Idę o zakład, że za kilka
miesięcy część obecnych hitów z pierwszych dziesiątek radiowych wyparuje w
niebyt, podczas gdy wielu z nas wciąż będzie czuć podwyższone tętno słysząc
"You" zespołu Ten Sharp, który to utwór kończy za kilka dni 33 lata.
Trochę to smutne, bo podskórnie czuję, że powinno być inaczej. Być może
jest tak dlatego, że utwór ma się przede wszystkim sprzedać, a kunszt i dobro
samej Muzyki niekoniecznie musi grać w reprezentacji. Czyż ona na tym nie
traci? Wspominam obraz "Jersey Boys" genialnego Clinta
Eastwood'a, przypominający w pełnych humoru i dźwięku kadrach, że nie zawsze i
nie wszystko w świecie Muzyki przychodzi łatwo, a mimo to można tworzyć zgodnie
z własną drogą. Jak w wielu przypadkach, tak i w tym sprawdza się alegoria
do naczyń połączonych. Przesuwając elementy przypisanej każdemu z nas układanki
uwagi, która jest ograniczona oraz czasu, którego nie da się cofnąć,
przynajmniej w niewielkim stopniu wpływamy na to co słyszymy z fal eteru i widzimy
w kinie. Mamy wpływ też na to czego nie usłyszymy i nie zobaczymy. To chyba
odpowiedzialność. Kto wie, być może oddając wszystkiemu sprawiedliwe i należne
miejsce uda się dostrzec co jest złotem, a co tombakiem, mimo że są z
daleka nie do odróżnienia.
PS. powyższa myśl koreluje z refleksją „czy umarło już tworzenie?” (zainteresowanych odsyłam do jego źródła na tym blogu)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
dziękuję za komentarz