dobra prognoza

 

Niektóre zjawiska i zależności są tak oczywiste, że aż niezauważalne. Poświęcam im czasem fragment uwagi. Dawid Podsiadło w genialnym „fal, nie ma fal” brzmi mi w uszach, gdy o tym piszę. Fala wynika z sił wiatru, który z mądrym jego wykorzystaniem zwiastuje ruch dryfującej łodzi. Ruch to wymiana, której brakuje zatęchłej zatoce. Ruch to życie oraz przeżycie każdej branży. Jest nią również Sprzedaż.

 

W harmonii wszystko się zgodzi również wtedy, gdy nuta będzie obok dźwięku teoretycznie właściwego. Postawiona tam jednak nie przez przypadek jak to ma miejsce przy tzw. fałszu. Nie tylko zgodzi się, a eksploduje pozytywnymi doznaniami w mózgu. Zrozumiałem to wsłuchując się w niezwykły sposób śpiewu Igora Herbuta [LemON], przy czym nuta obok pasuje dlatego, że Muzyk umieszcza ją tam w sposób zaplanowany, by dać odbiorcy poczuć jak tam postawiona współgra z resztą muzycznego tła, wydobywając przy tym ferię dźwięków pozornie ukrytych i okazując zmysłom, że pudełko kredek w podstawowych kolorach rozbito na barw nieskończoność. Z jakichś powodów tak jest w Muzyce, że uderzenie stopy perkusji na "dwa” jest tak samo dobre jak to częściej słyszane na „raz” i uwypukla „dźwięki-sąsiadki”, które cały czas są obecne, choć mniej aktywnie, dając słuchającym impuls charakterystycznego gibania podyktowanego kończynom ciała przez rytm reggae. Odchodząc od pięciolinii „dźwięk obok" alegorycznie pasuje być może poza Muzyką, w branżach teoretycznie poukładanych i uporządkowanych latami przyzwyczajeń. Jest nią również Sprzedaż. Parasol stworzony na deszczową pogodę przysłuży się jego właścicielowi również w pełnym słońcu. 

 

Istnieje osobliwa prognoza, bo choć związana z pogodą w pełni paradoksalnie jest od niej niezależna. Z punktu widzenia Sprzedaży jest to dobra prognoza. Każda pogoda jest dobra na sprzedaż. Pogoda wpływa bezpośrednio na samopoczucie człowieka, na postrzeganie przez niego rzeczywistości i odbiór bodźców, co jest pośrednią przyczyną dopływu tlenu w krwioobiegu sprzedażowym. Wchodząc w klamrę skrótu myślowego podczas gdy latem odczuwamy potrzebę ochłodzenia, zimą szukamy możliwości ogrzania. W przedłużającym się lub pojawiającym się z zaskoczenia deszczu szukamy schronienia i produktów użytkowych z kategorii wodoodporne, a w spiekocie słońca tych z filtrem UV. Mimo że istnieją branże sezonowe skorelowane ściśle z porami roku Sprzedaż jako zjawisko rozumiane całościowo oraz jako proces i przyczyna pierwszego oraz n-tego kontaktu Sprzedający-Kupujący znalazła swoją przestrzeń we wszystkich możliwych warunkach atmosferycznych. Z punktu widzenia Sprzedaży jest to dobra prognoza. Sprzedaż odnajduje się w każdej sytuacji pogodowej będąc wsparta kreatywnością ludzką dopasowującą ją do aktualnej potrzeby. Kreatywnością niezbędną każdej Sprzedaży, by wzorem Małego Księcia w kapeluszu dostrzec "boa zamkniętego". Sprzedaż rozgościła się na dobre i wybrzmiewa dumnie również w docierającym do ucha zwrocie "Sponsorem prognozy pogody był [...]". Raczej nie mogło być inaczej. Każda pogoda jest dobra na sprzedaż. Nieocenione znaczenie ma ludzka wyobraźnia wykorzystana w Sprzedaży oraz innych branżach, w tym w twórczości muzycznej, a wspomniany Dawid Podsiadło utworem „fal, nie ma fal” pokazał jak trzema słowami, łamiąc wersy, akcenty, takty i nuty stworzyć przebój.

 

Niektóre zjawiska i zależności są tak oczywiste, że aż niezauważalne. Kończąc wątek przytaczam amatorskie wersy dość mocno wpasowujące się w temat. Dotykam tajemnicy Sprzedaży od lat i wiem, że posiada ważną cechę, która jest być może kluczową zdolnością. Opisuję ją po swojemu.

­

Raz łagodność, raz zaciętość 

zwykła prezentować,
celowo wyważona, 

bo sama sobie sądem.
Choć z reguły woli 

siłą rąk wiosłować, 
wykorzysta czasem bezruch, 

by popłynąć z prądem. 
Zostawiona na ugorze 

lub żniwach kreatywności,
od skrajnej niechęci 

po natchnienia wenę, 
sprytnie wypełniła 

wachlarz możliwości 
od "za żadne skarby" 

po "za wszelką cenę".

­

|Jej zmienność| © Janusz Zacharewicz


do Świętego Mikołaja

Powoli przewracaj się na drugi bok Święty Mikołaju, bo znaczna część urlopu za Tobą. Jak się przebudzisz zadam Ci pytanie ile prowizji od sprzedaży miałeś w ostatnim roku oraz w poprzednich, po tym jak zaprzęgli Cię tradycyjnie przed świętami do reklamy, a gdy minęły "dżingelbelsy" słuch po Tobie zaginął w radiu, podobnie jak ślad po Tobie w TV. Jak się mawia "ani widu, ani słychu" po św. Mikołaju, choć oczywiście przypomnisz o sobie (przypomną Ciebie sobie) już za chwilę, jak zresztą co roku. Wierny jesteś i niezawodny dla "rynku", to trzeba Ci oddać. Sanie i renifery również masz bezawaryjne, choć może nie o wszystkim mówisz. Na razie póki dają Ci spokój odpocznij. Zarezerwuję jednak sobie tak na marginesie miejsce na genezę (potrzebną/ niepotrzebną, skreślić wg uznania), bo jako protoplasta dzisiejszych "dziadków z brodą" spod znaku "ho, ho, ho" (biskup z Miry/ Demre, postać rzeczywista) troszczyłeś się o potrzebujących nie zważając na kalendarz i pory roku (odsyłam zainteresowanych do dostępnych materiałów o Tobie), więc w dobie powszechnego dziś kopiowania, ale i dbania o detale do oryginału dzisiejszej, głównie sprzedażowej wersji Ciebie daleko. Może dlatego, że nie przeszedłeś pozytywnie najważniejszego testu, więc bariery zapotrzebowania rynku na wierniejszą kopię Ciebie Święty Mikołaju. Na to jednak najwidoczniej nie ma wpływu ani prąca do przodu technologia, ani Ty, którego handel tradycyjnie wysyła na 11-miesięczny urlop, by zaciągnąć na powrót do sprzedaży. Póki co jeszcze chwilę odpocznij.

Jej zmienność

Dotykam tajemnic Sprzedaży od lat i zauważyłem, że posiada cechę, która jest być może kluczową zdolnością. Objawia się w zjawisku asymilacji i adaptacji. Całkiem możliwe, że właśnie dzięki niej, nieprzerwanie istnieje.

­

Raz łagodność, raz zaciętość 

zwykła prezentować,

celowo wyważona, 

bo sama sobie sądem.

Choć z reguły woli 

siłą rąk wiosłować, 
wykorzysta czasem bezruch, 

by popłynąć z prądem. 


Zostawiona na ugorze 

lub żniwach kreatywności,
od skrajnej niechęci 

po natchnienia wenę, 
sprytnie wypełniła 

wachlarz możliwości,
od "za żadne skarby" 

po "za wszelką cenę".

­

|Jej zmienność| © Janusz Zacharewicz

 

PS. Nie wszystko trzeba mówić wprost, a czasem jest okazja wykorzystać przestrzeń nieodkrytą, jak wiersz, nawet jeśli jest się w tej dziedzinie laikiem.

"sprzedażowa niemoc"

Bywa że przy drodze, po której idę już wiele lat dostrzegam znaki. Poniższa myśl oraz jej bohaterka nie są idealne, ale niech tak zostanie. Dotykam Jej codziennie wzrokiem, węchem i po omacku, a mimo że w całości nie daje się poznać znam już Jej słabości. Cieszy mnie ta Jej "sprzedażowa niemoc". Mimo najszczerszych chęci, wrodzonych zdolności, nabytych w Sprzedaży kompetencji oraz wieloletniej praktyki nie kupię czasu z przeszłości. Ten minął bezpowrotnie wraz z oddechami wypełniającymi na swoją chwilę płuca. Nie kupię prawdziwej miłości choćby cenę ktoś nadzwyczaj promocyjną wystawił. Tej natomiast, którą mam nie sprzedam za żadne pieniądze. Więc jak jest z tą Sprzedażą zapytam od eksperta po laika. Sprawdzi się tu jakaś technika, czy taktyka, bardziej skuteczna niż na Słońce motyka? Wybrzmiewa w moich uszach, że "wszystko ma swoją cenę". Czy aby na pewno? Dotykam jej codziennie wzrokiem, węchem i po omacku, a mimo że w całości nie daje się poznać znam już Jej słabości. Cieszy mnie ta Jej "sprzedażowa niemoc".

kolekcja

Szmat czasu minął odkąd zbierało się etykiety z butelek po oranżadzie. Ech, cóż to była za kolekcja. Pocztówki, oczywiście znaczki pocztowe, historyjki z "donaldów" i wiele innych oryginalnych rzeczy. Robiło się to dla rozrywki oraz zaspokojenia potrzeby społecznej integracji, ponieważ rozmawiało się o tym z rówieśnikami, których nazwę jak wówczas "kolegami". Większość kolekcji miała cechę wspólną, bo nie kosztowała niczego oprócz zaangażowania oraz inwencji w pozyskiwaniu kolejnych etykiet, znaczków, kartek, puszek itp. Zero pieniędzy, może "prawie zero", a jedynie czas i chęć powiększania osobistych i chyba unikalnych "zbiorów", w których każdy element był ważny i potrzebny. Dzisiaj dzieci również kolekcjonują, jedynie stwierdzenie "zero pieniędzy" jakby z czasem wyblakło. Czas sprawił coś jeszcze, bo "z czasem" właśnie pojawiły się "wspomagacze" kolekcjonowania i (niekiedy, bo nie zawsze) wydawania przy tym pieniędzy. Mamy dzisiaj w kolekcjach kategorie ich części składowych stopniujące chęć i potrzebę posiadania. Niektóre zbierane elementy są "zwykłe", ale inne "srebrne", "rzadkie", "ultrarzadkie", "złote", "epickie", "legendarne", "mityczne", [...]. Kwadratowym nawiasem ucinam, bo "za chwilę" coś tam zapewne "wskoczy". Jeśli nie istnieją te kategorie oficjalnie to w rozmowach między kolekcjonerami już jak najbardziej. Weszły również do świata wirtualnego w komputerowych spotkaniach graczy, bo światy "online" i "real" się przenikają. I dzisiaj również robi się to wszystko dla rozrywki oraz zaspokojenia potrzeby społecznej integracji, ponieważ rozmawia się o tym z rówieśnikami, których nazwę jak kiedyś "kolegami". Szmat czasu minął odkąd zbierało się etykiety z butelek po oranżadzie. Ech, cóż to była za kolekcja.

kura i jajko

Rok temu napisałem tekst pt. "wagony", do czego impulsem był jak się można domyślić przejeżdżający pociąg. Starałem się całości nadać charakter sunącego po szynach kolejowego taboru. Mam potrzebę wrócić do tej myśli i mimo że jest to lektura nieobowiązkowa będzie mi miło jeśli zajmie chwilę uwagi (zainteresowanych kieruję do źródła na tym blogu). Ponad 20 lat stoję i obserwuję przejazd swoistego pociągu, bo w taki sposób postrzegam funkcję zmieniających się w czasie trendów, które mimo zmieniającej się mody wracają. To co dobre się nie deaktualizuje i czerpiemy z dotychczasowych i często bezcennych śladów poprzedników. Jeśli mowa o pociągu, to Sprzedaż i Marketing są lokomotywami, z których jedna ciągnie, a druga pcha cały tabor, bez znaczenia "która jest którą". Można się zastanawiać jaka w dotarciu do Klienta/ do Odbiorcy/ do czytających oraz do piszącego te słowa jest rola Sprzedaży, jaką ma Marketing i gdzie tutaj przysłowiowa kura, a gdzie jajko, choć wg mnie się wzajemnie przenikają przejmując na jakiś czas od siebie funkcję "pierwszych skrzypiec". Spaja je natomiast nieodzowny (póki co) "czynnik ludzki", bo jeśli nawet fragment procesu za człowieka wykona Ona/ On/ Ono jako sztuczna inteligencja, czy Algorytm, to w pierwszym kroku ktoś Ją/ Go/ To wynalazł i mniej lub bardziej celowo w danym miejscu umieścił. Mam oczywiście świadomość, że to jedynie uproszczenie, bo z reguły jedynie wydaje nam się, że wiemy wszystko, gdy staramy się to co wiemy nazwać lub opisać. PS. proszę nie szukać mnie w czwartym wagonie.

spersonalizowane światło

Sól jest dobra, często niezbędna, jeśli jest używana w odpowiedniej ilości, a sednem smaku potrawy złożonej nawet z najprostszych składników jest wyważenie ich proporcji. Nie jestem lepidopterologiem (znawcą od motyli), ale dzięki percepcji laika coś mi „świta”, że nie powinno się pomagać w procesie przepoczwarzania w motyla, nawet jeśli ciężko jest stworzeniu wydostać się na zewnątrz. Właśnie w tym ważnym czasie następuje ćwiczenie mięśni potrzebnych motylowi do latania, zatem niezbędnych do przetrwania. Podobnie dzieje się podczas nauki jazdy na rowerze, gdy trzymamy go cały czas, nie pozwalamy uczącemu się złapać równowagi i zrozumieć zasad samodzielnej jazdy. Nie jestem znawcą piosenki polskiej (chociaż swoje o niej wiem), ale zapadły mi w pamięć słowa śpiewane przez Natalię Kukulską „im więcej ciebie, tym mniej”. Choć kontekst tej frazy jest inny, słowa są nad wyraz prawdziwe dzisiaj, choćby w przepływie i kierowaniu do odbiorcy informacji, w tym tej reklamowej oraz w działaniu niektórych internetowych algorytmów. Im więcej pomagamy motylowi, tym gorzej dla niego. Im bardziej wyręczamy młodego adepta jazdy na jednośladzie, tym mniej się uczy. Im częściej atakujemy słuchacza/ widza/ internautę „hitem”, informacją sprzedażową, tym szybciej powodujemy spowszechnienie przekazu, rykoszetem wytracając jego pierworodną rolę oraz potencjalną wartość nawet najbardziej kunsztownego i oryginalnego owocu ludzkiej kreatywności. Nieco zaczerwienić się powinny w tym miejscu niektóre odmiany algorytmów, choć roboty (póki co) są uczuć pozbawione. Chyba że zakłada się z góry, że adresat informacji jest motylem nocnym, czyli ćmą i musimy go prowadzić i kierować na spersonalizowane światło. Oby nie skończyło się to sparzeniem, jak ma to miejsce często w naturze. Sól jest dobra, często niezbędna, jeśli jest używana w odpowiedniej ilości, a sednem smaku potrawy złożonej nawet z najprostszych składników jest wyważenie ich proporcji. Można pewnie napisać na ten temat więcej, ale całkiem możliwe, że i tym razem „im więcej, tym mniej”. Kończąc wypuszczę powietrze z balonu powagi wracając pamięcią kilka lat wstecz, kiedy powstały poniższe wersy. Żadna to liryka, czy nawet jej namiastka, a ciąg słów wybranych spośród innych "na ochotnika". Kupuję, kupujesz, kupujemy wszyscy. Ale kupują i nas, choć zapewne nie wszyscy. Gdyby ktoś tęsknił za odrobiną prywatności, opisywany bohater zachował ją dla siebie w całości, nie potrzebując do tego klatki Faradaya. 

 

Namierzali go po GPS-ie, 

ale dobrze czuł się w lesie,

w polu, gdzie się pasą krowy.

Pozostawał anonimowy.

 

Namierzali po IP,  

chcąc dostarczać aż "pod drzwi",

ale nie miał domu z drzwiami,

obrał sen między drzewami.

 

Chcieli cookies" wykorzystać, 

gdyby z sieci chciał korzystać,

ale sieci się wystrzegał,

wróg śmiertelny po niej biegał. 

 

Planowali face-2-face spotkanie,

z zaskoczenia się to stanie,

lecz minęły trzy tygodnie

i zszedł ze świata motyl godnie.

 

|Anonimowy| © Janusz Zacharewicz

 

PS: Czasem mam potrzebę w lekkim tonie o czymś ważnym powiedzieć, nie umniejszając znaczenia istoty przekazu. Tak jest i tym razem.

clickbajt u lekarza

Mimo że poniższą refleksję kończę (mojego skromnego autorstwa) paradowcipem, traktuję ją całkiem poważnie. Niech będzie moim „głosem na pustyni”.

 

Gdy kilka miesięcy temu Ronaldo odkładał wiadomą butelkę, tąpnął być może na chwilę jakiś ważny wykres. Ważny, jednak w tej samej chwili odszedł z tego świata ktoś dla kogoś najważniejszy, ktoś kolejny z biedy nie zjadł posiłku, ktoś inny uratował przypadkowego nieznajomego w reanimacji na przystanku autobusowym, a w wielu domach w milczącej codzienności rodzice zapewnili swoim pociechom szczęście w „niemedialnej” zabawie i wspólnym odrabianiu lekcji, co nie chciało wpłynąć na żaden z ważnych wykresów. A może wpłynęło. Łatwo zapomnieć przeglądając, czy scrollując tzw. newsy, że informacja pochodzi z ciąży wielopłodowej, a żyjemy chyba trochę w świecie kultywowania jedynaka. Poniższe zdjęcie użyłem dla zobrazowania informacji „jedynaka” przydeptującego informacje z kategorii „pozostałe rodzeństwo”. Nie umniejszając rangi żadnej z przebijających się do społeczeństwa informacji, spróbuję wzmocnić tą myślą "pozostałe rodzeństwo", ponieważ warto być może je częściej dostrzec. Mimo że świat informacji dzisiaj chce (lub musi) „monetyzować”, uwagę mamy tylko jedną, a rozdysponowanie jej należy lub powinno należeć do nas jako jej właścicieli, chyba że po drodze sprzedaliśmy lub oddaliśmy za darmo jej udziały. Upomnieć się o nie nie jest przymusem, ale z pewnością możliwością. Stąd mój tzw. głos na pustyni.

Godny Zamiennik 

 

Istnieje powiedzenie "niezastąpionych całe cmentarze" i jest ono w dużej mierze prawdziwe, jednak każdy z nas zamykając oczy wspomni Tę/ Tego/ To, którą/ którego/ które nie dało się w żadnym stopniu zastąpić. Nie wynaleziono Godnego Zamiennika. Nawiążę do tego w innym kontekście, a czy ważnym zostawiam subiektywnej ocenie. 

 

Pojawia się wg mnie pytanie, ile wartościowych, oryginalnych, potencjalnie cennych dla ludzkości projektów/ wizji/ koncepcji ulatuje/ ginie w świecie/ internecie za przyczyną celowego dostosowywania/ katalogowania i odsiewania tematów mniej ważnych/ ciekawych/ wartościowych od tych uznanych za ważne/ ciekawe/ wartościowe, decyzją bezpośrednią lub pośrednią, poprzez algorytmy sterowane wg (nie?)określonego klucza mody/ uniwersalizacji/ unifikacji oraz popularności (słowo bożek) i najważniejszej dzisiaj (stąd wytłuszczę i napiszę wielką literą) Monetyzacji. O pomyłkę nietrudno, jak to w życiu i po czasie dopiero widać, że nieomylnych założeń jest niewiele. U odrzuci (być może) biblijny budujący tzw. kamień węgielny przypadkiem lub nie przypadkiem. A może nie. Żyjemy jednak dzisiaj w świecie kilku najpopularniejszych (słowo bożek) gatunków jabłek, których w rzeczywistości jest 7-8 tysięcy (niesamowita jest przyroda!), co stało się po części z tzw. wolnego wyboru Klienta/ Konsumenta/ Odbiorcy sięgającego/ wybierającego/ klikającego po usługę/ produkt i wpływającego tym (nie)chcący pozytywnie/ negatywnie (niepotrzebne skreślić) na znaczący obszar własnego życia. Wydaje się jednak, że wyjątkowo pasuje do tego puzzla drugi, ze specyficznym napisem "kto jest bez winy, niech pierwszy [...]". Dzisiaj zakładam większość z nas byłaby zmuszona upuścić kamień na ziemię i bez słowa odejść. Uwagę mamy tylko jedną, a rozdysponowanie jej należy lub powinno należeć do nas jako jej właścicieli, chyba że po drodze sprzedaliśmy lub oddaliśmy za darmo jej udziały. Upomnieć się o nie nie jest przymusem, ale z pewnością możliwością. 

 

Kończąc myśl spuszczę na chwilę powietrze z tego „balonu powagi” i połączę dwie epoki (stary szkielet, nowy outfit) swoistym drillem dowcipu, który może i jest „sucharem”, ale oby nie tym ostatnim w plecaku podróżnika. 

 

Przychodzi clickbajt do lekarza, a lekarz daje mu lajka (wszystko pasuje, to nie clickbajt choruje). 

 

|clickbajt u lekarza| © Janusz Zacharewicz

zawsze będzie dzisiaj

Ten Wynalazca różnił się od pozostałych w swoim fachu. Nie słynął z pomysłów, czy projektów popularnych i modnych, po które ustawiały się kolejki oczekujących, a z takich, których zadaniem było służyć przez długie lata, z reguły dziesięciolecia, bez potrzeby ich wymiany i aktualizacji. Upływający czas i zmieniająca się technologia sprawiały, że składzik Tego Wynalazcy zalegał przedmiotami, które pamiętały poprzednie pokolenia, a mimo to wciąż spełniały zakładaną przy ich tworzeniu funkcję. Trochę jakby tym milczącym trwaniem chciały przekazać coś ważnego ich użytkownikom. Łączył je wspólny mianownik. Zawsze będzie dzisiaj.

 

Pewnego dnia, podobnego tylko na pozór do innych w drzwi warsztatu Tego Wynalazcy zapukał młody handlowiec. Nie był pierwszym, bo często sprzedawcy tu zaglądali i jak zawsze w takich przypadkach Ten Wynalazca kierował petentów do kolegów w swoim fachu. Nauczony doświadczeniem, że wszyscy szukają nowinek technicznych lub gadżetów wspierających pracę, w ten dzień, podobny tylko na pozór do innych zachował się podobnie. Jednak ten handlowiec nie odszedł, bo przybył pod konkretny adres świadomie. Przyszedł celowo do Tego Wynalazcy, ponieważ słyszał o jego kluczowym założeniu, że stworzone dzieło ma zadanie służyć przez długie lata. Młody człowiek przedstawił najpierw siebie, potem swoje oczekiwania, starając się nakreślić sens własnych poszukiwań i jego tzw. niespokojnego snu, który go z jakiegoś powodu nie opuszczał. Zależało mu na sprzedawaniu ilościowym i jakościowym przez całe zawodowe życie, nie tylko na raporcie z bieżącego dnia, miesiąca, kwartału, czy roku. Wytłumaczył, że kroki skierował do Tego Wynalazcy, bo nikt inny jak on właśnie miał szansę go zrozumieć. Po skonfrontowaniu oczekiwań i możliwości obaj rozmówcy podali sobie rękę i umówili się na odbiór zamówienia w terminie niesprecyzowanym. O ile jego realizacja będzie możliwa.  

 

Minęło kilka dni, podobnych tylko na pozór do innych i młody handlowiec odebrał telefon z informacją, że zamówienie jest gotowe do odbioru. Zostawił wszystko i podekscytowany, najszybciej jak mógł stawił się w warsztacie, w którym Ten Wynalazca zaprezentował mu niewielką pralkę z napisem "wy[b/p]rane techniki sprzedaży". Handlowiec zmieszał się, ale z każdą upływającą sekundą próbował sytuację zrozumieć. Hybryda słów "wybrane" i "wyprane" wyrażała to, co podskórnie czuł, choć nie umiał tego ubrać i poukładać w myśli i słowa. Z pozoru trudne dotychczas, teraz wydało się oczywiste. Zawsze uważał, że nie wszystkie techniki skutkujące sprzedażą "już" są odpowiednie, dlatego to on sam musi spośród nich wybrać. Czuł jednocześnie i rozumiał, że sprzedaż wieloletnia i powtarzalna, na której mu zależy, opiera się na zaufaniu i braku podstępu, co symbolizuje czystość i biel. Biel natomiast zazwyczaj wybierana jest z innych kolorów i prana osobno, co tłumaczy alegoryczne stwierdzenie "wyprane". Jeśli sprzedaż ma trwać lat 10, 20, 30, a może i dłużej, powinna być jak biel. Z pozoru trudne dotychczas, teraz wydało się oczywiste. Handlowiec spojrzał na tabliczkę znamionową pralki, na której widniał napis "termin przydatności - dzisiaj", zerknął na zegarek z datownikiem, następnie prosto w oczy uśmiechniętego Tego Wynalazcy i zrozumiał. Zawsze będzie dzisiaj.

 

Minęło kilka lat, podobnych tylko na pozór do innych i już nie taki młody jak przed laty, ale wciąż zakochany w sprzedaży handlowiec kontynuuje swoją zawodową drogę. W dokonywaniu codziennych wyborów w relacji z Klientem pomaga mu szczególny przedmiot z charakterystycznym napisem. Wynalazek ten powstał wskutek intencji młodego człowieka zajmującego się sprzedażą. Jego intencje spotkały się z geniuszem Tego Wynalazcy, który różnił się od pozostałych w swoim fachu. Nie słynął z pomysłów, czy projektów popularnych i modnych, po które ustawiały się kolejki oczekujących, a z takich, których zadaniem było służyć przez długie lata, z reguły dziesięciolecia, bez potrzeby ich wymiany i aktualizacji. Upływający czas i zmieniająca się technologia sprawiały, że składzik Tego Wynalazcy zalegał przedmiotami, które pamiętały poprzednie pokolenia, a mimo to wciąż spełniały zakładaną przy ich tworzeniu funkcję. Trochę jakby tym milczącym trwaniem chciały przekazać coś ważnego ich użytkownikom. Łączył je wspólny mianownik. Zawsze będzie dzisiaj.

kultowa marka

Za kilka dni (27.06.2022) minie 37 lat, jak została wypisana z listy Autostrad Stanowych i zaliczona w rejestr dróg zabytków. Zepchnięta na boczny tor przez ludzkie plany z upływem czasu stała się kultową marką i legendą. Prawie 4.000 km z Chicago do Santa Monica / Los Angeles, nazwana również "Drogą Matką" - Route 66. Zdarzy się czasem, że "wyrzucony kamień" okaże się ważniejszy, niż zakładano.

czy umarło już tworzenie?

Istnieją historie, które lepiej, by się nigdy nie powtórzyły. Zdarzają się jednak pożądane, wśród których niektóre potwierdzają własnym przykładem długowieczność, a może bezterminowość. Historia tej piosenki trwa już 39 lat. Piosenki wyjątkowej jak świat Fantazji, której jest częścią. Niech trwa zgodnie z jej tytułem ["Never ending story" / 1984]. Fantazja i wyobraźnia niewątpliwie dokładają się do wspólnego worka z napisem „ludzka twórczość”. Poniżej refleksja dotycząca tej ostatniej.


czy umarło już tworzenie?

 

Gdy ktoś zada mi pytanie "czy umarło już tworzenie" odpowiedź mam gotową, a ta powstała stuprocentowo w mojej głowie i zapewniam nie jest odtwórcza. Bynajmniej. Tworzenie ma się dobrze, jedynie w wielu przypadkach zapadło w „śpiączkę” kontrolowaną, podtrzymywaną trochę na wzór farmakologicznej. Można zastanawiać się tylko przez kogo lub przez co i w jakim celu podtrzymywaną, z pewnością za przyzwoleniem i tzw. wolnym wyborem człowieka. 

 

Skutkiem "śpiączki tworzenia" mnoży się na świecie kopii i coverów. Słuchałem swego czasu radia dość popularnego i na kilka utworów z rzędu około połowę stanowiły przeróbki starych hitów lub opierały się na stworzonym przed wielu laty muzycznym temacie. Nie wiem, czy Twórczość kiedyś była aż tak mocna, że inspiruje i dominuje teraźniejszą, czy może ta dzisiejsza jest niedostatecznie silna w stanowieniu swojej autorskiej i "nieskopiowanej" historii. Bardzo to smutne i niesprawiedliwe, bo autorska muzyka powstaje i dzisiaj, a być może uszy nadstawiłem nieuważnie. Przyjmijmy do wiadomości z tzw. „dobrodziejstwem inwentarza”, że ten kij ma dwa końce, jak każdy. Oby listy przebojów w eterze przyszłości nie były zdominowane coverami coverów, bo szkoda by trochę było mimo ponadczasowości i genialności niektórych utworów nie poszerzać dorobku człowieka z Muzyce chodząc głównie po udeptanych ścieżkach.  

 

czas poświęcony ≠ zmarnowany

 

Ci, którzy usypiają dzieci piosenką z gatunku "na dobranoc" wiedzą, że są to melodie najczęściej wyszperane z zakamarków własnej pamięci. Mam i ja takich kilka, a w mojej głowie mieszkają w pokojach z wyblakłą tapetą już ponad 40 lat. Niestety dzisiaj na próżno, a co najmniej bardzo trudno szukać tego typu lub podobnych nowych, ponadczasowych dziecięcych utworów. Zauważyć można coś na kształt "czarnej dziury" twórczej. Nie wykluczone więc, że "dzisiejsze" dzieci swoim już pociechom będą śpiewały/ nuciły piosenki z dzieciństwa własnych rodziców, które wpojono im podczas codziennego usypiania. A i dziś jest czas na tworzenie oraz możliwość, miejsce, jak i potencjał "teraźniejszego" talentu. Pozwólmy mu wzrastać niekoniecznie/ nie zawsze kładąc na szali bożka popularności, mody, czy może lokowania produktu. Bo nie ma znaczenia co ma większą wartość, dorobek naukowy Isaaca Newtona, czy przepis na pierogi, którymi być może żywiła go jego babcia, gdyż nikt nie określi, co jest w ostatecznym rozrachunku i przy ostatnim tchnieniu człowieka wartością, a co marnością. Być może są równoważne. Istnieje natomiast mianownik wspólny/ warunek konieczny, który musi zaistnieć, zaprzęgając talent, pokonując lenistwo/ wygodę i chwilową lub dłuższą popularność. Jest to chęć tworzenia "pomimo". Świat XXI wieku wydaje się jednak płaci za coś innego.  

 

Dublowanie, kopiowanie i pójście „na skróty" nie dotyczy wyłącznie Muzyki i rodzi się w innych miejscach. Występowałoby z pewnością rzadziej, gdyby praca pisemna w szkole powstawała równolegle ze zużyciem butów w drodze do poszczególnych bibliotek (niektórzy z czytających te słowa wiedzą, co mam na myśli). Nie chodzi oczywiście o czas poświęcony (dzisiaj powiemy zmarnowany) na bieganie między budynkami, a o różnorodność myśli i wniosków podczas obcowania z materiałem, do którego dotarło się samodzielnie. Materiałem, o który trzeba się postarać, nie tym dostępnym w tzw. wynikach wyszukiwania. Dzisiaj natomiast czas poświęcony nazywa się zmarnowanym, więc liczy się "wyrzucenie" gotowego rozwiązania w kilka milisekund, a przywiązaną do każdego człowieka unikalność myśli i wniosków przygaszono jak żar w ognisku wiadrem wody. Świat XXI wieku płaci za coś innego, a ponieważ płaci, rodzi się „popularność”. 

 

bożek popularności

 

Wydaje się, że ta krótka refleksja może dotyczyć wszystkich, nie wyłącznie grzybiarzy. Ponieważ dzisiaj celem dla wielu ludzi jest popularność mająca koniec końców doprowadzić poprzez kliknięcia do pieniędzy, a także wnioskując z obserwacji, że dużo łatwiej o tak rozumianą popularność dzisiaj, niż jeszcze "n" lat temu, zasadne wydaje się przyjrzenie przykładowi Muchomora czerwonego (Amanita muscaria), grzyba niezaprzeczalnie w lasach popularnego, a równie niezaprzeczalnie przez grzybiarzy omijanego. Mimo że dużo ich czasem wysypie w lesie, można by rzec "jak grzybów po deszczu", popularnym (dzisiaj słowo bożek) składnikiem w potrawach przyrządzanych przez grzybiarzy nie są i prawdopodobnie nie będą. Czyżby te piękne bądź co bądź grzyby nieświadomie dowodziły tezy, że popularny nie zawsze znaczy pożądany? Tak by było, gdyby kliknięcie w "coś" tzw. efektem stada, bo jest modne, zgodne z trendem, coś co się (dzisiaj) opłaca powoli zatruwało „potrawę wnętrza" i zubażało funkcjonalność percepcji odbiorcy doprowadzając stopniowo do jej erozji. Nie da się zaprzeczyć, że mamy co chcemy na listach przebojów i nie tylko tam, a składniki przywołanej "potrawy duszy" dochodzą do człowieka podobne jak palenie papierosów czynne i bierne z różnych źródeł w sposób świadomy i ten drugi. Zatrucie to nie jest na szczęście śmiertelne dając szansę przeżycia, jak w przypadku pięknego bądź co bądź Muchomora czerwonego, którego można świadomie wzorem rozsądku grzybiarza ominąć. 

 

również mój kamień oraz co tracimy „rykoszetem”

 

Czy oraz kiedy zastanawiamy się nad tym, że kupując/ odbierając choćby "kliknięciami" czyjąś twórczość, nagradzamy tym trud wielu lat żmudnych ćwiczeń, a odwrotnie - brakiem tego zainteresowania/ zauważenia właśnie ją (nie)chcący zabijamy?  Wiara w to, że nadejdzie dzień, w którym warsztat i talent ludzki na powrót zatriumfują w starciu z hołdowanymi dzisiaj powszechnie kliknięciami/ odwiedzinami/ odsłonami wydawać się może na tę chwilę utopią. Mam jednak do Państwa prośbę, nieobligatoryjną/ obligatoryjną (niepotrzebne skreślić). Nie mówmy o tym ludziom ćwiczącym i szlifującym latami, z zamiłowania (powołania) własny warsztat wg różnych odmian talentu i pasji. Nie mówmy, że osiągając po latach/ dziesięcioleciach ćwiczenia na instrumencie muzycznym poziom perfekcji, będą musieli mierzyć się w "rankingu odsłon" być może z kimś spoza kategorii muzycznej. I częściej spróbujmy kliknąć/ odsłuchać/ zobaczyć "to", co na to zasługuje, gdyż "bańka" ma jedną, podstawową, pierworodną właściwość. Pęka.  

 

Patrząc na lustrzane odbicie relacji Twórca - Odbiorca pojawia się jeszcze pytanie o to, co tracimy "rykoszetem" po stronie Twórcy. Bo czy Artysta tworzy dlatego "to" i właśnie "tak", bo taki efekt finalny chętniej przyjmuje Odbiorca, czy to Odbiorca dlatego właśnie "to" i "tak" właśnie odbiera, bo tak tworzy Artysta. Jeśli to próba sił i mocowanie się ambicji i możliwości z kompromisem i pragmatyzmem, rykoszetem spłaszczana jest amplituda potencjału talentu twórcy oraz wyrażonej efektem finalnym twórczości. A być może szkoda tego, czego nie ma, a być by mogło, gdyby nie (przy)mus sytuacji (prawda/ fałsz: niepotrzebne skreślić). Świat XXI wieku płaci za coś innego i chcemy czy nie, coś tracimy rykoszetem. Smutne to gdy o tym pomyśleć jednak wciąż aktualne wydają się słowa "kto jest bez winy, niech pierwszy [...]". Dzisiaj zdecydowana większość z nas byłaby zmuszona upuścić kamień z ręki na ziemię i bez słowa odejść.

 

Poniżej amatorskie wersy, w których sam nie wiem, czy więcej jest Sprzedaży, czy Muzyki i o nią troski, ale z pewnością najmniej liryki. Niech na pierwszy plan wyjdzie przesłanie.   

 

Zwykle o Sprzedaży piszę,

jednak dzisiaj zarymuję, 
bo jak w życiu lubię ciszę,
też w Muzyce się lubuję. 


Utwór, z którym dzisiaj rano
w radia graniu się budziłem,
nie wiem, czy mi go SPRZEDANO,
czy go właśnie ja KUPIŁEM.


Bo podobnie jak sprzedaję, 
bywa, że i ja kupuję,
rytm i bas na podium daję,
wokal czasem wytypuję.  


Ale co jest najważniejsze,
żeby utwór "wpadł" do głowy
i by z próbą czasu w boju,
wciąż zostawał - przebojowy? 


Bo nim wejdzie wokalista,
pochód basu i bit cyka, 
wątek główny, gitarzysta
- są jak nity Titanica.

 
Choć wciąż nowe nuty kują,
to niestety, będę szczery,
bardzo często dziś królują,
mixy, drille i covery. 


A co dla Muzyki lepsze,
co jest lepsze dla Artysty,
Owoc i samo Tworzenie,
Sprzedaż, czy przebojów listy? 


Trudna dzisiaj jest ocena,
którą kto chce niech ocenia,
dobra jest w Muzyce zmiana,
lecz dobrego czas nie zmienia. 


Jak szeroki świat z impetem
ciosa rynku wciąż siekiera, 
tylko przy tym, rykoszetem,
nam Muzyka nie umiera?

 

|Muzyka na Sprzedaż| © Janusz Zacharewicz

 

PS. Kończąc wracam do początku refleksji. Gdy ktoś zada mi pytanie "czy umarło już tworzenie" odpowiedź mam gotową, a ta powstała stuprocentowo w mojej głowie i zapewniam nie jest odtwórcza. Bynajmniej. Tworzenie ma się dobrze, jedynie w wielu przypadkach zapadło w „śpiączkę” kontrolowaną, podtrzymywaną trochę na wzór farmakologicznej. Ponieważ tworzenie jest nadzieją istnienia oraz dalszego rozwoju Muzyki i innych dziedzin życia, w człowieku nadzieja i w jego chęci tworzenia "pomimo". Również pomimo braku zapłaty. Skoro wciąż człowiek tworzy, niech tak zostanie. Tworzenie jest nadzieją, a ta podobno umiera ostatnia. W świecie, w którym królują wszechobecne ułatwienia wciąż produkują skrzypce. 


Rolls-Royce na "awaryjnych"

Widziałem wczoraj na poboczu drogi luksusowego Rolls-Royce'a na "awaryjnych", którego tankował z przenośnego kanistra człowiek, który wyszedł z wysłużonego latami, by nie powiedzieć "obstukanego" auta. To zdarzenie wyjęło z jednej z szuflad mojej pamięci opowiadanie Bruno Ferrero, które "zapisało się" tam przed laty. Chcę je przytoczyć. 

______________________

"Pewnego dnia jeden z najsławniejszych profesorów uniwersytetu, kandydat do nagrody Nobla, dotarł nad brzeg jeziora. Poprosił przewoźnika, by go wziął do swej łodzi na przejażdżkę po jeziorze. Dobry człowiek zgodził się. Gdy byli już daleko od brzegu, profesor zaczął go wypytywać.

- Znasz historię? 

- Nie! 

- A więc jedna czwarta twego życia stracona. Znasz astronomię? 

- Nie. 

- A więc dwie czwarte twego życia poszły na marne. Znasz filozofię? 

- Nie. 

- A więc trzy czwarte twego życia są stracone.

Nagle niespodziewanie zaczęła szaleć okropna burza. Łódka na środku jeziora kołysała się jak mała łupinka orzecha. Przewoźnik przekrzykując ryk wiatru zapytał profesora: 

- Umie pan pływać?

- Nie - odpowiedział profesor.

- A zatem całe pana życie jest stracone [...]".

______________________

|profesor i przewoźnik| Bruno Ferrero (Wydawnictwo Salezjańskie)

Polecam też inne opowiadania tego autora, fikcyjne, jednak zostawiające przesłanie. Czy słuszne, zostawiam subiektywnej ocenie.

myśl o przywództwie

Ucichły tematy mniej ważne, w tym te, które zwykle poruszam. Dzisiaj bardziej niż zwykle porusza to, co 55 lat temu w swoim muzycznym pomniku wyśpiewał Czesław Niemen. Od pierwszego słowa po wstępie zagranym na organach Hammonda po słowo ostatnie - wszystkie ważne i trafne. "Dziwny jest ten świat [...]". Jesteśmy mieszkańcami tego świata tylko chwilę, pytanie czy zechcemy wykorzystać ją dobrze. Oby "ludzi dobrej woli" było więcej.

 

Przywołując myśl o teoretycznie mało znaczącym działaniu jednostki pośród wydarzeń przytłaczających i tragicznych chciałbym zwrócić uwagę na niezaprzeczalnie ważne działania ludzi na tzw. najwyższym szczeblu. Widzimy to codziennie. Działania każdego tzw. szarego człowieka wydają się jednak mieć znaczenie nie mniejsze. To również widzimy każdego dnia. W czasie triumfu niesprawiedliwości i cierpienia splecionych z wyzwoloną odruchem, może instynktem dobrocią mam potrzebę przywołać i zostawić subiektywnej ocenie myśl o przywództwie, która zrodziła się w mojej głowie kilka lat temu. Choć dotyczyła innego tła/ kontekstu być może ma szansę być uniwersalną i bezterminową. Postanowiłem swego czasu wykorzystać drabinę w sposób mniej popularny. Udało mi się dostrzec coś mniej popularnego. W czasach rozkwitu hierarchii i przywództwa schodzę po szczeblach jednej z drabin na sam dół i podziwiam niezwykłe stworzenie, które w milczeniu zawstydza kto wie, może i ludzi. Pokazuje więcej niż na pozór widać, zaprzęgając do działania sprzeczności. Łączy skomplikowane z prostym, odrzucone z niezbędnym, a nielogiczne z dokładnie odwrotnym. Porusza się do tyłu i do góry nogami obierając kierunek na wprost i do nawigacji wykorzystując (błahostka?) światło Słońca, Księżyca i Drogi Mlecznej. Zagospodarowuje to, co zostało wydalone przez inne gatunki stygmatyzując się tą czynnością w tym „pachnącym” świecie, działając na rzecz przetrwania najbliższych i przysługując się innym, nie pomijając ludzi. Tym właśnie łączy pokorę z dumą. Potrafiąc transportować ciężar 1100x większy od siebie, co plasuje go w pozycji lidera siłaczy na Ziemi nie komunikuje tego werbalnie, łącząc milczenie z przekazem informacji. W czasach rozkwitu hierarchii i przywództwa schodzę po szczeblach jednej z drabin na sam dół i podziwiam niezwykłe stworzenie (Geotrupes stercorarius, żuk gnojowy), które zawstydza kto wie, może i ludzi. Poniżej zamieszczam amatorskie wersy powiązane wg mnie z przywództwem w całości. Powstały długo przed obecną wojną, a czas dodał im niestety nowego oddechu. Kończę je znakiem zapytania, który być może nie zamknie tematu jak jego siostra kropka. Być może dzisiaj, może jutro, może nigdy, a może kiedyś znajdzie się czas na refleksję.

 

Gdy wata ciężarem zamieni się z cegłą,

wilk charakterem z owcą uległą, 

kruchość z trwałością, a słabość z siłą,
kłótnia zacięta z rozmową miłą.
Gdy dobre zamieni się w złe, a złe w dobre,
uprzejmość w bezczelność, a passé w modne,
gdy straty zamienią swą rolę z zyskami,
w samotne nieszczęścia - dotychczas "parami".
Gdy wszystko ulegnie powszechnej zamianie,
człowiek już złym, czy może dobrym się stanie?
  

 

|zamiana| © Janusz Zacharewicz 

 

PS. Kończąc wracam do słów, od których zacząłem. Zawierają nadzieję powiązaną z odpowiedzialnością nas wszystkich. Oby „ludzi dobrej woli” było więcej.

dziesiątka na mojej tarczy

W tzw. "światowym dniu kreatywności i innowacji" chciałbym wyróżnić niewątpliwie pomysłowe i pozornie proste hasło reklamowe. Tak, czasem trafia się "dziesiątka" na tarczy, oczywiście na mojej tarczy, bo to subiektywna ocena. Tak widzę, a raczej słyszę hasło "Matka Natura, Ojciec Felix" w kampanii orzeszków Felix (2019) reaktywowanej obecnie (2022). Gratuluję twórcy/om kreatywności, która przychodzi/ istnieje niezależnie od dedykowanego jej "dnia".

"koniec miesiąca"

"Wszyscy hołdujący Królowi „Już” należymy do religii jednego dnia". Wyciągam to zdanie z pewnych amatorskich wersów sprzed lat nie musząc pytać o prawa autorskie. Dedykuję je na tzw. koniec miesiąca ludziom sprzedaży nie pomijając siebie. Sprzedaż jest drogą, która się nie kończy. Życzę właściwego, sprawiedliwego i długofalowego w ocenie spojrzenia na swoją rolę formułując tezę, że "co" versus "co" jest lepsze i skuteczniejsze oceni czas oraz wysypujące się z upływem tego czasu z jego kieszeni owoce. Owoce, które da się zebrać nie tylko w perspektywie krótkowidza. 

Szanując każdy pogląd na Sprzedaż mam prawo do oceny własnej, którą nakreślam w myśli "sprzedaż dotyka wszystkich" (zainteresowanych kieruję do źródła na tym blogu). Mimo niezaprzeczalnie ważnych liczb i pomiędzy ważnymi liczbami, których znaczenia nie deprecjonuję, a wskazuję znaczenie istnienia szerszej perspektywy myślę i uważam, że SPRZEDAŻ NIE JEST WYŁĄCZNIE LICZBĄ. Gdyby tak było, to poza tym, że byłoby to na swój sposób smutne, łatwo można by ją było zdławić lub wręcz zabić, a ona się "broni" od niepamiętnych czasów i wciąż istnieje będąc podtrzymywana "pomimo", między innymi pasją, ale i rozsądkiem ludzkim. I niech tak zostanie. 

Poniżej wspomniane wersy, którym brakuje rymu tylko dlatego, że nigdy nie miały go mieć. Otrzymały jedno tylko zadanie. Przekaz.  

Król „Już” miłościwie (dziś) panujący w swojej wyprostowanej postawie, niczym przystojny tancerz z wzorową i wzorcową zarazem „ramą”, nie zdaje sobie sprawy, że jest Królem tylko „już” i że jutro atrybutów Władcy nie będzie dzierżył on, a „Już 2”, by pojutrze ustąpić miejsca następującemu po nim „Już 3”. Gdyby Król "Już" obejrzał się jeden dzień za siebie zobaczyłby, że wczoraj nie było go na tronie, a jutro? Nieważne Jednodniowy Bohaterze, uspokajam Cię. Liczy się wyłącznie "już". W lodówce i tabelce excela. Wszyscy hołdujący Królowi „Już” należymy do religii jednego dnia. Ave "Już". 

|Ave "Już"| © Janusz Zacharewicz 

Wszystkim Handlowcom życzę satysfakcji i spełnienia w tej szczególnej profesji, która może być pasją. Sprzedaż jest drogą, która się nie kończy. Jest fascynująca niezależnie od pory roku, czy kończącego się miesiąca.

sprzedaż dotyka wszystkich

Tekst ten oraz zawarte w nim wnioski są wynikiem wieloletniej obserwacji, która nie musi mieć pojmowanego obiektywnie znaczenia. Z jakiejś przyczyny jednak jestem i szanując każdy pogląd na Sprzedaż zostawiam sobie przestrzeń do oceny własnej. Można się zastanawiać co jest najlepszym wynalazkiem ludzkości. Mój faworyt to koło, które dzięki "prostocie" i genialności w przypisany sobie prosty sposób stwarza oksymoron "prostota koła". Koło jest doskonałe, o czym świadczy jego niezauważalna obecność w codziennym życiu od 6 tysięcy lat. Zataczam dzisiaj (nomen omen) koło i wracam do początków jego powstania, by podkreślić ludzki geniusz zrodzony z potrzeby i/ lub przypadku. Mam potrzebę również zadać kilka pytań nie oczekując odpowiedzi.

 

Muzyka ma tajemnicę. By wykazać jej wartość potrzebujemy technologii i jakości wykonania instrumentów oraz sal koncertowych jednocześnie pamiętając, że wystarczy scyzoryk i kawałek drewna, by stworzyć flet i przeszyć serce prostotą wygranych nut. Muzyka współpracuje z talentem i wrażliwością twórcy oraz słuchających, będąc obecna w idealnym wykonaniu etiudy, ale również w prostocie szumu liści i górskiego potoku. Wyrafinowana prostota to nie oksymoron. To piękno. Jego tajemnicy dotyka perfekcyjnie natura oraz tak jak potrafi człowiek. Na pięciolinii, płótnie malarskim, filmowej kliszy oraz w ludzkich gestach. Sprzedaż również ma tajemnicę. Dotyka wszystkich niezależnie od tego, czy mamy tego świadomość. Sprzedaż dotyczy większej ilości spraw, niż na pozór się wydaje. Z dużym prawdopodobieństwem zakładam, że dotyka ona wszystkich będąc wyczuwalna smakiem, węchem, słuchem, choć nie wyłącznie tymi zmysłami i ma swój pierwiastek zarówno w sytuacjach sporadycznych, okazjonalnych, jak i tych codziennych, na które przez ich spowszechnienie oraz oczywistość nie zwracamy uwagi. 

 

Pachnący chlebem chleb oraz inne chrupiące wytwory ręki piekarza kupują ludzie kierowani węchem, smakiem, nawet słuchem. Mamy w tym pierwotną potrzebą głodu, ale i zachcianką sytego już człowieka. To sprzedaż w najczystszej formie, a ta nie byłaby możliwa bez mąki, którą dostarczył piekarzowi młyn. To także sprzedaż w najczystszej formie. Młynarz korzysta z przekazanej pokoleniami wiedzy (dziś powiemy know-how) dotyczącej wypieku pieczywa, ale i użytkuje młyn, do wybudowania którego zakupiono w cegielni cegły. To sprzedaż w najczystszej formie. Cegły zostały wypalone w piecach postawionych wykwalifikowaną ręką, a w konstrukcji młyna wykorzystano koło z drewna dębowego wytworzonego przez cieślę, któremu oś koła młyńskiego dostarczył kowal, który to z kolei do tego celu użył [...]. Utnę w tym miejscu rozpoczęty ciąg, którym mniej lub bardziej udolnie staram się nakreślić procesy powiązane wspólnym mianownikiem. Sprzedażą w najczystszej formie.

 

Wszystkie z wymienionych powyżej postaci są elementem zależnych od siebie powiązań sprzedażowych. Są też częścią własnych rodzin i społeczeństw, które korzystają z wiedzy lekarza oraz trudnej do określenia liczby usługodawców, nie zapominając o piekarzu, od którego zaczynam historię celowo zataczając jej koło. Koło alegorycznie do koła młyńskiego, mającego swoją pierworodną funkcję, do której to przypisane jest jej własne tempo dyktowane nurtem rzeki. Choć to uproszczony fragment całości zależnych od siebie relacji międzyludzkich posiada wg mnie zdolność ukazania obrazu Sprzedaży. Obrazu, którego jesteśmy częścią wszyscy, ponieważ na którymś etapie wielu podobnych, przenikających się i działających symultanicznie schematów zależności funkcjonujemy. 

 

Sprzedaje również piszący te słowa i obserwując świat handlu trochę już lat myślę, że nie da się nie zauważyć, a tym bardziej ukryć, że króluje obecnie swoisty fetysz efektywności. Wszystko zmaksymalizować, by potem uznać, że to jeszcze nie był "max". Czy ktoś zagwarantuje, że sprzedawca A nieco mniej skuteczny dzisiaj, albo w krótkim przedziale czasowym od sprzedawcy B, w perspektywie lat "nastu", czy "sięciu" nie przyniesie swoim działaniem większej korzyści, choćby w utrzymaniu, czy podtrzymaniu wieloletnich relacji i zaufania do marki? Marki, która może powinna istnieć, wzrastać, rozwijać się dziesięciolecia. Czy zagwarantujemy, że sprzedający dzisiaj nieco więcej będzie robił to i tak nadal za lat "n" i czy w ogóle będzie wciąż się tą czynnością zajmował? Czy sprzedaż jest sprintem na 100 m, czy może umiejętnością biegu przez całe zawodowe życie? Czy tempo pracy koła młyńskiego wciąż jeszcze dyktuje nurt rzeki? Nie oczekując odpowiedzi celowo rozsypuję te pytania trochę jak puzzle, do których pasuje jak ulał jeden specyficzny, z napisem "kto jest bez winy niech pierwszy […]". 

 

Nawet jeśli zabrzmi to niemodnie, nie na czasie, a może wręcz romantycznie, uważam że Sprzedaż istnieje również poza i pomimo ilości i liczb zamieszkujących komórki excela. Czasem liczby, na które patrzymy i analizujemy dzisiaj zostają wchłonięte paradoksem Jevonsa. Wydaje mi się jednak, że Sprzedaż trwa i ma swoje tempo, podobnie jak swoje tempo ma koło młyńskie, proces wypieku cegły oraz dobrego chleba, który bez konserwantów przez wiele dni nadaje się do spożycia. Historia nienachalnie pokazuje, że piękne i solidne mury w architekturze niekoniecznie stawiają tzw. stachanowcy, ale ludzie, których pasja broni ich w tej pasji przez lata. Może nie wyłącznie, ale to właśnie zamiłowanie jest tym, co utrzymuje i podtrzymuje wspomnianą Sprzedaż.

 

Mamy trochę dzisiaj tendencję do maksymalizowania. Kucharz gotujący wyborne potrawy musi wybornie gotować na czas, więc smak, węch, kunszt i talent mistrza kuchni idą w szranki z narzuconym pośpiechem i parabożkiem o nazwie "efektywność". Tymczasem potrawa kucharza smakuje wybornie niezależnie od biegnącego czasu stając wręcz okoniem trendom pośpiechu i sprawiając, że bigos niczym wino zyskuje na smaku z każdą godziną, a na dobry chleb wciąż trzeba poczekać. Niech tak zostanie. Najlepszym piekarzem niekoniecznie musi być ten, który sprzedaje dzisiaj więcej, a dobry chleb, z pozoru tylko prosty owoc ręki piekarza jest dobry niezależnie od tego ile bochenków się piecze w piecu jednocześnie, a tym bardziej ile się ich sprzeda. Dlatego mimo niezaprzeczalnie ważnych liczb i pomiędzy ważnymi liczbami, których znaczenia nie deprecjonuję, a wskazuję znaczenie istnienia szerszej perspektywy myślę i uważam, że SPRZEDAŻ NIE JEST WYŁĄCZNIE LICZBĄ. Gdyby tak było, poza tym, że byłoby to na swój sposób smutne, łatwo można by ją było zdławić lub wręcz zabić, a ona się broni od niepamiętnych czasów i wciąż istnieje będąc podtrzymywana pomimo, między innymi pasją, ale i rozsądkiem ludzkim. Niech tak zostanie.  

 

Wracając do początku i zawartej w tytule tego tekstu tezy, tak właśnie uważam. Sprzedaż dotyka wszystkich, a zdarza się, że trafia na ludzi, którzy zechcą ją na swój sposób pokochać. Zażyłość ta jest szczególna i wymagająca zamiłowania. Pomimo trudności w Sprzedaży, a może dlatego właśnie jest ona fascynująca i w tej swojej niemożności odkrycia do końca niesamowita. Szanując każdy pogląd na Sprzedaż również ja mam prawo do oceny własnej. Chcemy czy nie, nie do końca z naszego wpływu, co pokazują ostatnie miesiące i lata, jutro, za tydzień, za miesiąc, za rok, za dekadę i wiek Sprzedaż będzie trwać dalej, ponieważ ona odbywa się zawsze. Pójdzie jak zwykle po swojemu, trochę po trawie, omijając wytyczone dla niej przez człowieka ścieżki i tory. Nie nazwę jej "nowa" lub "inna". Ona nie musi trzymać się nazw, bo i bez nich istnieje, a nazewnictwa są poza nią mimo doklejanych do niej typów i ram. To jest istotą Sprzedaży, która istniała zanim wynaleziono papier i ołówek, nie wspominając o komputerze. Istotą Sprzedaży w najczystszej formie. Niech tak zostanie.