Obserwując dwoje starszych ludzi, którzy idą przez przejście dla pieszych trzymając się za rękę wiem, że tak samo potrzebne są im wskazania zewnętrzne w postaci zielonego światła, co wzajemne wsparcie w drodze.
Janusz Zacharewicz - blog o Sprzedaży, reklamie, ludzkim potencjale, tworzeniu i nie tylko. Nie wszystko MOŻNA mówić wprost, ale i nie wszystko TRZEBA. Obserwacje przynosi codzienność, która jak się przyjrzeć jest niecodzienna. Wszystkie treści na blogu © Janusz Zacharewicz
tabela mistrzów
Poniższa refleksja jest być może mało znacząca, jednak z jakiegoś powodu tzw. kropla w morzu do złudzenia przypomina tę drążącą skałę. W słowniku języka polskiego znajduje się wytłumaczenie znaczenia przedrostka "para", jako "[...] pierwszy człon wyrazów złożonych, oznaczający: niby, prawie, wyrażający podobieństwo do tego, co jest określane drugą częścią złożenia [...]". Nie rozumiem, bynajmniej oczywiście tej prostej definicji, a użycia tego przedrostka w wyrazie paraolimpiada. Trwająca obecnie dyskusja dotycząca stosowania słowa paraolimpijskie vs. paralimpijskie, spowodowana różnicą w tradycji oraz wynikającą z tłumaczenia języków nie wyklucza i nie tłumaczy pytania, które postawię w kolejnym zdaniu. Dlaczego "niby" oraz z jakiej przyczyny "prawie". Sam nie wiem co bardziej tu nie pasuje. Patrzę na współzawodnictwo w wykonaniu ludzi sprawnych oraz z niepełnosprawnością i nie dostrzegam różnicy w pasji, w zaangażowaniu, w woli walki, w chęci rywalizacji, wiec w tym co stanowi istotę Sportu w najczystszej jego formie. Wydaje się to przejrzyste i widoczne. Jeśli kryterium jakiejkolwiek tutaj kategoryzacji jest jak najlepsza liczba w tabeli wyników, to w każdej olimpiadzie mają miejsce najlepsze. Idąc konsekwentnie dalej, być może wszystkiemu czym się zajmujemy na co dzień w różnych sferach i dziedzinach życia, co nie ląduje ostatecznie w alegorycznej tabeli mistrzów należy nadać przedrostek "para". Również w tym przypadku, mimo braku różnic w tradycji oraz wynikających z tłumaczenia języków nie wyklucza i nie tłumaczy nikt pytania dlaczego "niby" oraz z jakiej przyczyny "prawie". Mam wrażenie, że nie jest tak jak być powinno, a ponieważ życie przeciętnego człowieka jakim jestem odbywa się zdecydowanie poza wspomnianą tabelą mistrzów, należałoby mu nadać ten sam przedrostek. PS. Wielki szacunek dla wszystkich sportowców. Wszystkich.
wspólne organy
Patrzę na wiatrak dzisiaj,
w zaawansowanym już XXI. wieku i myślę, czy jest tym, do którego zdążał Don
Kichot z La Manchy, zakochany bez pamięci w Dulcynei z Toboso. Nie mam możliwości
ich zapytać, podobnie jak wiernego niczym Samwise Gamgee Sancho Pansy. Postrzegam
w tym pięknym obiekcie ludzkiej myśli inżynieryjnej symbol stałości i
aktualności wartości oraz prawdy, która nie poddaje się próbie czasu, podobnie jak
myśli Lucjusza Anneusza Seneki.
„
Ustawiczne pijaństwo powoduje zdziczenie umysłów.”
„
Nie spuszczamy z oczu cudzych błędów, a własne chowamy za plecami.”
„
Obawiacie się wszystkiego jako śmiertelni, a pożądacie wszystkiego, jakbyście
byli nieśmiertelni.”
„
Owoce są najsmaczniejsze, kiedy się kończą. Dzieciństwo najpiękniejsze jest,
kiedy się z niego wyrasta. Pijakom największą przyjemność sprawia ostatni
kielich wina, ten, który ich pogrąża, który wieńczy pijaństwo. Wszelka rozkosz
odsuwa na sam koniec to, co ma w sobie najmilszego. Najprzyjemniejszy jest wiek
już podeszły, ale jeszcze nie podupadły. A nawet i ów, uważam, stojący na samej
krawędzi życia, ma swoje przyjemności. Albo już samo to zastępuje przyjemności,
że wcale się nie odczuwa ich braku.”
Nie da się nie zauważyć, że powyższe, wybrane losowo myśli Seneki nie uległy dezaktualizacji. Trochę jak wiatrak, na który patrzę dzisiaj, w zaawansowanym już XXI. wieku. Z ostatnią myślą dość mocno się identyfikuję, zapewne z racji zaawansowania mojej osobistej osi czasu, która zakończy się w dniu dla mnie zakrytym. W wiatraku widzę jeszcze siłę i stałość Miłości, nawet tej bez pamięci, cechującej Don Kichota. Dostrzegam też znaczenie wierności wspomnianych towarzyszy drogi, jak Samwise Gamgee i Sancho Pansa. Nie wiem, czy wierność i Miłość są jednym organizmem, ale mają wspólne organy. Wspólne, jak codzienność z ludźmi idącymi z nami krok w krok, których być może spycha na dalszy plan uwagi rutyna oraz sprawy pozornie ważniejsze […]. PS. myśl urywam celowo, niech ma szansę trwać, przynajmniej chwilę. Trochę jak wiatrak, na który patrzę dzisiaj, w zaawansowanym już XXI. wieku.
spalone mosty
Czasem przychodzi refleksja nieplanowana. Bywa zbiorem pojedynczych myśli, które pojawiały się na przestrzeni lat, choć innym razem przypomina akt strzelisty w postaci samodzielnego samorodka. Poniższa jest czymś pomiędzy, zawierając cechy ich obu. Wyciągam z szuflady zapomniany przez 40 lat ołówek. Działa jakbym kupił go wczoraj, choć patrząc na dostępne dzisiaj w sklepach nie wiem czy taki bym kupił. Podobnie jest z młotkiem i większością narzędzi z mojej narzędziowej skrzyni. Działają. W piwnicy w domu dziadka jest imadło, które pół wieku istnienia obchodziło szmat czasu temu. Działa. Otwieram laptopa sprzed 10 lat i brak oznak życia. Płyt z grami na CD sprzed kilku zaledwie lat nie mam gdzie włożyć. Nie będę udawał, że układają się w tym kontekście dość wyraźne pytania, nawet jeśli ktoś bardzo stara się je ukryć. Czy konieczne jest palenie mostów w pędzie za zmianą. Zapewne nie wszystkich, ale aż tylu mostów. Czy rozwój musi zostawiać za sobą aż tyle gruzu i odpadu, którego ostatnią destynacją jest półka w muzeum. Dziadka nie mam możliwości zapytać, zrobię to po tamtej stronie. Po tej zostało imadło, które poza tym że wciąż działa, mam wrażenie swoim milczeniem daje odpowiedź wyraźną, nawet jeśli była w zamierzeniu ukryta. Jeśli istnieją wynalazki ludzkiej myśli i potrzeby, być może istnieje potrzeba myśli o wynalazkach. Myśli dalekowzrocznej i uwzględniającej coś więcej, niż doraźną wygodę, czy zysk. Dzisiaj także mamy przypisane naszym czasom mosty. Myślenie człowieka wciąż działa.
nie rób, czyli rób
Na trawniku przy placu zabaw zainstalowano w niedalekiej od siebie odległości dwie tabliczki, „zakaz wyprowadzania psów” oraz „posprzątaj po swoim psie”. Nie da się nie zauważyć w przekazie niekonsekwencji, choć przypomina do złudzenia instalowanie popielniczek w samolotach, w których nie wolno palić. Komunikację tego typu nazwałem schematem "nie rób, czyli rób", a przypadkowa obserwacja sprzed lat pokazała mi, że można taką wykorzystać w reklamie. Slogan, który zobaczyłem na naklejce wiele lat temu na stacji benzynowej z jakiegoś powodu zapadł mi w pamięć i był dokładnie tego przykładem. "Jeśli już musisz pić i jechać, pij Pepsi”. PS: treść nie zawiera lokowania produktu, raczej idei, a kończąc życzę wszystkim, nie pomijając siebie przewagi wzajemnych zachowań międzyludzkich biorących pod uwagę dobro wspólne. Niezależnie od komunikatów i schematów.
ona tego nie chce
Spotkałem ją na zakupach, trochę z zaskoczenia, choć jak się zastanawiam, nieświadomie widzimy się dość często. Rozmawialiśmy chwilę, choć słów nikt nie wypowiadał. Zapytała dlaczego promocyjną cenę produktu widzi z odległości kilku metrów, a jak podejdzie do napisu, dopiero z bliska dostrzega warunki skorzystania, niekoniecznie łatwe do spełnienia. Przy kupowaniu kuchenki zobaczyłem w jej oczach coś jakby zawód i kolejne niewypowiedziane pytanie, dlaczego kupuję. Odpowiedź była najprostsza z prostych, w mojej dotychczasowej po 20 latach przepaliły się grzałki. To powód oczywisty. Zrozumiałem jednak drugie dno tej sytuacji, gdy od sprzedającego usłyszałem "już takich nie robią”, a nowa kuchenka z pewnością tak długiego okresu nie wytrzyma. Pytań było więcej, choć słów nikt nie wypowiadał. Usłyszałem też kilkukrotnie z jej ust wypowiedź, że ona tego nie chce. Wierzę, bo dostrzegam na co dzień podobne zjawiska, niekoniecznie kupując. Obserwacja Sprzedaży odbywa się w sposób czynny i bierny, często w sytuacjach nieplanowanych. Zastanawiam się jednak, czy stwierdzenie „ona tego nie chce” nie było analogią dużego napisu promocyjnego, który widzę z odległości kilku metrów, a jak podejdę bliżej, dostrzegam drobny druk na dole. Czyżby i tutaj zainstalowano drugie dno, a Sprzedaż, z którą rozmawiałem, choć słów nikt nie wypowiadał należała do gatunku „już takich nie robią”? Możliwe. Uwiodła mnie wnioskami łudząco podobnymi do moich, choć być może i ona chciała mi coś sprzedać. Nie pierwszy raz. Spotkamy się niedługo na zakupach, trochę z zaskoczenia, w sposób czynny lub bierny, więc zapytam. Słów zapewne nie wypowiem, bo choć mam uzasadnione wątpliwości, podskórnie czuję, że ona tego nie chce.
nieświadomie
Czas płynie tak samo,
jak zawsze, choć nieraz wrażenie człowieka wskazuje inaczej. W codziennej
rutynie czasem przychodzą inne, niż rutynowe myśli. Kwiaty kaktusa Echinopsis
kwitną tylko jeden dzień, co po ludzku, w świecie kultury efektywności
uznalibyśmy za błąd. Nie wszystko jest wytłumaczalne logiką, co uważam jest
informacją po części pozytywną. Być może zbyt często chcielibyśmy wiedzieć,
jeśli nie wszystko, to zbyt wiele. Wspomniany kwiat kwitnie nieświadomie i
myślę, że sporo w życiu tak się właśnie odbywa.
gdybym był, nie będę
Sporo spraw w życiu odbywa się między słowami, a czasem możemy mieć wrażenie, że samo życie umyka między palcami. Nie ma gwarancji, że to co dzieje się niejako przy okazji lub obok spraw głównych, uznanych za najważniejsze nie ma równoważnego znaczenia do spraw pozostałych. Gdybym miał ubrać w zwięzłe słowa to co uważam za ważne i pożądane dzisiaj, w roku 2024, musiałbym dotknąć sprzeczności. Po pierwsze byłaby to opinia moja, przez to z definicji niewiele dla ogółu znacząca. Każdy ma też indywidualną wizję oraz definicję tego co ważne i pożądane. Ma do tego prawo. Świat płaci dzisiaj niekoniecznie za to co naprawdę cenne. To kolejna sprzeczność. Piszę te słowa siedząc przy biurku, choć Ziemia, cała nasza galaktyka i wiele innych pędzą z niewyobrażalną prędkością w kierunku niezbadanego do tej pory przez człowieka Wielkiego Atraktora. To także sprzeczność. Poniższa refleksja jest podana nie wprost, choć wg mnie na wskroś czytelnie. I to jest sprzecznością między słowami. Gdybym był marką, jedną z tych najdroższych na świecie, miałbym słuszne powody prężyć się z dumy, choć znając siebie obejrzałbym się za siebie. Mam nadzieję ujrzałbym ludzi i ich decyzje, te kluczowe, niczym kamienie milowe rozwoju, ale i te codzienne, w pewnym sensie mechaniczne. Mam nadzieję, że przynajmniej część z nich odzwierciedlałaby ciężką pracę, systematyczność, uczciwość i dbałość o dobro wspólne. Wartości stanowiące podwaliny wspomnianych milowych kamieni rozwoju. W idealnym świecie. Nie będę taką marką, a oglądając się za siebie spektakularnych kamieni milowych nie dostrzegam. Widzę natomiast ludzi i wartości. W nieidealnym świecie. Niczego się też póki co nie wstydzę. Ja, w roku 2024, mając nadzieję, że nie jest to sprzecznością.
"experienced"
Potocznie przyjęte pojęcie "zjeść na czymś zęby" ma wiadome znaczenie, sugerujące doświadczenie w określonej dziedzinie życia. Chcę zaprosić czytających te słowa do zaznajomienia się z drugim sensem tego stwierdzenia, zdecydowanie rzadziej używanym od potocznego. Być może nie wszyscy mamy świadomość, że słonie nie tyle umierają z tzw. starości, co z powodu braku uzębienia, co prowadzi w prostej drodze do niemożności spożywania przez nich pokarmu. Oto słoń, który mógłby pożyć jeszcze życiem słonia, bo pozwala mu na to jego postura, siła i umiejętności niestety szóste z rzędu zęby już starł i okazało się, że to były ostatnie. Więcej nie będzie zębów, więc ich właściciel osłabnie, doprowadzając się do wycieńczenia i przewidzianej naturą śmierci. W tym kontekście stwierdzenie "zjeść na czymś zęby" jest mniej pozytywne i smutniejsze, niż w znaczeniu zawodowym u ludzi, w którym "zjeść na czymś zęby" znaczy być znawcą tematu, czyli ekspertem, może nawet unikalnym, czy nawet tym jedynym. Słoń oprócz "zjedzenia” własnych zębów, zgryzienia ich przez lata, robi to również w tym drugim znaczeniu. Słoń jest doświadczony życiowo, potrafiąc wykorzystywać mądrość, którą nabywa, a jakby mógł i chciał (bo przecież mógłby móc i nie chcieć), na profilu własnym w social mediach napisałby o sobie "experienced", choć przez skromność, bo należałby się mu opis "very experienced" lub "extremely experienced". Poniżej kilka słów dlaczego. Słoń potrafi wyczuć burzę oddaloną o 100 km, a któż z nas ma taką zdolność bez patrzenia w aplikację w smartfonie, sprawdzalną tylko z ograniczonym prawdopodobieństwem. Słoń wie, że jest odpowiedzialny za stado i mimo grubej skóry nie jest "gruboskórny". Nie jest bynajmniej, bo wie co to czułość, wierność i stałość. Potrafi bawić się, a także płakać i śmiać się oraz przeżywać w cichości swoje wyjątkowe oczekiwanie na macierzyństwo, w najdłuższym okresie ciąży u ssaków, tj. ok. 22 miesięcy. Słoń przeżyje niejeden atak drapieżników i wie co to strata, podobnie również wie jak smakuje głód ("smak głodu" to dość dobra mutacja oksymoronu). Słoń w swojej cichej inteligencji potrafi, będąc rannym udać się po pomoc do ludzi, świadomy, gdzie może znaleźć ratunek. Wie też co znaczy solidarność, gdyż jakimś sposobem wywalczył w kalendarzu 12 sierpnia (to dzisiaj) Światowy Dzień Słonia, mimo że nie potrzebuje takiego dnia w naturze. Kto wie, zrobił to być może dla swoich braci w ZOO. Słoń uda się też sam na miejsce, w którym zamknie oczy po raz ostatni. Słoń "zjada zęby" w obu opisanych znaczeniach, a czyni to przez całą długość swojego długiego życia, nie myśląc o tym nic. Myślenie zostawił człowiekowi, by myślał, że "zjadł na czymś zęby".
jaskółka
Trafiam dzisiaj w radiu mainstreamowym na "Lubię wracać, tam gdzie byłem" [Wojciech Młynarski/ Zbigniew Wodecki]. W innej znanej stacji również. Cieszę się, prawie wszystkimi zmysłami. Czy to może coś oznaczać? Podobno jedna jaskółka wiosny nie czyni, choć również podobno nadzieja umiera ostatnia. Moja wciąż żyje. Dziękuję niezastąpionym twórcom tego utworu, nie zapominając o wynalazcach/ konstruktorach instrumentów muzycznych w nim użytych. Prostych i nieprostych, bo wymagających znacznie więcej, niż dzisiaj chce się poświęcić. Być może zwrot "lubię wracać" da o sobie jeszcze znać, w postaci innej jaskółki. Być może moja nadzieja nie będzie jedyną. Życie jest zaskakujące.
"jasny i gotowy"
Minął miesiąc, jak przyszedł "Zegarmistrz światła" po Pana Tadeusza Woźniaka. Taka kolej rzeczy, przyjdzie po każdego człowieka. Czas zdołał przykryć tę informację innymi już kilkukrotnie. Taka kolej rzeczy. Zawsze można jednak do czegoś wrócić i się odnieść. Niech mi będzie wolno, po to mamy pamięć. Ciężko określić, co ten artysta zostawia po sobie, dlatego skupię się wyłącznie na piosence, właściwie piosence - pomniku, do tytułu której się odnoszę na wstępie. Jest inna, niż inne. Jedyna w swoim rodzaju. Prosta, choć wręcz przeciwnie. Z jakiegoś powodu blisko mi do Muzyki, a Muzyce do mnie i jeśli miałbym opisać jej kwintesencję jednym utworem, ten byłby idealny. Poza tym, że przetrwał swojego twórcę, przetrwa niejedną muzyczną woltę. Wierzę, że Tadeusz Woźniak miał, jak wyśpiewał. Był "jasny i gotowy".
rosną od wieków
spłaszczone
W świecie pików popularności (czytaj Sprzedaży) jestem wdzięczny za te spłaszczone, rozciągnięte w dziesięciolecia. Odnotowane są w dolnych partiach analizowanych tabel. Słucham Seweryna Krajewskiego i dziękuję za wartość Muzyki, która nie płowieje z czasem.