"filtr niewszystkowiedzy"

Jeśliby zgłębić przesłanie produkcji w reżyserii Neilla Blomkampa, takich jak "Dystrykt 9" lub "Chappie", albo znanego chyba wszystkim "Leona Zawodowca" Luca Bessona, da się zauważyć odwrócenie teoretycznie oczywistych i niepodważalnych wartości podstawowych, jak dobro/ zło, uczciwość/ nieuczciwość, grzech/ cnota, zaleta/ wada i tym podobne. Produkcje te stawiają widza niejako w negatywie emocji i odczuć oraz ukierunkowują, by popierać działania „złego” bohatera oraz dostrzegać i piętnować w milczeniu postępowanie „dobrego”. Pokazujący taki obraz poza tym, że bawi się widzem przeciskając jego mózg przez niewidzialną wyżymaczkę do prania poddaje w wątpliwość ogólnie przyjęty i zaakceptowany w świecie poczet wartości, do którego się wszyscy na co dzień odwołujemy. Choć niektóre z tych filmów to futurystyczne wizje z gatunku sci-fi, więc fikcyjne i odarte z realizmu (choć wg mnie nie do końca), nie ma to znaczenia dla odbiorcy, by mógł wychwycić przesłanie ich twórcy. Przesłanie bardzo trafne. Oto widz po literach końcowych zostawiony zostaje z wielkim znakiem zapytania w głowie i brakiem odpowiedzi w miejscach, w których były wspawane, czy wprasowane latami doświadczeń odpowiedzi jedynie słuszne, które już takimi po seansie nie są, by nie powiedzieć, że ulegają deklasacji. 

 

odcień

 

A jeśli biegacza w specjalistycznym ubraniu zawstydzi bosy Kenijczyk, a najnowszą nawigację w aucie papierowa mapa? Widziałem dużego fiata („seryjnego”) w popisach precyzyjnego driftu, dowodzącego kunsztu kierowcy oraz zaawansowane technologicznie auto z kierowcą jadącym „na 3-go”. Słyszałem mistrzowską grę na pile z marketu oraz fałszującego muzyka z topowego zespołu uginającego się pod ciężarem drogiego sprzętu. Nie wszystko jest oczywiste, a raczej wszystko jest nieoczywiste i białe w ogólnym odbiorze nie zawsze jest takie białe, jakby być mogło i podobnie jest z drugim biegunem, tzw. czarnym. Nie każdy "czarny charakter" jest „czarny”, o czym wiedzieli doskonale twórcy „czarnych postaci”, jak Zorro i Batman, nie pomijając „najczarniejszego z czarnych” w kinematografii Lorda Vadera, który okazał się "mniej czarnym" w chwili własnej śmierci, a z pewnością "jaśniejszym czarnym" od swojego wnuka. A biel i czerń to nie wszystko, bo świat i codzienność nie są wyłącznie „czarne” i „białe”. Ludzkie wybory oraz postępowanie też takie nie są, więc nikomu oceniać kogokolwiek w jego czynach nie powinno być łatwo, bo łatwo się można w takiej ocenie pomylić. Zapożyczę od brytyjskiej grupy rockowej Procol Harum z ich międzynarodowego przeboju „A Whiter Shade of Pale” określenie "bielszy odcień bieli", bo odcień powołuje do istnienia wiele możliwości bieli, czerni i każdego innego koloru. Odcienie wydają się wierniej oddawać „życiowe” scenariusze.

 

Kontynuując temat pozostanę przy filmie, tym razem człowieka szczególnego, który (nie)chcący udowadnia światu, że mimo podeszłego wieku, postępu technologicznego i pędu za wypełnieniem po brzegi boxoffice można tworzyć dobre kino bez greenroomu.  

 

nie jest tak, jak myślisz

 

W 2006 roku Clint Eastwood stworzył obraz "Sztandar chwały", pokazując bohaterstwo żołnierzy Stanów Zjednoczonych w walce z Japończykami. Żołnierze amerykańscy nie mogli pogodzić się z nazwaniem ich bohaterami w tym wydarzeniu. Genialny reżyser, ponieważ w tym samym czasie kamery pracowały (dosłownie i w przenośni) na dwa fronty, czego efektem bliźniacze ujęcia pokazały obraz z innego punktu widzenia. W chwilę po wspomnianym filmie ukazał się obraz "Listy z Iwo Jimy" traktujący o tych samych wydarzeniach z perspektywy żołnierzy japońskich. Amerykanie mieli armię 5-krotnie liczniejszą, więc Japończycy z honorem samurajskim walczyli w samobójczym na zdrowy rozum starciu. To była niełatwa i nierówna walka, ale nie o historii chcę mówić, a o ukazaniu tzw. dwóch stron medalu, czytaj tej samej sprawy.  

 

Można powiedzieć, że "Sztandar chwały" oraz "Listy z Iwo Jimy" to tylko filmy, a opcjonalnie spróbować dostrzec to, co starał się pokazać reżyser. Przekaz jak najbardziej realny i wychodzący poza nawiniętą na szpulę kliszę filmową. Sprowadzę go do stwierdzenia, że Teoria i Praktyka to siostry bliźniaczki, rozdzielone tuż po porodzie, wzrastające w zupełnie innych, niezależnych, nieporównywalnych warunkach. A że bliźniaczki, jednocześnie trudno je czasem rozróżnić, jak i nietrudno o pomyłkę.

Odchodząc od branży filmowej na krótką chwilę, jeśli prześwietlimy znaczenie i funkcję oraz funkcjonalność tzw. dziadka do orzechów, potwierdzimy raczej zgodnie, iż mimo określenia "dziadek", potrafi wspomniane urządzenie wbrew sugestii słabości i starości sprostać bardzo twardym orzechom, by nie powiedzieć, że "da radę" nawet "twardym orzechom do zgryzienia". Więc "dziadek" (symbol starości) pokonuje "orzech" (sprawę wyjątkowo trudną, bo tak określamy tzw. twardy orzech do zgryzienia). Może trochę (nie)chcący, jednak okazało się, że słabość to siła, a starość to mądrość potrzebna do zaradzenia problemom, czyli tzw. twardym orzechom. Ponieważ krótka chwila minęła, jak obiecałem wracam do filmu, wywołując z szeregu "Leona Zawodowca" i związaną z nim nierozerwalnie genialną piosenkę Stinga "Shape od my heart". Może zabrzmi to niemodnie, ale kunszt muzyczny poznaje się nie po ilości odsłon/ wyświetleń w internecie, a po ilości lat, po których utwór wciąż wywołuje ciarki na plecach. Bo wiele "hitów" w ciągu kilku ostatnich lat wyparowało w niebyt, mimo że w piku swojej popularności, w krótkiej chwili istnienia miały miliony odsłuchań/ odtworzeń/ odsłon. Ślad i słuch po nich zgasł. 

 

ostrożnie

 

Wiele jest zmiennych od ludzi zależnych i niezależnych, a przy gaszeniu ognia eksplozją trudno określić gdzie jeszcze chaos natury, a gdzie ludzki plan. Jeśli Teoria i Praktyka to bliźniaczki, warto oceniać co widzimy i czego doświadczamy ostrożnie, a pomocnymi atrybutami w codzienności mogą okazać się pokora oraz "filtr niewszystkowiedzy" przypominający, że nie wszystko się wie, a jeśli już się wie, to nie wie się najlepiej. Atrybuty te przydadzą się każdemu, nie pomijając piszącego te słowa w ocenie kogokolwiek dopóki nie wejdzie się w tzw. jego buty, spojrzy perspektywą jego charakteru oraz koloru, a nawet odcienia koloru konkretnej sytuacji. Będą pomocne też w przesiewaniu i oddzielaniu słów od czynów, czego uczy biblijna przypowieść o dwóch synach, z których jeden obiecuje przyjść pomóc ojcu w winnicy, a tego nie robi, podczas gdy drugi pomocy odmawia, a po refleksji służy czynnym wsparciem. Trudno się nie zgodzić, że najlepiej ocenia czas, który poza tym, że podobno leczy rany pomaga w ocenie rzeczywistości. Robi to nie inaczej jak po swojemu, więc po czasie. Co więc jest przebojem, a co nie oceni wyłącznie czas i moje na plecach po tym czasie ciarki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

dziękuję za komentarz