste i niepozorne przez to narzędzia często w swojej „niepozorności” i "prostocie" kryją tajemnicę. Są w stanie wydobyć np. z „twardego jak kamień" (oczywiście, bo to kamień) marmuru ponad 5-metrowego biblijnego Dawida. Jedynym warunkiem jest, by używający tych "niepozornych" narzędzi był Michałem Aniołem. Michał Anioł miał tylko (aż?) dłuto, a ja o nim wspominam po 500 latach i patrząc na posąg Dawida stwierdzam, że talent dosłownie i w przenośni jest „nagi”. Proszę dać mi najlepszy program graficzny świata, a nie uczynię tego, co Wiktor Zinn kruchym kawałkiem węgla. Tak właśnie, talent jest „nagi”. A ponieważ nie da się wykluczyć, że nie wszystko, co proste i genialne, zostało do tej pory odkryte, mimo (albo dlatego) że jest proste i genialne, jest w twórczości nadzieja. Samo tworzenie jednak oraz wspieranie talentów jest tym, za co są odpowiedzialni wszyscy jego odbiorcy, czyli również piszący i czytający te słowa.

wyższy poziom reklamy

Reklama może wejść na wyższe poziomy. Na to zasługuje z niepisanej definicji poprzez sprzężenie z potencjałem jej twórcy – Człowieka, ale zasługuje na to również Człowiek po „drugiej stronie”, więc odbiorca reklamy. Dlatego w niewinnej naiwności i pomimo wszystko uważam, że gdyby reklama osiągnęła swój potencjał nie ucinałaby (bez)cennej dla branży uwagi Odbiorcy podczas przerwy w nadawanym programie/ audycji. Byłoby dokładnie odwrotnie dzięki rozbudzonej ciekawości i oczekiwaniu widza/ słuchacza, którego to przekaz reklamowy w treści/ formie/ stylu zaskoczył/ rozbawił/ wzruszył/ ujął/ zachwycił wczoraj inaczej, niż przedwczoraj, ale jeszcze nie tak, jak zrobi to dzisiaj. Zrobi?

Czekam na krótką reklamę, która zapadnie w pamięć. Która złapie, wyciśnie i nie puści, by znów wycisnąć. Czekam na wzór prostoty, siły i mocy działania, której świadectwem nie będzie wysoki budżet, aktor, czy bohater celebryta. Świadectwem skuteczności będzie to, iż wspominać ją będę po latach. Tak prostą, jak mocną oraz tak mocną, jak prostą. Reklamę, której "tchnienie", czyli coś co będzie mówiło wewnątrz, przebijało i kotłowało się będzie w myślach długo po jej obejrzeniu, boksując się z myślami Odbiorcy wystawionymi przez niego do walki na ringu rozmyślań. A "tchnienie" jest sprytne, bo „kupuje” czas antenowy poza grafikiem, bez bukowania miejsc i słonej zapłaty. A tytuł tekstu, do którego właśnie końca docierasz cierpliwy Czytelniku to "reklamowa przerwa", a bynajmniej mam na myśli reklamowy "blok", czy przerwę w audycji lub nadawanym programie. Przerwa dlatego, że od dłuższego czasu przerwa nastała i reklamy w kategorii i lidze „majstersztyku" nie widać. Wciąż przerwa, a czekam na reklamę "strzał w serce", zrobioną „sercem i umysłem”, a nie „pieniądzem” wyłącznie. Wymagającą od twórcy wybrania drogi trudniejszej od tej łatwiejszej. Czekam, bo taka reklama jest możliwa, gdyż istnieją wartościowe cechy ludzkie jak pomysłowość, rozum, a przede wszystkim talent, które człowiek otrzymuje za darmo.

ku chwale efektywności

Miałem przed laty wielokrotną możliwość i przyjemność toczyć na tokarce. Potwierdzam jako naoczny świadek i użytkownik tego urządzenia, że niezbędne w procesie toczenia jest tzw. chłodziwo, czyli płyn chłodzący tokarski nóż. Bo teoretycznie, to bolid F1 jeździ szybciej od ciągnika. Spróbować jednak zaorać nim pole będzie wyzwaniem. Możemy sprawdzić też jak często są wymieniane części w obu wymienionych przypadkach, a zawężając przykład do samych bolidów najprawdopodobniej inny wynik "wykręci" zawodnik F1 z pełną obsługą niż ten, który koła będzie zmieniał osobiście. To jest może niedoskonała, ale wystarczająco dobra analogia do lansowanej idei "work-life balance", gdyż "balance" u każdej osoby znaczy coś innego, albo ma inną "wagę" podyktowaną wieloma zmiennymi. Inną prędkością biegnie też zawodnik w biegu na 100 m, a inną w dystansie maratonu wraz z jego iron-mutacjami. Przykładów można znaleźć więcej. 

„zakładka”, czyli świadomość drugiej nogi

Na skróty, czy naokoło? Windą, czy schodami? Lepiej otrzymać darmo, czy na to zapracować? Co lepiej będzie docenione i szanowane? Podobne pytania można postawić w wielu aspektach życia, by uzyskać odpowiedzi różne, bo zależą od sytuacji. Właściwie odpowiedź zawsze może brzmieć tak samo. Zależy. Schodami dłużej, ale zdrowiej. Ciężko natomiast bez windy, gdy dźwigamy wózek z dzieckiem na siódme piętro. Przemiana z poczwarki w motyla musi nastąpić o sile własnych jego mięśni, jednak u ssaków nowonarodzony jest w 100% zdany na matkę. Istnieją sytuacje w życiu człowieka, w których samemu bardzo ciężko, a wręcz niemożliwie ciężko.  

Dużo nauki wyciągnąć można bawiąc się z dziećmi klockami. Najsolidniejsza i najtrwalsza budowla z klocków powstanie, gdy układać mur będziemy "na zakładkę", więc kładąc klocki naprzemianlegle, aby nachodziły na siebie w taki sposób, by łączenia klocków nie tworzyły długich linii zwiastujących możliwość runięcia misternej budowli pod wpływem fizyki, które nazwę siłami natury. Zwrot "na zakładkę" jest czymś na kształt synonimu naprzemienności i nieodłączności jak noc i dzień, jak trudno i łatwo, jak ból i przyjemność, jak skupienie i rozluźnienie, jak wzburzenie i uspokojenie, jak wysiłek i odpoczynek. Podobnie nie bez przyczyny wygląda chód zwierząt, w tym ludzi. Na przenoszeniu ciężaru ciała z jednej strony na drugą, powtarzalnie z każdym krokiem. Po równo na każdą stronę. Na tym polega stabilność chodu i stabilizacja postawy ciała u zwierząt, co nazwę roboczo świadomością drugiej nogi.  

Przeniesienie ciężaru z jednej strony na drugą uczy nas tego, że wymaganie od siebie nieustannie podnoszenia wydajności i stałego poprawiania wyników nie bacząc na "drugą nogę" czyli odpoczynek, wytchnienie i świadome zwolnienie tempa kłóci się z zasadami stabilnego chodu. Każdy kto tego nie wie, nie pamięta, albo nie chce świadomie na to zwracać uwagi musi spodziewać się podczas swojego marszu potknięcia, albo dotkliwego w skutkach upadku. Powinien o tym myśleć planujący drogę kariery składającą się głównie (lub w większości) z pracy na najwyższych obrotach dopalonych "nitro" dla efektu i wyższych, coraz to lepszych i lepszych wyników oraz statystyk. Czyż nie jest prawdą, że niektórzy są skłonni powiedzieć do maratończyka, gdy ten dobiega do mety, by obrócił się na pięcie o 180 stopni i biegł z powrotem równie szybko? Czyż nie są niektórzy skłonni powiedzieć mistrzowi rajdowemu jadącemu na granicy przyczepności do drogi, by wykręcił wynik 20% lepszy? Proponuję spróbować wycisnąć owoc z soków do cna i założyć, że ma być soku więcej o 30%. Cisnąć więc wyciśnięte już ze wszystkiego na miazgę wytłoczyny po to, by znów założyć przyrost ilości soku o kolejne X%. Z jednego jabłka załóżmy w tabelce excela 50 litrów soku, albo co tam, niech owoc będzie bardziej efektywny i skuteczny dając 60 litrów. Ku chwale efektywności.

30 minut Jamiego Oliviera

O tym jak ważna jest tzw. efektywność usłyszymy w niejednym miejscu. Jest natomiast jedno "ale", chyba ważne, z którego zetrę być może nieco kurzu. Dobrze jest mieć świadomość, że dania Jamiego Oliviera z słynnego cyklu "30 minut Jamiego" to nie wyłącznie "najbardziej efektywne" dla oka obserwatora/ widza "30 minut" przyrządzania potrawy, a godziny niezaprzeczalnie niezbędnych zakupów, przygotowań i szeregu innych, koniecznych, teoretycznie "nieefektywnych" czynności sztabu ludzi w niewidocznej dla kadru kamery "fabryce". Bez tych "nieefektywnych" czynności w tle tytułowe i chwytliwe "30 minut" nie miałoby miejsca.

Można i dziki las ocenić i posądzić o skromną efektywność, bo grzyby wydaje tylko na jesieni zostawiając odłogiem resztę pór roku jako "nieefektywne" w produkcji dla grzybiarzy. Czemuż jest jeszcze dziki? Zróbmy go efektywniejszym. Wspomnę sokoła wędrownego, który rozwija najbardziej efektywną dla siebie prędkość ok. 350-380 km/h (niesamowite!) nie stale, a w locie nurkowym. Czemuż nie częściej? Być może dlatego, że wspaniała i mądra przyroda planuje długoterminowe (współ)istnienie z uniknięciem/ wykluczeniem (samo)zagłady. A ponieważ uważam, że pasują tematycznie bo cel jest ważny nie tylko dzisiaj umieszczam w tym miejscu kilka amatorskich wersów.  

Król „Już” miłościwie (dziś) panujący w swojej wyprostowanej postawie niczym przystojny tancerz z wzorową i wzorcową zarazem „ramą” nie zdaje sobie sprawy, że jest Królem tylko „już” i że jutro atrybutów władcy nie będzie dzierżył on, a „Już 2”, by pojutrze ustąpić miejsca następującemu po nim „Już 3”. Gdyby Król "Już" obejrzał się jeden dzień za siebie zobaczyłby, że wczoraj nie było go na tronie, a jutro… nieważne Jednodniowy Bohaterze, uspokajam Cię. Liczy się wyłącznie "już". W lodówce i tabelce excela. Wszyscy hołdujący Królowi „Już” należymy do religii jednego dnia. Ave "Już"! 

|Ave "Już"| © Janusz Zacharewicz 

A można biec szybko idąc na rekord życiowy i nic w tym zdrożnego. Chwała wręcz za ambicję i cel. Ale dobrze robić to stabilnie, miarowo, rozsądnie i z pokorą, zgodnie też z biologią, chemią i fizyką przenosząc ciężar z jednej strony na drugą. Ciężar ciała, ducha oraz umysłu. Po to, by intensywnie pracując zadbać o równie sowity odpoczynek, sprawiedliwie rozdzielając czas i wysiłek na każdą stronę. Na pracę i "nie-pracę". By pracując ciężko dobrze i adekwatnie wypoczywać. Niezwykle też ważne jest, by w pędzie do celu zachować smak, umiar i sens. Zawsze też na ów sens patrzeć. Bo jaki sens działać, gdy sens działania zgubimy. Można bowiem rzeźbić ciało ciężką pracą fizyczną drwala, dorabiając się figury atlety niejako "przy okazji". Pracując. Można przyspieszyć proces spędzając wielogodzinne treningi na siłowni. Można też iść na skróty stosując sterydy, aż wreszcie też można na granicy śmieszności wszczepić silikony pod 8-paki na brzuchu i imitacje mięśni klatki piersiowej, by udawać kulturystę nie mając siły, by wejść na drugie piętro. Jaki jest sens działać, gdy sens działania zgubimy. Sztuczny miód to miód sztuczny, nawet jeśli przykleimy nalepkę "naturalny".

Na skróty, czy naokoło? Windą, czy schodami? Wiele lekcji życiowych użyczyć nam może prosta zabawa klockami jak również zwyczajny spacer. Stabilny chód polegający na miarowym przeniesieniu ciężaru ciała z jednej strony na drugą. Wiele też uczy pokora. Do ciała i własnych ograniczeń. A kto z nas nie słyszał "kochaj bliźniego jak siebie samego"? Tak. Siebie kochać znaczy po pracy odpocząć. Poniżej kilka wersów (równie amatorskich co powyżej). O czasie, którego to potrzebuje człowiek, ale i sama efektywność. 

Wybrałem się na grzyby, wyprawą trochę nieplanowaną, choć była ona w planie "wyśnionym", w czasie bliżej nieokreślonym. Ile czasu zleciało tam, nie wiem, zegarek (nie)chcący został w domu, a i bez niego z jakiejś przyczyny, godziny trwały dokładnie godziny. Minuty minutami zostały, choć bardzo inaczej się chciało, jedynie w zapachu runa leśnego, "dużo" mi się z "mało" zmieszało. Po powrocie napotkałem wskaźniki i sugestie zwiększenia skuteczności i efektywności. Nie ta ilość grzybów w stosunku do czasu, plus ten czas, na odległość z domu do lasu. Zakładając zegarek na rękę, nie myślałem, o grzybów ilości, podobno zbyt małej, o zużyciu butów i stracie czasu. Idąc na grzyby, chciałem do lasu.

|moja wyprawa| © Janusz Zacharewicz 

Biorąc pokorną lekcję z prostych i wydawałoby się dostępnych czynności jak zabawa i spacer pozwólmy temu wybrzmieć, iż proste jest nie bez przyczyny proste, a po to, by było łatwe i przystępne od "już" i dla ogółu. Po to, by w ciężkiej pracy oraz parciu ku wynikom i lepszym statystykom nie zapomnieć o drugiej nodze. O "nie-pracy", o życiu "na zakładkę" i o nie rozrywaniu pracy od systematycznego i świadomego odpoczynku. Dla zdrowia ciała, zdrowia ducha i umysłu, a przez to dla dobra statystyk i wydajności w perspektywie nadchodzących dni, miesięcy i lat. Ku chwale efektywności.