statystycznie

Wydaje się, że w większości przypadków nauka i rozsądek wymagają czasu, a głupota potrzebuje zaledwie chwili. Czy czas zdoła to naprawić? Ponoć leczy rany. Czas oceni jeszcze, czy cokolwiek z tego co kiedykolwiek pomyślałem, powiedziałem, czy napisałem ma sens. Oglądając zdjęcie Filarów Stworzenia, których elementy mają wysokość kilku lat świetlnych zastanawiam się jak mali jesteśmy wobec ogromu tego o czym nie mamy świadomości i czy liczymy wszystko odpowiednią miarą, bo miary to sami sobie stworzyliśmy tak, by były odpowiednie. Z jakiegoś powodu myśl ta idzie za mną lub ja za nią. Co jest obiektywnie ważne i co mówią na to excelowskie tabele. O tym właśnie, celowo nie wprost, poniżej.

 

Statystycznie słabo wypadło drzewo w stosunku do poprzedniego roku, a nawet kilku lat wstecz, bo mniej obrodziło owocami. Jak się miało okazać nie był to jednak rok bezowocny. Bynajmniej wyłącznie dla drzewa. Statystycznie dzień tamten nie różnił się od poprzednich praktycznie niczym, choć miał mieć wpływ na sporo tych po ludzku ważnych spraw. Spraw, które istniały od zawsze i będą istnieć niezależnie od tego, czy człowiek będzie miał o nich wiedzę. Poprzez słońce, deszcz i system korzeni ziemia ulokowała soki w mniejszej ilości owoców na drzewie, co wpłynęło na ich wzrost i przez to rozmiar statystycznie większy. Być może z tej przyczyny właśnie tego dnia i właśnie w tym czasie zaczęły spadać. Przyglądał się temu po raz n-ty w swoim życiu Isaac Newton i akurat tego dnia, nie różniącego się statystycznie od innych się to stało. Zrozumiał jedną z tych po ludzku ważnych spraw, które istniały od zawsze i będą istnieć niezależnie od tego, czy człowiek będzie miał o nich wiedzę. Mimo że wspomniany dzień podobnie jak wiele przed nim i po przeszedł do historii, nie wypadł na tle innych dni statystycznie słabo. Statystycznie słabo wypadło drzewo w stosunku do poprzedniego roku, a nawet kilku lat wstecz, bo mniej obrodziło owocami. Jak się miało okazać nie był to jednak rok bezowocny. Bynajmniej wyłącznie dla drzewa.

lajk bez rozgłosu

Pomimo bezwzględnego zła w świecie mamy jako ludzie w genach naturalne pokłady dobra bez względu na to, czy się o tym mówi, czy pomija milczeniem. Mówienie o tym jest mniej nośne i klikalne, a prawie wszystko w tych czasach poddane jest monetyzacji. Mam świadomość, a wręcz pewność, że czynione przez człowieka dobro dzieje się na co dzień bez względu na odbiór tego faktu na zewnątrz. W milczeniu. Odbywa się nie tylko codziennie, ale na różne sposoby oraz na wielu poziomach i płaszczyznach. Nie bez przyczyny też (być może) pomoc finansowa miliardera jest nazwana dobrem tak samo jak podanie potrzebującemu kubka herbaty jest nazwane dobrem. Nie ma dobra "prim", czy "premium" być może po to, by każdy mógł je czynić bez względu na swój status. Nie bez przyczyny też (być może) słysząc w zamian słowo dziękuję bez stopniowania na dziękuję "prim", czy "premium". To jest proste, ale i dobro takie jest, podobnie jak słowo, które chcę ludziom powiedzieć. Dziękuję. Mam potrzebę chwilę uwagi skierować na ludzi działających i służących innym bez rozgłosu. Dotyczy to spraw i zdarzeń jednorazowych, ale przede wszystkim wielokrotnie powtarzalnych. Nie tylko w sprawie niedawnej pandemii, bo przed nią ludzie działali i po niej nieprzerwanie są aktywni i z pewnością będą dalej, w różnych branżach i na wielu polach. Są to gesty drobne, ale często wsparcie na wagę życia. Nie wspomina o tym na co dzień telewizja i social media, chyba że oko i ucho nadstawiam niestarannie. Być może dlatego, że czynią dobro nie komunikując tego nikomu. Nie od razu się też ich dostrzega, ale z minimalnym wysiłkiem intelektualnym (mnie się udało) i rozglądając się wbrew pozorom wcale nie tak daleko. Trochę może nie po drodze im z tym, że o nich wspominam, bo z jakichś względów robią co robią właśnie w ciszy. Być może taka pomoc daje większą satysfakcję i spełnienie. Mam nadzieję wybaczą skromną wzmiankę o nich, którą ilustruję wdzięcznym uśmiechem dziecka oraz tytułuję „lajkiem bez rozgłosu”. PS. Poniżej amatorskie wersy (pół żartem, ale tylko pół), które nieco wpasowują się w temat. Zostawiam ich przesłanie subiektywnej ocenie.

 

Zdarzyła się raz komuś dobra sprawa,

pochwalił się i usłyszał niecodzienne brawa.

Gdy za drugim razem już milczenie obrał,

sprawa tak jak była, tak została dobra.

 

|dobra sprawa| © Janusz Zacharewicz

po omacku

Póki co, widzę ją jak przez mgłę. Wyczuwam trochę jakby po omacku jej przesłanie i szkielet. Zawsze jednak to coś, a skoro coś, to przecież nie nic. Nie wiem, czy cokolwiek by pożytecznego wniosła i czy to dobrze, że tego nie wiem, czy przeciwnie. Jeśli jednak mogłaby kiedyś powstać zrodzona w mojej głowie książka, nie musi być pożądana. Niech będzie odrobinę przydatna. Przydatność ma różne oblicza i mogłaby sobie któreś przybrać. Inaczej, niech pozostanie w potencjale niewykorzystanym.

ważne, że płynie

Oglądając produkcję filmową, zwłaszcza spektakularną, zauważymy na koniec długie napisy. Niekończącą się listę osób zaangażowanych w produkcję. Znane hollywoodzkie nazwiska wymienione są na początku dużym fontem, później reszta. Długa, niekończąca się reszta. Znamienne jest to, że na napisach końcowych zachwyceni filmem widzowie z resztkami popcornu w zębach wychodzą. Mało kogo obchodzi kto, co i z kim w tym dziele miał swój wkład. Bo i po co. Film został skonsumowany, smakowało, a nawet bardzo, ale o składniki i przyprawy użyte oraz o warunki jej przyrządzenia nikt nie pyta. Nie pyta o sztab ludzi, których nie widać. Choć byłem raz świadkiem i uczestnikiem seansu, na którym po zakończeniu były długie brawa, a gdy ucichły, w milczeniu wszyscy siedzieli do ostatniego wersu napisów. Był to pokaz przedpremierowy kolejnej części Star Wars. A bez ludzi z napisów końcowych owa produkcja nie byłaby właśnie taka, albo w ogóle nie mogłaby powstać i raczej rzadziej niż częściej, to da się natrafić na film, w którym aktorzy wymieniani są w napisach w kolejności alfabetycznej, bez klasyfikacji i segregowania stopnia ich ważności. Podkreśla się tym samym, że wszyscy mają swój wkład, mniejszy lub większy, ale jednak ważny, podobnie jak każdy nit i spaw w okręcie ma znaczenie. Który spaw i nit ważniejszy od którego i czy kiedykolwiek się o tym pasażer przekona, lepiej nie sprawdzać. Ważne, że płynie.

 

PS. Myśl pochodzi z tekstu „Titanic i jego nity” (zainteresowanych odsyłam do jego źródła na tym blogu).

prowadzenie

Znam swoje "miejsce w szeregu" na tym polu, jednak bywa że coś napiszę. Podczas pisania pozwalam czasem, by symboliczne pióro w ręce prowadziło się samo i trochę tylko mu "przeszkadzam". Nie wiem natomiast na ile "przeszkadzanie" to jeszcze, czy już symbolicznego pióra prowadzenie.