osobliwa infekcja

Staram się nie wyzbywać poczucia humoru, bez którego codzienność wydaje się trudniejsza. Dlatego właśnie w nieco (ale tylko nieco) lżejszym tonie poniżej kilka słów, między sprawami ważnymi i ważniejszymi. Ponieważ 21. listopada (lada chwila) wpisano w kalendarz Międzynarodowy Dzień Życzliwości życzę czytającym te słowa tego co najlepsze z wyprzedzeniem, bo życzliwości nigdy za wiele. Z jakiegoś powodu tak chciał wspomniany kalendarz, że dokładnie tego samego dnia wypadają imieniny Janusza (ups), który używając eufemizmu "level legendary" na brak uwagi wobec swojego imienia w powszechnym użyciu nie może dziś narzekać. Zanim więc przyjmę za kilka dni życzenia imieninowe mam potrzebę pozdrowić bardzo życzliwie WSZYSTKICH bez wyjątku, choć ze szczególnym akcentem Januszów („Janusz języka polskiego” napisałby „Januszy”). Dzień życzliwości jest szczególnym dniem listopada. Szkoda jedynie, że to 21. dzień, a nie wiek. PS. Gwarancji powodzenia nie ma, ale można spróbować zarazić życzliwością kilka dni z nim sąsiadujących. Osobliwa byłaby to infekcja.

nieprzemijalność z ponadczasowością

Przyjdzie i po mnie "zegarmistrz światła purpurowy", a że póki co jestem otrzymałem (jak my wszyscy) czas, nie wiem jedynie (jak my wszyscy) ile. Rok, kwartał, miesiąc, dzień mija kolejny, czasu zatrzymamy, chyba że Kobieta swoim wyglądem posadzi go na czas jakiś "do kąta". A czas jest względny i psotny. Bywa czasem, że oszukuje czasem. Byłem świadkiem jak w sznurze nowoczesnych, niemal bliźniaczych samochodów przykuwało uwagę i zachwyt gustowne auto sprzed kilkudziesięciu lat. Potomstwo innowacyjności przemija i tak będzie z prawie wszystkim co jest szczytem techniki i technologii również dzisiaj, będących pochodną ludzkiej mądrości oraz wygody. 

 

Przesunięcie czasu o godzinę wstecz (już za chwilę) nie przeszkadza cofnąć go w pamięci znacznie więcej. Wielu z nas jako dziecko chciało być dorosłym, co u części n-latek z warkoczem objawiało się malowaniem ust i przymierzaniem szpilek mamy, a u n-latków z wytartymi kolanami w spodniach popalaniem papierosów za śmietnikiem. Jako dorośli trochę odwrotnie, chcemy czasem lub wręcz często na powrót być dziećmi, wracając wspomnieniami do "tamtych lat", dopiero z perspektywy czasu doceniając beztroskę dzieciństwa. Tak oto dzieci z rozumem dzieci chcą być dorosłymi, a dorośli z rozumem dorosłych - dziećmi. Wchodząc w skórę Benjamina Buttona, bo choć to postać fikcyjna, w żadnym razie nie uniemożliwia, by "wejść w jej skórę", wydaje się że chyba tylko on miał to, czego pragnęli wszyscy, jako dziecko będąc dorosłym, a jako dorosłym - dzieckiem. Jednocześnie tylko on chyba odczuł dosłownie i do końca, że to nie do końca prowadzi do szczęścia. Wiedział to bardziej lub mniej świadomie już jako kilkuletnie dziecko z rozumem dorosłego i jako starzec z rozumem dziecka. Być może „postawienie spraw na głowie” paradoksalnie układa niektóre z nich na swoim miejscu. Nic innego jak czas to pokaże, chyba że już to uczynił. Czas jest w większości spraw jedynym uprawnionym Jurorem.

 

46 lat po premierze S.W./ep.4/ Nowa nadzieja (1977) oraz w 24 lata po pierwszej emisji S.W./ep. 1/ Mroczne widmo (1999) stwierdzam co podpowiadają mi oczy, że starsze efekty specjalne się mniej "zestarzały" od tych młodszych. To subiektywna ocena natomiast pokazuje być może nie tylko mi siłę argumentu Twórcy pokonującą nowszą o ponad 2 dekady technologię, obwieszczając widzowi, że nowsze nie musi okazać się lepszym. Być może nadzieja ("nowa") zgodnie z powiedzeniem ma "umrzeć ostatnia". Podobne odczucia mam z 58-letnim już (prod. 1965) musicalem pt. "Dźwięki muzyki" (The Sound od Music), który zwraca uwagę nie tylko z powodu imponujących przychodów oraz otrzymanych statuetek i nagród, a dlatego, że (wg mnie) przewyższa ponadczasową wartością tworzone obecnie w greenromach produkcje, będąc przed laty kręconym w pięknych plenerach bez użycia FX. Jeśli nie mieli Państwo okazji widzieć "Dźwięków muzyki", polecam. Za kolejne 50 lat już nie ja, a ktoś inny zauważy być może kunszt w 108-letnim dziele, bo tyle będzie liczył wówczas lat. Talent oraz pomysł Twórcy, ale i przekaz oraz treść się nie starzeją, natomiast efekty specjalne bez wsparcia wspomnianych atrybutów (nie)stety tak, a pozostając przy filmie i użytym w nim kontekście czasu nie mogę nie zauważyć tej oczywistej zależności. Zmieniają się czasy, podobnie jak modele aut oraz efekty specjalne, jednak gra aktorska najwyższej próby się nie starzeje. Szczególnym przykładem nadającym się w całości do zobrazowania nieprzemijalności i znaczenia ludzkiego talentu jest niezastąpiony Michael J. Fox, który był i chyba na zawsze zostanie kręgosłupem filmu „Back to the future”, niezaprzeczalnie wizjonerskiego, ale przede wszystkim (w przenośni i dosłownie) ponadczasowego. Do dzisiaj świat filmu odnosi się do tego właśnie obrazu, który w swojej kategorii i tematyce nie został zdeklasowany.

 

Wyciągam przy okazji na wierzch wersy sprzed lat, ponieważ pasują tematycznie. Zostały napisane w TYM CZASIE, znalezionym i włożonym między sprawy ważne i ważniejsze. Nie jest to liryka, czy nawet jej namiastka, a kilka słów wyciągniętych spośród innych "na ochotnika", których zadaniem głównym jest przesłanie. Potomstwo innowacyjności przemija i tak będzie z prawie wszystkim co jest szczytem techniki i technologii również dzisiaj, będących pochodną ludzkiej mądrości oraz wygody. 

 

Leżą sterty rzeczy, 
rzeczy "stare" i "nowe", 
jedne są "jeszcze", 
inne "już" gotowe. 
Sterty ułożono 
jakby "od niechcenia" 
i "która którą" jest, 
jest nie do odróżnienia. 
 
"Stary" chce być "nowym", 
analog - cyfrowym, 
"nówka sztuka" się stara, 
zostać "stara, ale jara". 
"Stary dobry", a dlatego, że jest 
"dobry", a nie "stary", 
poszukuje "nowego", by był 
"dobrym" z nim "do pary". 
 
"Nowa" przy śniadaniu 
"spod igły" oddana, 
w okolicach kolacji 
wymaga aktualizacji. 
"Nowa" więc, czy "stara"?
- rozprawiają zegary,
w których czas, choć "nowy" 
zamienia się w "stary". 
 
Leżą sterty rzeczy, 
rzeczy "stare" i "nowe", 
jedne są "jeszcze", 
inne "już" gotowe. 
Sterty ułożono 
jakby "od niechcenia" 
i "która którą" jest, 
jest nie do odróżnienia. 
 

|sterty| © Janusz Zacharewicz


PS. Przyjdzie i po mnie "zegarmistrz światła purpurowy" i trochę niechcący poza perfekcyjnymi kadrami klatek filmowych oraz słowami wiecznie aktualnej ballady Tadeusza Woźniaka (1972) również powyższymi amatorskimi wersami zespalają się nieprzemijalność z ponadczasowością ludzkiego wkładu w twórczość, choć odnajdziemy te wartości w wielu dziedzinach życia, jeśli tylko poświęcimy na to uwagę i czas. Tymczasem czas kończyć refleksję o czasie, by wrócić do przyszłości.


ujarzmienie

Czasem ujarzmienie jest możliwe. Oby inspiracją działań były dobre intencje. Gdybym miał wskazać najbardziej spektakularną reklamę, która krzyczy w mojej pamięci niczym najgłośniejsze pisklę w gnieździe wskazałbym Red Bull Stratos, mimo że to po części reklama, bo raczej zbiór okoliczności, znaczeń, zdarzeń, które dzięki pracy, wyobraźni ludzkiej oraz „budżetowi” ponad 11 lat temu (14.10.2012) dopełniły podprogowo lub wprost obietnicy zaciągniętej u obserwatorów trzymających kciuki za powodzenie oraz tych pozostałych, osób obojętnych, sceptyków i niedowiarków. Gdybym miał wymienić bohatera/ów tego projektu mógłbym wskazać głównego "aktora", bo Felix Baumgartner skoczył mimo nieprzewidywalności zdarzeń, ale mógłbym też mówić o sponsorze/rach, czy o naukowcach, bo dla nauki był czas istotny. Mógłbym wspomnieć o konstruktorach specjalistycznego skafandra, który przetrwał ponad 4 minuty ekstremalnej temperatury i tarcia przy prędkości "obiektu" dochodzącej do 1342 km/h. Postawię jednak na "jedynce" tego podium pomysłodawcę/ów wydarzenia i jego/ich umysł oraz wyobraźnię przesuwającą granice. Gdybym miał też opisać po swojemu co myślę o Red Bull Stratos 2012 (data z braku gwarancji, że był to skok ostatni), to skupię się na tym co po upływie czasu zostało. Poza wyeksponowaniem odwagi, nauki, roli przekazu medialnego, technologii i pieniądza, bo bez tych elementów by się to nie udało, wskazałbym znaczenie ludzkiej chęci rozwoju, bo zespoliła całość przedsięwzięcia. Chęć rozwoju doprowadza tlen do organizmu każdej branży.

 

PS. Myśl ilustruję zdjęciem piłki ujarzmionej przez człowieka w pożytecznym celu. Kształtem przypomina kulę ujarzmianą przez człowieka od początków jego dziejów. Oby inspiracją działań były dobre intencje.

"non omnis moriar"

Wracam do tej myśli, chociaż to ona wraca do mnie. Aura jesienna, wszechobecne znicze w sklepach oraz nadchodzący czas odwiedzania grobów bliskich (nie)chcący przywodzą mi w pamięci refleksję sprzed kilku lat. Zrodziła się w mojej głowie, gdy przechodziłem wzdłuż ulicy, przy której skupione są zakłady pogrzebowe. Niestety, a może "stety", ale taka kolej rzeczy. Aż chce się powiedzieć "do wyboru do koloru". To branża, której nikt z nas najpewniej nie ominie i jak wszystkie inne tak i ona dociera do Klienta wybierając działania aktualnie najtrafniejsze i najskuteczniejsze wykorzystując mniejszą lub większą machinę marketingu oraz reszty sprzedażowego zaprzęgu. Z tego przypadkowego spaceru utwierdziła mi się w głowie myśl. Dziś Sprzedażą zajmuję się ja, kiedyś Ona zajmie się mną. Niestety, a może "stety", ale taka kolej rzeczy. Wszystko przemija i nie inaczej jest z nami. Postaram się skierować wagon tej myśli na tor boczny, bo go z jakiejś przyczyny zauważam. Gdybym próbował odnieść się do zagadnienia upływającego czasu pod kątem Sprzedaży zaproponowałbym tekst "genesis", którym staram się pokazać, że nie jesteśmy bardziej wyjątkowi niż nasi poprzednicy, z których dorobku czerpiemy. Skierowałbym uwagę na historię wyjątkowej pary, która pomimo upływu czasu oraz wszechobecnych zmian pozostaje nierozłączna. Oni "wciąż są razem". Z tematem rezonuje również historia "zawsze będzie dzisiaj", bezsprzecznie związana zarówno ze Sprzedażą, jak i z upływającym czasem. Choć napisałem ją kilkanaście miesięcy temu, budowała się w mojej głowie ponad 20 lat. Zainteresowanych wymienionymi treściami odsyłam do ich źródła na tym blogu z góry dziękując za poświęconą uwagę. Wszystko przemija i nie inaczej jest z nami jednak z nadzieją zawartą w słowach "non omnis moriar" serdecznie pozdrawiam wszystkich.

Nauczyciel

Pamiętam ze studiów opowieść jednego z wykładowców o naukowcach z Polski, którzy pojechali na międzynarodowy projekt inżynieryjny za granicę. Gdy pewnego dnia zabrakło prądu i wszystkie urządzenia liczące „padły” z braku zasilania, a wiadomo było, że awaria się może przeciągnąć w czasie, inżynierowie z Polski jeden po drugim zaczęli wyciągać ołówki, papier i obliczać wszystko "ręcznie". Z racji że jutro "Dzień nauczyciela" mam potrzebę wyrazić szacunek dla ludzi nauki, ale i sportu, kultury, sztuki i innych obszarów rozwoju człowieka za umiejętność zauważenia, wydobycia i rozwinięcia własnego potencjału oraz zaszczepienie w sobie i innych chęci zostawienia drogi szybszej i wygodniejszej na rzecz tej wymagającej.

do strefy komfortu

Podążając za nośnym tematem opuszczania tzw. strefy komfortu, by osiągać cele wyższe, ważniejsze i ambitniejsze, nie umniejszając im dostrzegam pytanie, czy miłość jest poza nią, bo wydaje się, że jest w samym jej centrum. W odpowiedzi pozwolę sobie skierować propozycję do strefy komfortu, chcąc nie chcąc bohaterki tej myśli, by choć raz to ona, nie wychodząc nigdzie i nie szukając niczego "poza" spróbowała poczuć i znaleźć komfort w środku samej siebie. Z pewnością więcej można próbować o tym mówić, czy pisać, ale zatrzymam się i zakończę fragmentem tekstu jednej z piosenek wokalisty, który zasłużył na więcej uwagi niż otrzymał. Utwór niechcący traktuje właśnie o tym. "Nie chcę żyć pełnią życia, bo obawiam się, że którejś nocy czy dnia, minę ciebie" [Za-czekam | Mieczysław Szcześniak | Spoza nas | 2000].

 

PS. Myśl dopełniam zdjęciem „kosza” obrazującego cel w samym jego centrum.