mierzyć wysoko

Warto mierzyć wysoko w próbie realizacji tego, co pozytywnie pociąga. Warto od siebie tego wymagać, a „wysoko” jest przenośnią i może odzwierciedlać nawet to co przyziemne, choć z jakiejś przyczyny dla nas ważne. Jeśli dla nas ważne, wystarczy. Poniższe zdjęcie zrobiłem przechodząc drogą uczęszczaną codziennie. Podpisuję je Porzucona Muza, bo była zapewne czyjąś i kto wie, może czyjąś jeszcze będzie. 

Nigdy nie wiadomo czy to już, czy już dawno "z górki", a umiejętność kształcona z pasji ma wartość od czasu niezależną. Trochę górnolotna to myśl, ale niech taka będzie. Jeśli czujemy do czegoś pociąg lub tzw. smykałkę, warto działać. Warto nie zastanawiać się, polerować, ulepszać co piękne i pilnować własnej odskoczni, a może osobistej samotni. Warto z konsekwencją na ile pozwalają możliwości dbać, by nie zgasł ogień i nie ustało szybsze bicie serca na myśl o tym, co pozytywnie pociąga. Niezależnie od tego, czy ma się z tego pieniądze, czy raczej odczuwa się coś na kształt straty choćby czasu, strata to będzie jak z tego zrezygnujemy. Wydaje się, że zaraz po tym jak Bóg stworzył człowieka zasiał w nim pasję, a ta ostatnia jest dobra i lata tego nie zmienią. Może natomiast z różnych przyczyn zostać spełniona, bądź nie. Życzę wszystkim nie pomijając siebie tej pierwszej opcji choćby w drugiej połowie życia. Nigdy nie wiadomo czy to już, czy już dawno "z górki", a umiejętność kształcona z pasji ma wartość od czasu niezależną. PS. poniżej wyjątkowy utwór oscylujący przekazem wokół właśnie tej myśli. W zasadzie trafia w nią wyjątkowo celnie [Co tam, mordo? / Łona i Webber /2020]. Warto mierzyć wysoko w próbie realizacji tego, co pozytywnie pociąga. Warto od siebie tego wymagać, a „wysoko” jest przenośnią i może odzwierciedlać nawet to co przyziemne, choć z jakiejś przyczyny dla nas ważne.


co najlepsze

W przeddzień Wigilii polecam uwadze poniższe. O tych samych, wielkich i skromnych jednocześnie wydarzeniach z odrobinę innego kąta. Życzę wszystkim tego co najlepsze w święta i po nich. Bądźcie zdrowi.


"gwiazdka"


Co ma wspólnego "gwiazdka" ze Sprzedażą? Szkoda, że cokolwiek. Ponieważ zbliża się Boże Narodzenie zwane przez niektórych gwiazdką zapożyczę świąteczny klimat, by zaadaptować go w pewnym kontekście na resztę roku. W gwiazdkowym klimacie nawiążę do specyficznych "gwiazdek", z pozoru niewinnych, choć niebezpiecznych i wymuszających przez to szczególny nacisk atencji. Małe i sprytne to gwiazdki, do tego psotne, bo bardziej niż mniej celowo chowają się przed ludzkim wzrokiem. Trochę jak Święty Mikołaj przed dziećmi. Czasem wstrzymują oddech, jakby wiedziały, że pozostanie nieruchomym zwiększy szanse na bycie niezauważonym. Uwielbiają posypywać się śniegiem liter na białym jak śnieg papierze nie chcąc skierować wzroku czytających tam gdzie tak naprawdę powinny. Do miejsca z niepisanym szyldem "drobnym drukiem na dole". Jeśli jednak dla większości ludzi „gwiazdka” kojarzy się pozytywnie również z wigilijnym stołem, skoro wszystko w reklamach/ promocjach/ przekazach/ umowach […] na białym jak śnieg papierze jest w porządku, niech może będzie na stole. Próbując zaadaptować świąteczny klimat na resztę roku życzę wszystkim ludziom po obu stronach każdego stołu i każdej transakcji, również polegającej na jednokierunkowym przekazie informacji wyłącznie dobrych "gwiazdek". Zapomnijmy o innych na zawsze. Na tym opiera się lub powinna się opierać Sprzedaż, jestem przekonany nie wyłącznie w moim rozumieniu. 

ma prawo trwać

W świecie triumfu technologii oraz mody na prędkość z jej mutacjami w przyzwyczajeniach oraz wymaganiach ludzkich/ konsumenckich typu „na już”, albo lepiej „na wczoraj”, wracam myślami do czasów ekspozycji talentu w wersji saute. Artysta i jego talent potrzebują czasu. Wówczas rodzi się dzieło.

 

Fascynujące w geometrii wykreślnej jest przenikanie brył, ale jeszcze bardziej to, że można za pomocą ołówka, linijki i kartki papieru otworzyć zastane szuflady w mózgu. Proces może trwać dłuższą chwilę, ale czas ten nie jest zmarnowany. Wydaje się, że zamiłowanie do wspinaczki wysokogórskiej nie zaniknie nawet wówczas, gdy będzie możliwa teleportacja. Ponieważ wymienione wyżej przedmioty, to artykuły papiernicze stanowiące podstawowe wyposażenie przedszkolaka, ucznia, studenta, inżyniera oraz [...], jest szansa, że otworzą zastane szuflady w niejednej dziedzinie życia i zmienią świat (oby na lepsze). Proces ma prawo trwać dłuższą chwilę, a czas ten nie jest zmarnowany.

 

Cechą szczególną przedmiotów zaliczanych do najprostszych z prostych jest to, że kryją nieodgadniony potencjał, a w swojej niepozorności i prostocie tajemnicę. Są w stanie wydobyć z twardego jak kamień (oczywiście, bo to kamień) marmuru ponad 5-metrowego biblijnego Dawida. Jedynym warunkiem jest to, by używający tych narzędzi był Michałem Aniołem. Ten ostatni miał tylko i aż dłuto, a ja o nim wspominam po 500 latach i patrząc na posąg Dawida stwierdzam, że talent dosłownie i w przenośni jest „nagi”. Proszę dać mi najlepszy program graficzny świata, a nie uczynię tego co Wiktor Zinn kruchym kawałkiem węgla. Dobrze, że wspierająca dzisiaj twórczość sztuczna inteligencja ma się od kogo uczyć. Dobrze, że twórcy poświęcają swym zdolnościom czas. Niech tak zostanie. Talent jest „nagi”, a ponieważ nie da się wykluczyć, że nie wszystko co jest proste i genialne zostało do tej pory odkryte, pomimo (albo dlatego) że jest proste i genialne, w człowieku oraz być może prostych narzędziach i rozwiązaniach nadzieja. Do nich mają dostęp wszyscy.

 

Tworzenie natomiast oraz wspieranie dobrych działań, które wymagają niezbędnego czasu jest tym za co są odpowiedzialni wszyscy jego odbiorcy, nie pomijając czytających i piszącego te słowa. Odpowiedzialność ta wymaga zwrócenia uwagi na to, co w wielu dziedzinach uznano za bardziej czasochłonne, więc nieefektywne. Za to dzisiejszy świat nie płaci. Artysta i jego talent potrzebują czasu. Wówczas rodzi się dzieło. Proces twórczy ma też prawo trwać dłuższą chwilę, a czas ten nie jest zmarnowany.

 

PS 1. Poniżej zdjęcie Dawida z wiernym odwzorowaniem mięśni i naczyń krwionośnych (proszę powiększyć zdjęcie), wykonany pięć wieków przed wynalezieniem druku 3D. 

PS 2. Refleksja pochodzi z tekstu „talent i jego koszty” (zainteresowanych odsyłam do jego źródła na tym skromnym blogu). 

rykoszetem

Wielu wokalistów w Polsce trafia z precyzją, wręcz finezją w rozsiane po pięciolinii dźwięki jednak znak szczególny w sposobie śpiewu jaki ma Igor Herbut, Mieczysław Szcześniak, Artur Rojek, Kuba Badach, Michał Bajor, Janusz Radek, Grzegorz Turnau, czy Andrzej Sikorowski mają dokładnie tylko sami wymienieni i poza predyspozycjami oraz talentem muzycznym odbierający ich twórczość słuchacze odnajdują bardziej lub mniej świadomie właśnie znaki szczególne. Whitney Houston również była unikalną wokalistką nie tylko z powodu słuchu i rozpiętości skali, ale ze względu na przypisany sobie tembr głosu, stanowiący znak szczególny artystki. Taki znak szczególny jakim jest Wieża Eiffla, Luwr i Katedra Notre Dame dla Paryża, Koloseum, Watykan i Krzywa Wieża w Pizie dla Włoch, a Świątynia Kiyomizu, czy Góra Fuji dla Japonii. 

 

Wyobraźmy sobie świat kina, w którym Quentin Tarantino, Neill Blomkamp, Luc Besson, Woody Allen i wielu niewymienionych "oryginałów" nie działają „po swojemu" jak dzisiaj, a kręcą/ tworzą/ produkują na tzw. jedną modłę. Ta niepisana zasada oryginalności wychodzi daleko poza świat filmu i choć nie dotyczy może wszystkich branż stawiam tezę, że tłumacząc przyszłemu malarzowi, muzykowi […] (nie pomijając ludzi Sprzedaży) JAK TO SIĘ POWINNO ROBIĆ być może zubażamy coś, co zadziwiłoby świat. Wydaje się też, że ten medal nie ma wyłącznie jednej strony i ważną, jeśli nie życiową sprawą jest móc/ chcieć pozostać w tym co się w życiu robi w zgodzie z tzw. własną drogą. Nie zawsze i nie każdemu się uda taki komfort uzyskać, bo nie na wszystko ma się wystarczający wpływ, natomiast warto pamiętać o bogactwie jakie dają oryginalność i niepowtarzalność, bo to cechy charakteryzujące gatunek ludzki jako ludzkość, a także i ludzi rozpatrywanych jako odrębne jednostki. Nie bez przyczyny jesteśmy różni i z oryginalności i niepowtarzalności mogą czerpać korzyści inni ludzie, ale i branże, w których pracują. Mając świadomość, że nie zawsze/ nie wszystkim się to uda, w imię dobra własnego, choć przecież nie tylko warto być może w swoim niepisanym "życiowym profilu osobistym" sprawdzić co jakiś czas, czy wciąż jest tam opis "Head of myself". Nie oczekując odpowiedzi zostawię w tym miejscu pytanie. Czy Artysta tworzy dlatego TO i właśnie TAK, bo taki efekt finalny chętniej przyjmuje Odbiorca, czy to Odbiorca dlatego TO i TAK odbiera, bo tak tworzy Artysta. Jeśli mamy do czynienia z próbą sił i mocowaniem się ambicji, możliwości z kompromisem i pragmatyzmem, rykoszetem spłaszczana jest amplituda potencjału ludzkiego talentu oraz wyrażonej efektem finalnym twórczości. Być może szkoda tego, czego nie ma, a być by mogło, gdyby nie (przy)mus sytuacji. Racja to, czy fałsz - niepotrzebne skreślić. Zadane pytanie nie wymaga odpowiedzi, a krótkiej refleksji.

 

PS. Myśl pochodzi z tekstu „znak szczególny – Jan Kowalski” (zainteresowanych odsyłam do jego źródła na tym blogu).

to nie jest tekst dla handlowców

Mimo że im dalej idę często nie wiem więcej, wciąż mam możliwość obserwacji. Człowiek i zmieniające się w czasie okoliczności odciskają piętno na Sprzedaży, bywa że z korzyścią dla tej ostatniej, choć wg mnie nie zawsze. Poniższy tekst napisałem kilka lat temu. Wracam do niego, choć dzisiaj może wydawać się w założeniach i wnioskach naiwny, może romantyczny. Jeśli jednak tak jest, być może niechcący okaże się w jakim punkcie Sprzedaży jesteśmy. Czy to dobrze, czy przeciwnie, a może jest to bez znaczenia zostawiam subiektywnej ocenie. Mimo jednak, że niezbyt popularny to dzisiaj temat, moim na niego spojrzeniem zajmuję należne mu miejsce tytułując myśl zainspirowany filmem "To nie jest kraj dla starych ludzi" (Joel i Ethan Coen, 2007). Uważam, że to nie jest tekst dla handlowców, a dla Handlowców, ludzi Sprzedaży zwracających uwagę na relacje z Klientem. Wypisuję tylko część dowodów siły takiej relacji, które mogę wypisać szanując prywatność Klienta. Argumentuję wyłącznie dowody, które chcę wypisać i podać w tym miejscu. Są sprawdzone, bo mam szczęście mieć relacje wieloletnie z wyjątkowymi ludźmi. Klientami, których w tym miejscu pozdrawiam.  

 

Relacje odkłamują zasadę Pareto, gdyż po latach posuchy Klient odzywa się i składa zamówienie przykrywając tzw. czapką duży procent wolumenu pozostałych zleceń. Zamawia u ciebie, bo wciąż utrzymujesz z nim kontakt. Upraszczając powyższe, Klient z obszaru 80% wpada w ten 20%, co właściwie pali w popiół wspomnianą zasadę Pareto, sugerującą by zostawić w zapomnienie nierokujące 80%. Relacje powodują skierowanie myśli w pierwszej kolejności na ciebie, gdy tylko Klient potrzebuje zakupu, a nie wiadomo co, gdzie i kiedy. Klient jest dzięki relacjom ambasadorem twojej sprawy w swojej firmie, a bywa że rekomenduje twój produkt wśród bliźniaczych często ofert. Dzięki relacjom Klient łatwiej jest w stanie przejść do porządku dziennego, gdy popełnisz błąd. Nie oszukujmy się, że ich nie ma. Dokładnie wiemy, że ludzie są omylni, a nie myli się ten, co wiadomo co. 

 

Bywa że dzięki relacjom sprzedamy produkt/ usługę w sytuacji teoretycznego braku potrzeby Klienta, bo nie potrzebuje czegoś, co okazuje się po chwili bardzo użyteczne, by zamienić się w podskórną myśl "jak ja mogłem do tej pory bez tego". Nie będę sobą jeśli nie wtrącę półżartem, że nic innego, jak relacja zamieniła żabę w księcia na kartach baśni braci Grimm (to gdyby czasem Handlowiec czuł się jak płaz). Dzięki dobrej relacji otrzymujemy kredyt zaufania i szansę na sprzedaż, której to szansy bez relacji nie było. Choć szansa to jeszcze nie sprzedaż, więc zdarzenie w przedziale od 0 do 100%, z reguły i tak lepiej rokuje, niż działanie w punkcie 0% na narysowanym wyobraźnią suwaku. Powtórzę te niepozorne i niewinne dwa zdania raz jeszcze. Dzięki dobrej relacji otrzymujemy kredyt zaufania i szansę na sprzedaż, której to szansy bez relacji nie było. Choć szansa to jeszcze nie sprzedaż, więc zdarzenie w przedziale od 0 do 100%, z reguły i tak lepiej rokuje, niż działanie w punkcie 0%. 

 

Relacje budują podwaliny pod sprzedaż wielokrotną i wieloletnią, a to jest wg mnie najwyższy poziom wtajemniczenia tego intrygującego i pociągającego zawodu. Kto uważa inaczej, niech próbuje. Wreszcie najważniejsze, co jest być może fundamentem poruszanej myśli. Chociaż dzisiaj bardziej to widać niż wcześniej nie poddawajmy się złudzeniu, bo sprawa była wg mnie aktualna zawsze. Pojęcie "sprzedaż" to nie wyłącznie sytuacja, w której Klient potrzebuje, szuka i trafia do Handlowca/ Sprzedawcy po zakup/ usługę/ produkt. Część tzw. tortu sprzedaży i nie mnie oceniać większa, mniejsza, czy może taka sama to sytuacja, w której Handlowiec/ Sprzedawca wychodzi do Klienta/ Odbiorcy z inicjatywą. To jest niewątpliwie pasjonujące i stanowi wg mnie trzon i kręgosłup tej pracy, która może być pasją. Jeśli „sprzedaż” postrzega się wyłącznie wówczas, gdy Klient sam z potrzeby trafia do Handlowca/ Sprzedawcy po zakup to jest to smutny, niepełny, a chyba wręcz niesprawiedliwy obraz, który przeczy głównemu sensowi niełatwej przecież profesji, sprowadzanej przez niektórych do zdolności wyszukiwarki. Przeczy też samej inteligencji zarówno Handlowca/ Sprzedawcy, jak i tego najważniejszego. Klienta. Nie trzeba wybujałej wyobraźni, by dostrzec różnicę w szansie uzyskania przychylności w sprzedaży wieloletniej i powtarzalnej temu samemu Klientowi, w przypadku dobrej relacji lub jej braku. Powyższy pogląd jest subiektywnym odbiorem zakresu działań w zawodzie, który wykonuję. Bo sporo można poprawić, podobnie jak zepsuć. To odpowiedzialność, jeśli dzisiaj ma znaczenie cokolwiek oprócz dzisiaj. Dlatego między innymi, w dobie dbania w pierwszej kolejności o konwersję i leady uważam, że to nie jest tekst dla handlowców, a Handlowców w świecie Sprzedaży wychodzącej poza dzisiaj. W kontekście lat, a może dekad warto zadbać poza transakcją jednorazową o długoterminowe przywiązanie Klienta do marki, usługi czy produktu. Z pewnością nie przeszkadzają w tym międzyludzkie relacje.

 

Mimo że niezbyt popularny to dzisiaj temat, moim na niego spojrzeniem zajmuję należne mu miejsce. Tłumacząc użycie zdjęcia, które zamieszczam na górze myślę, że warto co jakiś czas przypomnieć sobie, że Klient to nie złapana ryba lub ktoś, kto chwycił tzw. haczyk. Kończąc refleksję, która może wydawać się w założeniach i wnioskach naiwna, mała dygresja. Zdarzają się niefortunne pomyłki po tej drugiej stronie, czyli u mojego Klienta i za takie sytuacje powinienem być w pewnym sensie wdzięczny, może wręcz za nie dziękować. Nie dlatego, by Klient poczuł się dobrze lub nie czuł się niestosownie. Takie zdarzenia przypominają, że mam do czynienia z człowiekiem. Niech mi będzie wolno wznieść osobliwy toast, do którego szklanka wody nada się idealnie, w pracy, poza nią i praktycznie wszędzie. Świadom własnej niedoskonałości, z którą borykają się na co dzień ludzie obcujący ze mną chciałbym zacytować Ryszarda Rynkowskiego jego melodyjną zachętą "wypijmy za błędy". Ludzkie błędy.


podium

Jeśli się kiedykolwiek zdarzy, że odniosę sukces będę pamiętał o tych, na których mogłem liczyć, gdy szło "jak po grudzie". Raz, drugi, n-ty. Bardzo możliwe, że będą stać w cieniu tych, którzy pojawią się wskutek sukcesu. Jeśli się kiedykolwiek zdarzy. Nie zapomnę, że świat istnieje nie tyle również, ale przede wszystkim poza podium, podobnie jak zasady fair play kształtują relacje międzyludzkie w dużo szerszym kontekście od rywalizacji sportowej. Mimo że sukces jest nagradzany dzisiaj pieniądzem i sławą [opcjonalnie sławą i pieniądzem], nie jest jedyną opcją gwarantującą szczęśliwe życie. Ma jedynie szansę być jedną z takich możliwości. Jeśli stwierdzenie "sukces ma wielu ojców, a porażka jest sierotą" oddaje prawdę, obchodzony 23 czerwca dzień jest również świętem ojców sukcesu, których zgodnie z przywołanym powiedzeniem nie brakuje. Wspomnę jednak o ojcach porażek, swoistych ludziach widmo, bo wg tego toku myślenia ich nie ma, albo zdążyli zaadoptować czyjś sukces nie bacząc, że ten ojca już ma. Być może niejednego. Szkoda jedynie sierot porażek, które mimo porzucenia istnieją. Kilka z nich z moim genotypem (pamiętam o Was).

 

Astrid Lindgren z dużym fiatem nie ma zbyt wiele wspólnego, ale mi wystarczy odrobina. Rozumiany powszechnie sukces kojarzony jest mniej lub bardziej celowo z ilością "zer" na koncie nie wspominając o ilości kont. Nic złego w zamożności, bo bez wątpienia żyje się łatwiej bez martwienia o byt. Uważam jednak, że tzw. sukces ma więcej twarzy/ płaszczyzn/ kolorów/ warstw/ znaczeń/ imion niż się obecnie lansuje i jak się go społecznie odbiera, bo nie ukrywajmy, że najgłośniej w gnieździe krzyczy pisķlę, o którym wspominam na początku. Tak rozumiany niestety będzie dla większości metą wyznaczoną za daleko. A może „stety”. Kwestia perspektywy. Znalezienie czterolistnej koniczyny (Trifolium rapens) symbolizuje szczęście, ale może trzylistna dostępna w obfitości łąki przynosi spełnienie. Kwestia perspektywy. Patrząc prawie 4 dekady wstecz, więc z perspektywy tym razem czasu swoisty sukces umożliwiał mi i moim bliskim wielokrotnie nie porsche, ferrari, lamborghini, bentley, rolls-royce czy bugatti, a duży fiat. Mimo że lepsze auta stały u kolegów jak się mówiło „pod blokiem” ten właśnie wytwór FSO transportował naszą rodzinę na niezapomniane i niepodrabialne kilka dni nad jeziorem, w których standard „all inclusive” stanowiło pole namiotowe z pompą wodną i aneksem kuchennym w postaci jednopalnikowej butli. Te właśnie teoretyczne niedoskonałości w szczegółach tworzyły praktyczną całość doskonale spędzonego czasu. Naszego sukcesu. Takie jego znaczenie wyrył mi w pamięci skromny (nie obraź się) FSO 125p z mniej już skromnym odgłosem z wydechu. Wiele jest racji w tytule biografii Astrid Lindgren "Żyje się tylko dziś". 

Kończąc myśl wracam do dnia, w którym piszę te słowa. Jeśli się kiedykolwiek zdarzy, że odniosę sukces, nie będzie jedynakiem. Dostrzegam ich sporo w różnych warstwach codzienności doświadczanej z najbliższymi. Cieszę się, że możemy tworzyć nasze razem. Oby sport i inne dziedziny ludzkiej realizacji trwały pomimo braku wyśrubowanych przez człowieka wyników wskutek pobudek dobrych i tych drugich. Z jakiegoś powodu w przyrodzie po dziś dzień trwa nie tylko co najszybsze, najsilniejsze, najpiękniejsze, najinteligentniejsze, najtrwalsze i każde inne "naj". Wszystkie konie w wyścigu są równie piękne, a życie pokazuje, że gepardowi czasem umknie w bok płochliwy zając.

 

Świat istnieje nie tyle również, ale przede wszystkim poza podium, podobnie jak zasady fair play kształtują relacje międzyludzkie w dużo szerszym kontekście od rywalizacji sportowej. Być może schodząc na ziemię z podium wciąż na nim pozostajemy. Mimo że sukces jest nagradzany dzisiaj pieniądzem i sławą [opcjonalnie sławą i pieniądzem], nie jest jedyną opcją gwarantującą szczęśliwe życie. Ma jedynie szansę być jedną z możliwości. Życzę wszystkim nie pomijając siebie satysfakcji z codzienności, na którą składają się także, nie wyłącznie sukcesy.

PS. Powyżej Trifolium rapens, dostępna w obfitości łąki.

skrzynka skarg i wniosków

Z pewnością nie jestem jedynym zakładającym skrzynkę skarg i wniosków, ale być może pierwszym, który zorganizował takie miejsce na własnym blogu. Jest to skrzynka szczególna, a jaki ma cel? Obiektywnie mniej niż śladowy i wszechświat poradzi sobie bez niej. Dla mnie jednak sprawa odbioru treści jakie tworzę ma znaczenie. Zasada działania skrzynki jest najbardziej prosta jaka przychodzi mi do głowy, więc niech tak zostanie. Wystarczy tu wejść i zostawić anonimowy komentarz co jest warte zmiany, co kontynuacji, co jest niepotrzebne, a co w miarę dobre, choć możliwe że tego ostatniego nie ma za wiele. Każda opinia ma taką samą dla mnie wagę. Bezcenną. Za wszystkie bardzo dziękuję. Z jakiegoś powodu założyłem przed laty tego bloga. Wciąż pojawiają się w nim treści. Być może to się nie opłaca, ale w tym jak i o czym chcę pisać postanowiłem być wierny swojej drodze, choć bywa że to droga, na której oglądając się za siebie widzę wyłącznie swoje ślady. Tak jest jednak od początku i gdyby było inaczej nie mógłbym stwierdzić, że to co chcę przekazać jest szczere. A w każdym wyrazie, w zdaniu, w myśli krótkiej i obszerniejszej jest prawda, co przynajmniej dla mnie jest wartością. Prawda zawsze nią jest. Cieszę się, że nie widzę na obranej drodze póki co znaku "ślepa uliczka" chociaż prawdopodobnie ominąłbym ten blef. Jestem wdzięczny wszystkim, którzy poświęcili choć chwilę bezcennego czasu na tematy, których dotykam. Bardzo dziękuję, choć dzisiaj potrzebuję krytyki. Co jest dobre, co przeciwnie. Co przydatne w jakikolwiek sposób, chociaż pośrednio, a co niczego nie warte. Może kogoś zainspirowałem, może coś zapoczątkowałem, może to jeszcze przede mną, a może nigdy tak się nie stanie. Poza wszystkim jednak wydaje się, że jeśli w jakikolwiek sposób czas nie został zmarnowany, mogło być gorzej. Mam nadzieję ciąg dalszy nastąpi.

tajemnica

Muzyka ma tajemnicę. By wykazać jej wartość potrzebujemy technologii i jakości wykonania instrumentów oraz sal koncertowych jednocześnie pamiętając, że wystarczy scyzoryk i kawałek drewna, by stworzyć flet i przeszyć serce prostotą wygranych nut. Muzyka współpracuje z talentem i wrażliwością twórcy oraz słuchających, będąc obecna w idealnym wykonaniu etiudy, ale również w prostocie szumu liści i górskiego potoku. Wyrafinowana prostota to nie oksymoron. To piękno. Jego tajemnicy dotyka perfekcyjnie natura oraz tak jak potrafi człowiek. Na pięciolinii, płótnie malarskim, filmowej kliszy oraz w ludzkich gestach. 


PS. Refleksja pochodzi z tekstu „sprzedaż dotyka wszystkich” (zainteresowanych odsyłam do jego źródła na tym blogu).

moje blogowanie

Całkiem możliwe, że blogowanie nie ma obecnie dobrego PR i że czynność ta pozostaje wyłącznie potrzebnym dla samego piszącego marginesem na upust myśli. Niech tak będzie. Mimo wszystko nie jest to miejsce zbędne. Gdy patrzę na ponad 7-letni okres prowadzenia własnej "blogoszuflady" potwierdzam co wyśpiewała Anna Jantar po raz pierwszy w roku 1973. Najtrudniejszy pierwszy krok. Oprócz określania stopnia trudności kroków zauważyłem jednak sprawy poboczne i być może ważniejsze, między innymi nieplanowaną ewolucję toru, po którym się poruszam i niewiadomą, której doświadczam dość często. Jaką myśl poruszę następnym razem, jakiego tematu dotknę i co będzie dalej. Bo przecież będzie. 

 

Nie posiadam własnego brandhero, póki co jednak pomagają mi otwarte oczy, podniesione czoło, poczucie humoru i surowy podpis (bez hasztagu), który jest ze mną od początku. Staram się mniej lub bardziej udolnie zagospodarować cenną uwagę czytających i czas, którego nie można cofnąć. To odpowiedzialność. Bywa że piszę o Sprzedaży dotykając jej tajemnic z różnych stron. Udało mi się dostrzec, że nie jest wyłącznie liczbą i że jest kolorowa, a tylko wydaje nam się, że wszystkie jej barwy poznaliśmy. Doświadczyłem czym jest "Jej zmienność" oraz "sprzedażowa niemoc". Zauważyłem, że Współcześni posługujący się obecnie Sprzedażą nie są bardziej wyjątkowi niż Pierwotni, z których dorobku czerpiemy (tekst "genesis" powstał wskutek dostrzeżonej pychy współczesnych ekspertów sprzedażowych). Nazbierało się trochę myśli, opisuję je po swojemu i mam nadzieję, że to nie wszystko, choć czym dalej idę, wcale nie wiem więcej. Dziękuję za poświęconą uwagę i zainteresowanie tematami, których dotykam, a właściwie dotykamy ich przez to wspólnie, bo mam świadomość, że czas można spożytkować korzystniej.

Niezastąpiony

Refleksja nieobligatoryjna dla tych, którzy chcą ją podjąć. Odpływając "z prądem" w futurystyczny świat weźmy na wszelki wypadek wiosła. Nigdy nie wiadomo czy oraz kiedy będzie trzeba "pod prąd", na krócej lub dłużej siłą mięśni zawrócić. Po odarciu nałożonych celowo i z przymusu masek jesteśmy wszyscy światu potrzebni. Trochę tak jak każdy odrębny element ekosystemu. Tym, którym to dzisiaj potrzebne, a może wszystkim bez wyjątku, więc również sobie dedykuję poniższą zbitkę słów mając świadomość, że nie są szczytem lirycznych możliwości za to stawiając na ich przesłanie. Bądźcie zdrowi.

 

Jak już cię kimś/ czymś zastąpią, 

jak w drzwi stukanie domofony, 

choćby świat twierdził inaczej,

zostaniesz Niezastąpiony. 

W niespodziewanej godzinie, 

gdy domu przyjdzie szukać, 

pomimo braku prądu, 

w drzwi można ZAWSZE zastukać.

 

|Niezastąpiony| © Janusz Zacharewicz

 

PS. Myśl pochodzi z tekstu „ma…ka osobista” (zainteresowanych odsyłam do jego źródła na tym blogu).

co nowego w Sprzedaży

Co nowego w Sprzedaży mnie dzisiaj spotka nie wiem, choć wiem że spotka. Co przyniosą dni kolejne też nie wiem. To swoista gwarancja emocji oraz dopływ tlenu w sprzedażowym krwiobiegu. Niech tak zostanie. Praca w Sprzedaży jest pasjonująca i w swojej niemożności odkrycia do końca niesamowita. Sprzedaż ma wpływ na ludzi, choć oni jednocześnie bardziej lub mniej celowo znacząco na nią oddziałują. Człowiek i zmieniające się w czasie okoliczności odciskają piętno na Sprzedaży, bywa że z korzyścią dla tej ostatniej, choć wg mnie nie zawsze. Bo istnieje w tym wszystkim pewna odpowiedzialność, jeśli dzisiaj ma znaczenie cokolwiek oprócz dzisiaj. Sprzedaż jest drogą, którą poruszają się ludzie od zarania dziejów. Zauważam na niej ślady poprzedników, a będzie istnieć długo po tym jak i po mnie marny ślad zniknie. W perspektywie czasu idę tą drogą tylko chwilę i mam nadzieję zostawić ją w stanie nie gorszym od tego, który zastałem. Bo sporo można poprawić, podobnie jak zepsuć. To odpowiedzialność. Jeśli dzisiaj ma znaczenie cokolwiek oprócz dzisiaj. Wszystkim Handlowcom życzę satysfakcji i spełnienia w tym wyjątkowym zawodzie, a co nowego w Sprzedaży mnie dzisiaj spotka nie wiem. Nie wiem też co przyniesie jutro. Ale przyniesie. 

osobliwa infekcja

Staram się nie wyzbywać poczucia humoru, bez którego codzienność wydaje się trudniejsza. Dlatego właśnie w nieco (ale tylko nieco) lżejszym tonie poniżej kilka słów, między sprawami ważnymi i ważniejszymi. Ponieważ 21. listopada (lada chwila) wpisano w kalendarz Międzynarodowy Dzień Życzliwości życzę czytającym te słowa tego co najlepsze z wyprzedzeniem, bo życzliwości nigdy za wiele. Z jakiegoś powodu tak chciał wspomniany kalendarz, że dokładnie tego samego dnia wypadają imieniny Janusza (ups), który używając eufemizmu "level legendary" na brak uwagi wobec swojego imienia w powszechnym użyciu nie może dziś narzekać. Zanim więc przyjmę za kilka dni życzenia imieninowe mam potrzebę pozdrowić bardzo życzliwie WSZYSTKICH bez wyjątku, choć ze szczególnym akcentem Januszów („Janusz języka polskiego” napisałby „Januszy”). Dzień życzliwości jest szczególnym dniem listopada. Szkoda jedynie, że to 21. dzień, a nie wiek. PS. Gwarancji powodzenia nie ma, ale można spróbować zarazić życzliwością kilka dni z nim sąsiadujących. Osobliwa byłaby to infekcja.

nieprzemijalność z ponadczasowością

Przyjdzie i po mnie "zegarmistrz światła purpurowy", a że póki co jestem otrzymałem (jak my wszyscy) czas, nie wiem jedynie (jak my wszyscy) ile. Rok, kwartał, miesiąc, dzień mija kolejny, czasu zatrzymamy, chyba że Kobieta swoim wyglądem posadzi go na czas jakiś "do kąta". A czas jest względny i psotny. Bywa czasem, że oszukuje czasem. Byłem świadkiem jak w sznurze nowoczesnych, niemal bliźniaczych samochodów przykuwało uwagę i zachwyt gustowne auto sprzed kilkudziesięciu lat. Potomstwo innowacyjności przemija i tak będzie z prawie wszystkim co jest szczytem techniki i technologii również dzisiaj, będących pochodną ludzkiej mądrości oraz wygody. 

 

Przesunięcie czasu o godzinę wstecz (już za chwilę) nie przeszkadza cofnąć go w pamięci znacznie więcej. Wielu z nas jako dziecko chciało być dorosłym, co u części n-latek z warkoczem objawiało się malowaniem ust i przymierzaniem szpilek mamy, a u n-latków z wytartymi kolanami w spodniach popalaniem papierosów za śmietnikiem. Jako dorośli trochę odwrotnie, chcemy czasem lub wręcz często na powrót być dziećmi, wracając wspomnieniami do "tamtych lat", dopiero z perspektywy czasu doceniając beztroskę dzieciństwa. Tak oto dzieci z rozumem dzieci chcą być dorosłymi, a dorośli z rozumem dorosłych - dziećmi. Wchodząc w skórę Benjamina Buttona, bo choć to postać fikcyjna, w żadnym razie nie uniemożliwia, by "wejść w jej skórę", wydaje się że chyba tylko on miał to, czego pragnęli wszyscy, jako dziecko będąc dorosłym, a jako dorosłym - dzieckiem. Jednocześnie tylko on chyba odczuł dosłownie i do końca, że to nie do końca prowadzi do szczęścia. Wiedział to bardziej lub mniej świadomie już jako kilkuletnie dziecko z rozumem dorosłego i jako starzec z rozumem dziecka. Być może „postawienie spraw na głowie” paradoksalnie układa niektóre z nich na swoim miejscu. Nic innego jak czas to pokaże, chyba że już to uczynił. Czas jest w większości spraw jedynym uprawnionym Jurorem.

 

46 lat po premierze S.W./ep.4/ Nowa nadzieja (1977) oraz w 24 lata po pierwszej emisji S.W./ep. 1/ Mroczne widmo (1999) stwierdzam co podpowiadają mi oczy, że starsze efekty specjalne się mniej "zestarzały" od tych młodszych. To subiektywna ocena natomiast pokazuje być może nie tylko mi siłę argumentu Twórcy pokonującą nowszą o ponad 2 dekady technologię, obwieszczając widzowi, że nowsze nie musi okazać się lepszym. Być może nadzieja ("nowa") zgodnie z powiedzeniem ma "umrzeć ostatnia". Podobne odczucia mam z 58-letnim już (prod. 1965) musicalem pt. "Dźwięki muzyki" (The Sound od Music), który zwraca uwagę nie tylko z powodu imponujących przychodów oraz otrzymanych statuetek i nagród, a dlatego, że (wg mnie) przewyższa ponadczasową wartością tworzone obecnie w greenromach produkcje, będąc przed laty kręconym w pięknych plenerach bez użycia FX. Jeśli nie mieli Państwo okazji widzieć "Dźwięków muzyki", polecam. Za kolejne 50 lat już nie ja, a ktoś inny zauważy być może kunszt w 108-letnim dziele, bo tyle będzie liczył wówczas lat. Talent oraz pomysł Twórcy, ale i przekaz oraz treść się nie starzeją, natomiast efekty specjalne bez wsparcia wspomnianych atrybutów (nie)stety tak, a pozostając przy filmie i użytym w nim kontekście czasu nie mogę nie zauważyć tej oczywistej zależności. Zmieniają się czasy, podobnie jak modele aut oraz efekty specjalne, jednak gra aktorska najwyższej próby się nie starzeje. Szczególnym przykładem nadającym się w całości do zobrazowania nieprzemijalności i znaczenia ludzkiego talentu jest niezastąpiony Michael J. Fox, który był i chyba na zawsze zostanie kręgosłupem filmu „Back to the future”, niezaprzeczalnie wizjonerskiego, ale przede wszystkim (w przenośni i dosłownie) ponadczasowego. Do dzisiaj świat filmu odnosi się do tego właśnie obrazu, który w swojej kategorii i tematyce nie został zdeklasowany.

 

Wyciągam przy okazji na wierzch wersy sprzed lat, ponieważ pasują tematycznie. Zostały napisane w TYM CZASIE, znalezionym i włożonym między sprawy ważne i ważniejsze. Nie jest to liryka, czy nawet jej namiastka, a kilka słów wyciągniętych spośród innych "na ochotnika", których zadaniem głównym jest przesłanie. Potomstwo innowacyjności przemija i tak będzie z prawie wszystkim co jest szczytem techniki i technologii również dzisiaj, będących pochodną ludzkiej mądrości oraz wygody. 

 

Leżą sterty rzeczy, 
rzeczy "stare" i "nowe", 
jedne są "jeszcze", 
inne "już" gotowe. 
Sterty ułożono 
jakby "od niechcenia" 
i "która którą" jest, 
jest nie do odróżnienia. 
 
"Stary" chce być "nowym", 
analog - cyfrowym, 
"nówka sztuka" się stara, 
zostać "stara, ale jara". 
"Stary dobry", a dlatego, że jest 
"dobry", a nie "stary", 
poszukuje "nowego", by był 
"dobrym" z nim "do pary". 
 
"Nowa" przy śniadaniu 
"spod igły" oddana, 
w okolicach kolacji 
wymaga aktualizacji. 
"Nowa" więc, czy "stara"?
- rozprawiają zegary,
w których czas, choć "nowy" 
zamienia się w "stary". 
 
Leżą sterty rzeczy, 
rzeczy "stare" i "nowe", 
jedne są "jeszcze", 
inne "już" gotowe. 
Sterty ułożono 
jakby "od niechcenia" 
i "która którą" jest, 
jest nie do odróżnienia. 
 

|sterty| © Janusz Zacharewicz


PS. Przyjdzie i po mnie "zegarmistrz światła purpurowy" i trochę niechcący poza perfekcyjnymi kadrami klatek filmowych oraz słowami wiecznie aktualnej ballady Tadeusza Woźniaka (1972) również powyższymi amatorskimi wersami zespalają się nieprzemijalność z ponadczasowością ludzkiego wkładu w twórczość, choć odnajdziemy te wartości w wielu dziedzinach życia, jeśli tylko poświęcimy na to uwagę i czas. Tymczasem czas kończyć refleksję o czasie, by wrócić do przyszłości.


ujarzmienie

Czasem ujarzmienie jest możliwe. Oby inspiracją działań były dobre intencje. Gdybym miał wskazać najbardziej spektakularną reklamę, która krzyczy w mojej pamięci niczym najgłośniejsze pisklę w gnieździe wskazałbym Red Bull Stratos, mimo że to po części reklama, bo raczej zbiór okoliczności, znaczeń, zdarzeń, które dzięki pracy, wyobraźni ludzkiej oraz „budżetowi” ponad 11 lat temu (14.10.2012) dopełniły podprogowo lub wprost obietnicy zaciągniętej u obserwatorów trzymających kciuki za powodzenie oraz tych pozostałych, osób obojętnych, sceptyków i niedowiarków. Gdybym miał wymienić bohatera/ów tego projektu mógłbym wskazać głównego "aktora", bo Felix Baumgartner skoczył mimo nieprzewidywalności zdarzeń, ale mógłbym też mówić o sponsorze/rach, czy o naukowcach, bo dla nauki był czas istotny. Mógłbym wspomnieć o konstruktorach specjalistycznego skafandra, który przetrwał ponad 4 minuty ekstremalnej temperatury i tarcia przy prędkości "obiektu" dochodzącej do 1342 km/h. Postawię jednak na "jedynce" tego podium pomysłodawcę/ów wydarzenia i jego/ich umysł oraz wyobraźnię przesuwającą granice. Gdybym miał też opisać po swojemu co myślę o Red Bull Stratos 2012 (data z braku gwarancji, że był to skok ostatni), to skupię się na tym co po upływie czasu zostało. Poza wyeksponowaniem odwagi, nauki, roli przekazu medialnego, technologii i pieniądza, bo bez tych elementów by się to nie udało, wskazałbym znaczenie ludzkiej chęci rozwoju, bo zespoliła całość przedsięwzięcia. Chęć rozwoju doprowadza tlen do organizmu każdej branży.

 

PS. Myśl ilustruję zdjęciem piłki ujarzmionej przez człowieka w pożytecznym celu. Kształtem przypomina kulę ujarzmianą przez człowieka od początków jego dziejów. Oby inspiracją działań były dobre intencje.

"non omnis moriar"

Wracam do tej myśli, chociaż to ona wraca do mnie. Aura jesienna, wszechobecne znicze w sklepach oraz nadchodzący czas odwiedzania grobów bliskich (nie)chcący przywodzą mi w pamięci refleksję sprzed kilku lat. Zrodziła się w mojej głowie, gdy przechodziłem wzdłuż ulicy, przy której skupione są zakłady pogrzebowe. Niestety, a może "stety", ale taka kolej rzeczy. Aż chce się powiedzieć "do wyboru do koloru". To branża, której nikt z nas najpewniej nie ominie i jak wszystkie inne tak i ona dociera do Klienta wybierając działania aktualnie najtrafniejsze i najskuteczniejsze wykorzystując mniejszą lub większą machinę marketingu oraz reszty sprzedażowego zaprzęgu. Z tego przypadkowego spaceru utwierdziła mi się w głowie myśl. Dziś Sprzedażą zajmuję się ja, kiedyś Ona zajmie się mną. Niestety, a może "stety", ale taka kolej rzeczy. Wszystko przemija i nie inaczej jest z nami. Postaram się skierować wagon tej myśli na tor boczny, bo go z jakiejś przyczyny zauważam. Gdybym próbował odnieść się do zagadnienia upływającego czasu pod kątem Sprzedaży zaproponowałbym tekst "genesis", którym staram się pokazać, że nie jesteśmy bardziej wyjątkowi niż nasi poprzednicy, z których dorobku czerpiemy. Skierowałbym uwagę na historię wyjątkowej pary, która pomimo upływu czasu oraz wszechobecnych zmian pozostaje nierozłączna. Oni "wciąż są razem". Z tematem rezonuje również historia "zawsze będzie dzisiaj", bezsprzecznie związana zarówno ze Sprzedażą, jak i z upływającym czasem. Choć napisałem ją kilkanaście miesięcy temu, budowała się w mojej głowie ponad 20 lat. Zainteresowanych wymienionymi treściami odsyłam do ich źródła na tym blogu z góry dziękując za poświęconą uwagę. Wszystko przemija i nie inaczej jest z nami jednak z nadzieją zawartą w słowach "non omnis moriar" serdecznie pozdrawiam wszystkich.

Nauczyciel

Pamiętam ze studiów opowieść jednego z wykładowców o naukowcach z Polski, którzy pojechali na międzynarodowy projekt inżynieryjny za granicę. Gdy pewnego dnia zabrakło prądu i wszystkie urządzenia liczące „padły” z braku zasilania, a wiadomo było, że awaria się może przeciągnąć w czasie, inżynierowie z Polski jeden po drugim zaczęli wyciągać ołówki, papier i obliczać wszystko "ręcznie". Z racji że jutro "Dzień nauczyciela" mam potrzebę wyrazić szacunek dla ludzi nauki, ale i sportu, kultury, sztuki i innych obszarów rozwoju człowieka za umiejętność zauważenia, wydobycia i rozwinięcia własnego potencjału oraz zaszczepienie w sobie i innych chęci zostawienia drogi szybszej i wygodniejszej na rzecz tej wymagającej.

do strefy komfortu

Podążając za nośnym tematem opuszczania tzw. strefy komfortu, by osiągać cele wyższe, ważniejsze i ambitniejsze, nie umniejszając im dostrzegam pytanie, czy miłość jest poza nią, bo wydaje się, że jest w samym jej centrum. W odpowiedzi pozwolę sobie skierować propozycję do strefy komfortu, chcąc nie chcąc bohaterki tej myśli, by choć raz to ona, nie wychodząc nigdzie i nie szukając niczego "poza" spróbowała poczuć i znaleźć komfort w środku samej siebie. Z pewnością więcej można próbować o tym mówić, czy pisać, ale zatrzymam się i zakończę fragmentem tekstu jednej z piosenek wokalisty, który zasłużył na więcej uwagi niż otrzymał. Utwór niechcący traktuje właśnie o tym. "Nie chcę żyć pełnią życia, bo obawiam się, że którejś nocy czy dnia, minę ciebie" [Za-czekam | Mieczysław Szcześniak | Spoza nas | 2000].

 

PS. Myśl dopełniam zdjęciem „kosza” obrazującego cel w samym jego centrum.

statystycznie

Wydaje się, że w większości przypadków nauka i rozsądek wymagają czasu, a głupota potrzebuje zaledwie chwili. Czy czas zdoła to naprawić? Ponoć leczy rany. Czas oceni jeszcze, czy cokolwiek z tego co kiedykolwiek pomyślałem, powiedziałem, czy napisałem ma sens. Oglądając zdjęcie Filarów Stworzenia, których elementy mają wysokość kilku lat świetlnych zastanawiam się jak mali jesteśmy wobec ogromu tego o czym nie mamy świadomości i czy liczymy wszystko odpowiednią miarą, bo miary to sami sobie stworzyliśmy tak, by były odpowiednie. Z jakiegoś powodu myśl ta idzie za mną lub ja za nią. Co jest obiektywnie ważne i co mówią na to excelowskie tabele. O tym właśnie, celowo nie wprost, poniżej.

 

Statystycznie słabo wypadło drzewo w stosunku do poprzedniego roku, a nawet kilku lat wstecz, bo mniej obrodziło owocami. Jak się miało okazać nie był to jednak rok bezowocny. Bynajmniej wyłącznie dla drzewa. Statystycznie dzień tamten nie różnił się od poprzednich praktycznie niczym, choć miał mieć wpływ na sporo tych po ludzku ważnych spraw. Spraw, które istniały od zawsze i będą istnieć niezależnie od tego, czy człowiek będzie miał o nich wiedzę. Poprzez słońce, deszcz i system korzeni ziemia ulokowała soki w mniejszej ilości owoców na drzewie, co wpłynęło na ich wzrost i przez to rozmiar statystycznie większy. Być może z tej przyczyny właśnie tego dnia i właśnie w tym czasie zaczęły spadać. Przyglądał się temu po raz n-ty w swoim życiu Isaac Newton i akurat tego dnia, nie różniącego się statystycznie od innych się to stało. Zrozumiał jedną z tych po ludzku ważnych spraw, które istniały od zawsze i będą istnieć niezależnie od tego, czy człowiek będzie miał o nich wiedzę. Mimo że wspomniany dzień podobnie jak wiele przed nim i po przeszedł do historii, nie wypadł na tle innych dni statystycznie słabo. Statystycznie słabo wypadło drzewo w stosunku do poprzedniego roku, a nawet kilku lat wstecz, bo mniej obrodziło owocami. Jak się miało okazać nie był to jednak rok bezowocny. Bynajmniej wyłącznie dla drzewa.

lajk bez rozgłosu

Pomimo bezwzględnego zła w świecie mamy jako ludzie w genach naturalne pokłady dobra bez względu na to, czy się o tym mówi, czy pomija milczeniem. Mówienie o tym jest mniej nośne i klikalne, a prawie wszystko w tych czasach poddane jest monetyzacji. Mam świadomość, a wręcz pewność, że czynione przez człowieka dobro dzieje się na co dzień bez względu na odbiór tego faktu na zewnątrz. W milczeniu. Odbywa się nie tylko codziennie, ale na różne sposoby oraz na wielu poziomach i płaszczyznach. Nie bez przyczyny też (być może) pomoc finansowa miliardera jest nazwana dobrem tak samo jak podanie potrzebującemu kubka herbaty jest nazwane dobrem. Nie ma dobra "prim", czy "premium" być może po to, by każdy mógł je czynić bez względu na swój status. Nie bez przyczyny też (być może) słysząc w zamian słowo dziękuję bez stopniowania na dziękuję "prim", czy "premium". To jest proste, ale i dobro takie jest, podobnie jak słowo, które chcę ludziom powiedzieć. Dziękuję. Mam potrzebę chwilę uwagi skierować na ludzi działających i służących innym bez rozgłosu. Dotyczy to spraw i zdarzeń jednorazowych, ale przede wszystkim wielokrotnie powtarzalnych. Nie tylko w sprawie niedawnej pandemii, bo przed nią ludzie działali i po niej nieprzerwanie są aktywni i z pewnością będą dalej, w różnych branżach i na wielu polach. Są to gesty drobne, ale często wsparcie na wagę życia. Nie wspomina o tym na co dzień telewizja i social media, chyba że oko i ucho nadstawiam niestarannie. Być może dlatego, że czynią dobro nie komunikując tego nikomu. Nie od razu się też ich dostrzega, ale z minimalnym wysiłkiem intelektualnym (mnie się udało) i rozglądając się wbrew pozorom wcale nie tak daleko. Trochę może nie po drodze im z tym, że o nich wspominam, bo z jakichś względów robią co robią właśnie w ciszy. Być może taka pomoc daje większą satysfakcję i spełnienie. Mam nadzieję wybaczą skromną wzmiankę o nich, którą ilustruję wdzięcznym uśmiechem dziecka oraz tytułuję „lajkiem bez rozgłosu”. PS. Poniżej amatorskie wersy (pół żartem, ale tylko pół), które nieco wpasowują się w temat. Zostawiam ich przesłanie subiektywnej ocenie.

 

Zdarzyła się raz komuś dobra sprawa,

pochwalił się i usłyszał niecodzienne brawa.

Gdy za drugim razem już milczenie obrał,

sprawa tak jak była, tak została dobra.

 

|dobra sprawa| © Janusz Zacharewicz

po omacku

Póki co, widzę ją jak przez mgłę. Wyczuwam trochę jakby po omacku jej przesłanie i szkielet. Zawsze jednak to coś, a skoro coś, to przecież nie nic. Nie wiem, czy cokolwiek by pożytecznego wniosła i czy to dobrze, że tego nie wiem, czy przeciwnie. Jeśli jednak mogłaby kiedyś powstać zrodzona w mojej głowie książka, nie musi być pożądana. Niech będzie odrobinę przydatna. Przydatność ma różne oblicza i mogłaby sobie któreś przybrać. Inaczej, niech pozostanie w potencjale niewykorzystanym.

ważne, że płynie

Oglądając produkcję filmową, zwłaszcza spektakularną, zauważymy na koniec długie napisy. Niekończącą się listę osób zaangażowanych w produkcję. Znane hollywoodzkie nazwiska wymienione są na początku dużym fontem, później reszta. Długa, niekończąca się reszta. Znamienne jest to, że na napisach końcowych zachwyceni filmem widzowie z resztkami popcornu w zębach wychodzą. Mało kogo obchodzi kto, co i z kim w tym dziele miał swój wkład. Bo i po co. Film został skonsumowany, smakowało, a nawet bardzo, ale o składniki i przyprawy użyte oraz o warunki jej przyrządzenia nikt nie pyta. Nie pyta o sztab ludzi, których nie widać. Choć byłem raz świadkiem i uczestnikiem seansu, na którym po zakończeniu były długie brawa, a gdy ucichły, w milczeniu wszyscy siedzieli do ostatniego wersu napisów. Był to pokaz przedpremierowy kolejnej części Star Wars. A bez ludzi z napisów końcowych owa produkcja nie byłaby właśnie taka, albo w ogóle nie mogłaby powstać i raczej rzadziej niż częściej, to da się natrafić na film, w którym aktorzy wymieniani są w napisach w kolejności alfabetycznej, bez klasyfikacji i segregowania stopnia ich ważności. Podkreśla się tym samym, że wszyscy mają swój wkład, mniejszy lub większy, ale jednak ważny, podobnie jak każdy nit i spaw w okręcie ma znaczenie. Który spaw i nit ważniejszy od którego i czy kiedykolwiek się o tym pasażer przekona, lepiej nie sprawdzać. Ważne, że płynie.

 

PS. Myśl pochodzi z tekstu „Titanic i jego nity” (zainteresowanych odsyłam do jego źródła na tym blogu).

prowadzenie

Znam swoje "miejsce w szeregu" na tym polu, jednak bywa że coś napiszę. Podczas pisania pozwalam czasem, by symboliczne pióro w ręce prowadziło się samo i trochę tylko mu "przeszkadzam". Nie wiem natomiast na ile "przeszkadzanie" to jeszcze, czy już symbolicznego pióra prowadzenie.

"experienced"

Potocznie przyjęte pojęcie "zjeść na czymś zęby" ma wiadome znaczenie, sugerujące doświadczenie w określonej dziedzinie życia. Chcę zaprosić czytających te słowa do zaznajomienia się z drugim sensem tego stwierdzenia, zdecydowanie rzadziej używanym od potocznego. Być może nie wszyscy wiedzą, że słonie nie tyle umierają z tzw. starości, co z powodu braku uzębienia, co prowadzi w prostej drodze do niemożności spożywania przez nich pokarmu, tak jak się to odbywało do tej pory, więc podczas posiadania wspomnianych zębów. Oto słoń, który mógłby pożyć jeszcze życiem słonia, bo pozwala mu na to jego postura, siła i umiejętności, niestety któreś z kolei zęby już starł (szóste, bo tyle ich miał z rzędu) i okazało się, że to były ostatnie. Więcej nie będzie zębów, więc ich właściciel osłabnie doprowadzając się do wycieńczenia i powolnej śmierci. W tym kontekście stwierdzenie "zjeść na czymś zęby" jest mniej pozytywne i smutniejsze, niż w znaczeniu zawodowym u ludzi, w którym "zjeść na czymś zęby" znaczy być znawcą tematu, czyli ekspertem, może nawet unikalnym, czy tym jedynym. Słoń oprócz "zjedzenia” własnych zębów, zgryzienia ich przez lata robi to również w tym drugim znaczeniu. Słoń jest doświadczony życiowo potrafiąc wykorzystywać mądrość, którą nabywa, a jakby mógł i chciał (bo przecież mógłby móc i nie chcieć), na profilu własnym w social mediach napisałby o sobie "experienced", choć przez skromność, bo należałby się mu opis "very experienced" lub "extremely experienced". Poniżej kilka słów dlaczego. Słoń potrafi wyczuć burzę oddaloną o 100 km, a któż z nas ma taką zdolność bez patrzenia w aplikację w smartfonie, sprawdzalną tylko z ograniczonym prawdopodobieństwem. Słoń wie, że jest odpowiedzialny za stado i mimo grubej skóry nie jest "gruboskórny". Nie jest bynajmniej, bo wie co to czułość, wierność i stałość. Potrafi bawić się, a także płakać i śmiać się oraz przeżywać w cichości swoje wyjątkowe oczekiwanie na macierzyństwo w najdłuższym okresie ciąży u ssaków, tj. ok. 22 miesięcy. Słoń przeżyje niejeden atak drapieżników i wie co to strata, podobnie również wie jak smakuje głód ("smak głodu" to dość dobra mutacja oksymoronu). Słoń w swojej cichej inteligencji potrafi będąc rannym udać się po pomoc do ludzi będąc świadomym, gdzie może znaleźć dla siebie ratunek. Wie też co znaczy solidarność, gdyż wywalczył w kalendarzu 12 sierpnia (minął kilka dni temu) "Dzień Słonia", mimo że nie potrzebuje takiego dnia w naturze. Zrobił to być może dla swoich braci w ZOO. Słoń uda się też sam na miejsce, w którym zamknie oczy po raz ostatni. Słoń "zjada zęby" w obu opisanych znaczeniach, a czyni to przez całą długość swojego długiego życia nie myśląc o tym nic. Myślenie zostawił człowiekowi, by myślał, że "zjadł na czymś zęby".